*Chris*
- Holly
! – krzyknąłem wchodząc do łazienki. Mój wzrok najpierw powędrował w stronę
okna. Było zamknięte. Odwróciłem się. Cholera. Leżała w wannie. Naga.
Nieprzytomna. Kucnąłem obok i odsłoniłem jej twarz, odtrącając kosmyki włosów.
Cała biała. Jak trup. Wstrząsnąłem się na tę myśl. Przyłożyłem dwa place do
tętnicy szyjnej. Tętno jest. Wstałem i wyciągnąłem ją z wody. Ciecz była
lodowata. Szybkim krokiem zaniosłem ją na łóżko i przykryłem kołdrą. Ustawiłem
grzejniki na jak największą temperaturę i usiadłem obok niej. Wziąłem jej
chudą, zimną dłoń i przycisnąłem do ust. Obudź się. Obudź się. Obudź się.
Co ja
mam zrobić?! Chwyciłem telefon i wybrałem numer Tom’a.
- Chris,
to nie najlepsza pora na…
- Kurwa,
Holly zemdlała. Co mam robić?
- Jak to
zemdlała?!
- No
normalnie! Poszła wziąć kąpiel i potem znalazłem ją nieprzytomną w zimnej
wodzie. Co ja mam zrobić?!
- Po
pierwsze się uspokój. A po drugie wszystko co się dało zrobić to już pewnie
zrobiłeś.
-
Zawiozę ją do szpitala.
- Co?!
Nie! Dobrze wiesz, że to złe rozwiązanie.
- A
jeśli to coś poważnego? Tom, nie będę ryzykował jej życia.
- Cały
czas ryzykujesz.
- Wiem –
warknąłem.
- No
właśnie. Wiesz dlaczego mogła zemdleć?
- Nie
mam pojęcia.
- A czy
po ostatniej akcji nie zostały środki otruwające, usypiające i wszystkie inne
świństwa? – rzuciłem telefon na podłogę i pobiegłem do łazienki. Na półce stało
do połowy puste naczynie z substancją w opakowaniu po płynie waniliowym.
Powąchałem. Zgniłe pomarańcze. Ja pierdole.
- Eter.
- Co?
- Eter,
debilu. Wylała pół butelki eteru do wody.
- Stary,
to nic jej nie będzie. Zasnęła, potem będzie jej odwalać i wszystko wróci do
normy.
- Jesteś
pewien?
- A ty
nie? Kiedyś byłeś bardzo zżyty z tym gównem, nie pamiętasz?
-
Przestań. Dzięki. Na razie – odetchnąłem z ulgą i na nią spojrzałem. Jak z
dzieckiem. Ale teraz trzeba ją ubrać. Cwaniacko się uśmiechnąłem, ale po chwili
sam się za to skarciłem. Gdy się o tym dowie, urwie ci głowę, idioto. Ale cóż.
Warto zaryzykować.
*Holly*
Otworzyłam
oczy. Było mi strasznie zimno, chociaż jakimś cudem leżałam pod kołdrą i to w
ubraniu. Przeciągając się, ziewnęłam. Za oknem było już ciemno, a Chris’a tu
nie było. Ciekawe od kiedy to on cię interesuje – zakpiła ze mnie moja
podświadomość. No cóż. Od niedawna. Wstałam z łóżka i od razu na nie usiadłam.
Strasznie kręciło mi się w głowie. Ponowiłam próbę. Teraz było lepiej.
Chwiejnym krokiem ruszyłam do salonu. Tam go nie było, chociaż wszędzie były
pozapalane światła. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do kuchni. Powędrowałam tam bez
wydania żadnego dźwięku. Stał przy stole pakując, jakieś rzeczy do pudełek.
Wpadłam na pomysł , żeby go przestraszyć. Podeszłam bezgłośnie i rzuciłam mu
się na plecy. W tej samej chwili zostałam przygnieciona do podłogi i
unieruchomiona. Posłałam mu zdziwione i pełne strachu spojrzenie. Co to ma znaczyć?
-
Przepraszam – on też wyglądał na zdezorientowanego – Nie wiedziałem, że to ty.
-
Chciałam cię przestraszyć – zaczęłam chichotać. Uśmiechnął się i podniósł mnie,
przenosząc na stół.
- Nie
wyszło ci. Troszeczkę – mrugnął do mnie. – Dobrze, że już wstałaś. Jak się
czujesz?
-
Normalnie – zachichotałam – A jak mam się czuć? – zaczął mi opowiadać wszystko
po kolei. – A dlaczego pakujesz te wszystkie pojemniki i butelki?
- Bo to
są niebezpieczne dla ciebie substancje.
- Ach –
to dla mojego bezpieczeństwa. Uśmiechnęłam się.
- Co się
cię tak ucieszyło?
- Co?
Aaa. Nie nic. Pomóc ci?
- Lepiej
nie.
- To co
ja mogę zrobić? Nie pójdę teraz spać. Chociaż ty powinieneś.
- Jesteś
głodna?
- Mhm.
- To
możesz coś przygotować.
- Okey –
schyliłam się i wyjęłam dwie miski z szafki. Z lodówki wyciągnęłam mleko i
znalazłam jakieś płatki czekoladowe. Nie było to jakieś wymyślne danie, ale
zależało mi, żeby zrobić je szybko i chociaż trochę się najeść. – Gotowe –
postawiłam na stole dwie miseczki naprzeciwko siebie.
- Szybko
– zaśmiał się, a ja kiwnęłam głową. – No to smacznego.
***
-
Christopheeeer ! – krzyknęłam po raz drugi. No kiedy on przyjdzie?
- Już
idę, idę! – usłyszałam tą samą odpowiedź po raz setny.
- Co ty
tam robisz?! – darłam się, żeby mnie usłyszał, chociaż ja leżałam w łóżku, a on
był za ścianą. Bolało mnie już gardło.
- Widzę,
że jesteś już gotowa do spania – wreszcie pojawił się w drzwiach.
- No
prawie, bo nie ma cię obok – poklepałam poduszkę. Zmarszczył brwi.
-
Myślałem, że mam spać w drugim pokoju – zarumieniłam się.
- Jak
chcesz – wzruszyłam ramionami, udając, że jest mi to obojętne. Chociaż chyba
wcale nie było. Nie wiem. Ułożyłam się wygodnie na środku materacu i przykryłam
się po sam nos pościelą.
-
Ślicznie wyglądasz, kiedy się rumienisz i jesteś zupełnie nieogarnięta –
szepnął mi do ucha. Pisnęłam i rzuciłam w niego poduszką. Zaczął się śmiać.
-
Wydawało mi się, czy miałeś spać w drugim pokoju? – mruknęłam, próbując
powstrzymać śmiech.
- Hmm… A
mi się wydawało, że chciałaś mnie w tym łóżku – wepchnął się obok mnie.
- Och,
to się chyba pomyliłeś – zepchnęłam go na podłogę.
- Czyli
mnie nie chcesz?
- Nie.
- To
dobranoc – udawał obrażonego. Zachichotałam. I poszedł. Westchnęłam i
próbowałam zasnąć. Ale ani trochę mi to nie wychodziło. Kręciłam się z jednego
boku na drugi i tyle tego wszystkiego. W końcu się poddałam. Powędrowałam do
Chrisa. Oczywiście dwa razy zaliczyłam ścianę, bo niczego nie widziałam.
- Holly?
- Co się
stało? – słyszałam tylko jego głos i za nim podążałam.
- Tam
jest strasznie – pisnęłam i ostatecznie wylądowałam obok niego. Zaczął się
głośno śmiać. Jaki to przyjemny dźwięk. Objął mnie ramieniem i jeszcze bliżej
siebie przyciągnął. Zatopił twarz w moich włosach.
-
Tęskniłem.
- Wiem.
- A ty?
- Ja też
– przejechałam kciukiem po jego wardze i delikatnie pocałowałam.
______________________________
Wiem, że niektórzy są na mnie źli...
Tak więc przepraszam, ale ja też muszę się uczyć !
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ;)
xoxo