środa, 21 stycznia 2015

21. "Leżała w wannie. Naga. Nieprzytomna."

*Chris*

- Holly ! – krzyknąłem wchodząc do łazienki. Mój wzrok najpierw powędrował w stronę okna. Było zamknięte. Odwróciłem się. Cholera. Leżała w wannie. Naga. Nieprzytomna. Kucnąłem obok i odsłoniłem jej twarz, odtrącając kosmyki włosów. Cała biała. Jak trup. Wstrząsnąłem się na tę myśl. Przyłożyłem dwa place do tętnicy szyjnej. Tętno jest. Wstałem i wyciągnąłem ją z wody. Ciecz była lodowata. Szybkim krokiem zaniosłem ją na łóżko i przykryłem kołdrą. Ustawiłem grzejniki na jak największą temperaturę i usiadłem obok niej. Wziąłem jej chudą, zimną dłoń i przycisnąłem do ust. Obudź się. Obudź się. Obudź się.
Co ja mam zrobić?! Chwyciłem telefon i wybrałem numer Tom’a.
- Chris, to nie najlepsza pora na…
- Kurwa, Holly zemdlała. Co mam robić?
- Jak to zemdlała?!
- No normalnie! Poszła wziąć kąpiel i potem znalazłem ją nieprzytomną w zimnej wodzie. Co ja mam zrobić?!
- Po pierwsze się uspokój. A po drugie wszystko co się dało zrobić to już pewnie zrobiłeś.
- Zawiozę ją do szpitala.
- Co?! Nie! Dobrze wiesz, że to złe rozwiązanie.
- A jeśli to coś poważnego? Tom, nie będę ryzykował jej życia.
- Cały czas ryzykujesz.
- Wiem – warknąłem.
- No właśnie. Wiesz dlaczego mogła zemdleć?
- Nie mam pojęcia.
- A czy po ostatniej akcji nie zostały środki otruwające, usypiające i wszystkie inne świństwa? – rzuciłem telefon na podłogę i pobiegłem do łazienki. Na półce stało do połowy puste naczynie z substancją w opakowaniu po płynie waniliowym. Powąchałem. Zgniłe pomarańcze. Ja pierdole.
- Eter.
- Co?
- Eter, debilu. Wylała pół butelki eteru do wody.
- Stary, to nic jej nie będzie. Zasnęła, potem będzie jej odwalać i wszystko wróci do normy.
- Jesteś pewien?
- A ty nie? Kiedyś byłeś bardzo zżyty z tym gównem, nie pamiętasz?
- Przestań. Dzięki. Na razie – odetchnąłem z ulgą i na nią spojrzałem. Jak z dzieckiem. Ale teraz trzeba ją ubrać. Cwaniacko się uśmiechnąłem, ale po chwili sam się za to skarciłem. Gdy się o tym dowie, urwie ci głowę, idioto. Ale cóż. Warto zaryzykować.

*Holly*

Otworzyłam oczy. Było mi strasznie zimno, chociaż jakimś cudem leżałam pod kołdrą i to w ubraniu. Przeciągając się, ziewnęłam. Za oknem było już ciemno, a Chris’a tu nie było. Ciekawe od kiedy to on cię interesuje – zakpiła ze mnie moja podświadomość. No cóż. Od niedawna. Wstałam z łóżka i od razu na nie usiadłam. Strasznie kręciło mi się w głowie. Ponowiłam próbę. Teraz było lepiej. Chwiejnym krokiem ruszyłam do salonu. Tam go nie było, chociaż wszędzie były pozapalane światła. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do kuchni. Powędrowałam tam bez wydania żadnego dźwięku. Stał przy stole pakując, jakieś rzeczy do pudełek. Wpadłam na pomysł , żeby go przestraszyć. Podeszłam bezgłośnie i rzuciłam mu się na plecy. W tej samej chwili zostałam przygnieciona do podłogi i unieruchomiona. Posłałam mu zdziwione i pełne strachu spojrzenie. Co to ma znaczyć?
- Przepraszam – on też wyglądał na zdezorientowanego – Nie wiedziałem, że to ty.
- Chciałam cię przestraszyć – zaczęłam chichotać. Uśmiechnął się i podniósł mnie, przenosząc na stół.
- Nie wyszło ci. Troszeczkę – mrugnął do mnie. – Dobrze, że już wstałaś. Jak się czujesz?
- Normalnie – zachichotałam – A jak mam się czuć? – zaczął mi opowiadać wszystko po kolei. – A dlaczego pakujesz te wszystkie pojemniki i butelki?
- Bo to są niebezpieczne dla ciebie substancje.
- Ach – to dla mojego bezpieczeństwa. Uśmiechnęłam się.
- Co się cię tak ucieszyło?
- Co? Aaa. Nie nic. Pomóc ci?
- Lepiej nie.
- To co ja mogę zrobić? Nie pójdę teraz spać. Chociaż ty powinieneś.
- Jesteś głodna?
- Mhm.
- To możesz coś przygotować.
- Okey – schyliłam się i wyjęłam dwie miski z szafki. Z lodówki wyciągnęłam mleko i znalazłam jakieś płatki czekoladowe. Nie było to jakieś wymyślne danie, ale zależało mi, żeby zrobić je szybko i chociaż trochę się najeść. – Gotowe – postawiłam na stole dwie miseczki naprzeciwko siebie.
- Szybko – zaśmiał się, a ja kiwnęłam głową. – No to smacznego.

***
- Christopheeeer ! – krzyknęłam po raz drugi. No kiedy on przyjdzie?
- Już idę, idę! – usłyszałam tą samą odpowiedź po raz setny.
- Co ty tam robisz?! – darłam się, żeby mnie usłyszał, chociaż ja leżałam w łóżku, a on był za ścianą. Bolało mnie już gardło.
- Widzę, że jesteś już gotowa do spania – wreszcie pojawił się w drzwiach.
- No prawie, bo nie ma cię obok – poklepałam poduszkę. Zmarszczył brwi.
- Myślałem, że mam spać w drugim pokoju – zarumieniłam się.
- Jak chcesz – wzruszyłam ramionami, udając, że jest mi to obojętne. Chociaż chyba wcale nie było. Nie wiem. Ułożyłam się wygodnie na środku materacu i przykryłam się po sam nos pościelą.
- Ślicznie wyglądasz, kiedy się rumienisz i jesteś zupełnie nieogarnięta – szepnął mi do ucha. Pisnęłam i rzuciłam w niego poduszką. Zaczął się śmiać.
- Wydawało mi się, czy miałeś spać w drugim pokoju? – mruknęłam, próbując powstrzymać śmiech.
- Hmm… A mi się wydawało, że chciałaś mnie w tym łóżku – wepchnął się obok mnie.
- Och, to się chyba pomyliłeś – zepchnęłam go na podłogę.
- Czyli mnie nie chcesz?
- Nie.
- To dobranoc – udawał obrażonego. Zachichotałam. I poszedł. Westchnęłam i próbowałam zasnąć. Ale ani trochę mi to nie wychodziło. Kręciłam się z jednego boku na drugi i tyle tego wszystkiego. W końcu się poddałam. Powędrowałam do Chrisa. Oczywiście dwa razy zaliczyłam ścianę, bo niczego nie widziałam.
- Holly?
- Cholera.
- Co się stało? – słyszałam tylko jego głos i za nim podążałam.
- Tam jest strasznie – pisnęłam i ostatecznie wylądowałam obok niego. Zaczął się głośno śmiać. Jaki to przyjemny dźwięk. Objął mnie ramieniem i jeszcze bliżej siebie przyciągnął. Zatopił twarz w moich włosach.
- Tęskniłem.
- Wiem.
- A ty?

- Ja też – przejechałam kciukiem po jego wardze i delikatnie pocałowałam.

______________________________
Wiem, że niektórzy są na mnie źli...
Tak więc przepraszam, ale ja też muszę się uczyć !
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ;)
xoxo


wtorek, 6 stycznia 2015

20. "Śniadanie do łóżka, panno White"

- Gdzie my jesteśmy? – zapytałam, kiedy jechaliśmy przez jakieś bagna w lesie. Było już ciemno, a dokładniej była już noc. Księżyc był zasłonięty przez chmury, a drzewa wydawały się być większe niż zazwyczaj. Przeszły mnie dreszcze. Rzeczywiście tutaj nikt nie mógł nas znaleźć. Orientację można było stracić już po kilku krokach.
- Za dziesięć minut będziemy na miejscu.
- Jeszcze dziesięć minut drogi przez to odludzie?
- Tam, gdzie jedziemy to odludzie. Będziemy skazani tylko na siebie.
- A co z jedzeniem, czy jakimkolwiek kontaktem?
- Jedzenia powinno nam wystarczyć, a kontaktować będę mógł się tylko za pomocą specjalnych urządzeń – aha. Będzie ciekawie coś mi się wydaje.
- Jesteśmy – oznajmił. Otworzyłam drzwi i wysiadłam. Przede mną stał jakiś dom, ale ponieważ nie było żadnego oświetlenia, niczego dokładnie nie widziałam. Po chwili znalazłam się na plecach Chris’a. Pisnęłam.
- Co ty wyprawiasz?!
- Przenoszę cię przez próg domu – wyczułam jak się uśmiecha.
- Zwariowałeś?
- Nie. Tu jest takie błoto, że będziesz cała brudna.
- Ach. To dzięki – powiedziałam nieco zawstydzona, kiedy postawił mnie na podłodze.
- To jest nasz tymczasowy dom. Rozgość się – a mam inne wyjście? – Ja przyniosę bagaże – zdjęłam buty i weszłam w głąb budynku. Ogółem cały dom był prosty i nie było w nim żadnych większych kontrastów. Pomijając zimne kolory, w których czułam się źle, był zwyczajny. Normalny dom dla rodziny. Może troszeczkę przypominał domek letniskowy, ale nie wiem dlaczego.
- Podoba ci się? – usłyszałam zza pleców.
- Tak, jest… normalny. W porządku.
- To dobrze – uśmiechnął się.
- Czyli to tu będę bezpieczna?
- Na razie tak – oby – Cholera! – warknął.
- Co się stało? – przestraszył mnie.
- Zapomniałem zdjąć butów – spojrzałam na podłogę. Mnóstwo śladów z ziemi wymieszanej z wodą. Zachichotałam.
- Brawo.
- Jutro to posprzątam – westchnął.
- Dzisiaj. I ja to zrobię, tylko daj mi jakieś środki czystości.
- Nie jesteś zmęczona?
- Owszem jestem, ale ktoś musi to posprzątać.
- Ja mogę.
- Ja też, więc się tym zajmę.
- Niech ci będzie. To ja zrobię coś do jedzenia.
- Nie jestem głodna. Posprzątam to i pójdę spać.
- Nic dzisiaj nie jadłaś oprócz tych frytek ze stacji benzynowej.
- Daj mi spokój. Jutro coś zjem.
- Obiecujesz?
- Mhm.

***

- Śniadanie do łóżka, panno White – usłyszałam głos Chris’a, kiedy przewracałam się na drugi bok.
- Mhm – mruknęłam niezrozumiale pod nosem.
- Jest już godzina 11:15, księżniczko. Mogłabyś łaskawie podnieść ten swój seksowny tyłek i go czymś zakryć, bo strasznie mnie kusi – poderwałam się do pozycji siedzącej i zakryłam się dokładnie pościelą. O Boże. Muszę znaleźć jakąś nową piżamę. Moja zaspana twarz była cała czerwona.
- Od razu lepiej – widziałam, że próbował nie wybuchnąć śmiechem – Ślicznie wyglądasz, jak się rumienisz.
- O której wstałeś? – zapytałam zmieniając temat.
- O szóstej.
- Tak wcześnie? – podał mi tacę z jedzeniem.
- Musiałem pojechać na zakupy, bo jednak oprócz chipsów i wody nic nie było – beze mnie? Zostawił mnie, jak spałam? A to drań.
- Mogłeś poczekać na mnie.
- Nie chciałem cię budzić  - czy bałeś się, że będę znała drogę do ucieczki?
- Możesz się przyłączyć – przesunęłam się na koniec łóżka. Uśmiechnął się ciepło, a ja mało co się nie roztopiłam. Cholera.
- Nie uciekaj – co?
- Nie uciekam.
- To chodź bliżej, tyle miejsca mi wystarczy – o to mu chodzi.
- Smacznego – uciekłam od rozkazu. No może niekoniecznie, bo po chwili zostałam przyciągnięta do jego osoby. Czułam się nieswojo. Wzięłam do ręki szklankę soku i upiłam łyk.
- Nie wstydź się – szepnął mi do ucha i objął mnie w pasie. Zakrztusiłam się. Co on wyprawia?!
- Najadłam się już. Dziękuję, było pyszne – blado się uśmiechnęłam i wyskoczyłam z łóżka. Co się dzieje?! I z nim i ze mną?! Weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Wzięłam głęboki wdech. Zależy mu. Naprawdę mu zależy. Mimo wszystko mu zależy. Ale co ze mną? Cholera jasna. Wypuściłam powietrze. Przygotowałam sobie kąpiel. Nalałam trzy czwarte wanny gorącej wody i wylałam pół opakowania waniliowego płynu do kąpieli, który stał w jednej z szafek. Ubranie bez problemu się ze mnie zsunęło. Gdzieniegdzie było widać wystające kości. Jejku, ale schudłam. Zanurzyłam ciało w cieczy i próbowałam się odprężyć.

*Chris*

Siedziała w tej łazience jakieś wieki. Co ona tam robi?! A może za bardzo naciskałem i się speszyła? Na pewno się speszyła, ale przecież nie zrobiłem nic nagłego. Spojrzałem na zegarek. 12:37. Rozumiem to i tamto. Kobiety potrzebują więcej czasu i tak dalej, ale godzina to już przesada!
Zapukałem do drzwi. Żadnej reakcji. Pewnie nie słyszy. Powtórzyłem czynność głośniej. Nic.

- Holly? – szarpnąłem za klamkę. Zamknięte, no a jakby inaczej. Waliłem i krzyczałem jeszcze przez chwilę. To nic nie da. Uciekła? Skoczyła z piętra? Niemożliwe. Kurwa.

_________________________________
Miałam problem z tym rozdziałem, bo
moja niewdzięczna współpisarka (wena)
wyjechała. 
No ale jest.
Potrzymam Was trochę w niepewności.
xoxo