piątek, 28 listopada 2014

16. "Musisz przyjąć to wszystko do wiadomości"

Ruchoma wskazówka przekraczała właśnie liczbę dwieście, ja wbijałam się w fotel coraz bardziej, a oni cały czas za nami jechali. W pewnym momencie samochód gwałtownie zahamował. Poleciałam do przodu, a kiedy pasy się zatrzymały spojrzałam przed siebie. Ślepa uliczka. Bałam się odwrócić wzrok na Chrisa.
- Kurwa – warknął – Nie waż się wysiadać z auta – otworzył drzwi i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć jego już obok mnie nie było. Rozpięłam pasy i odwróciłam się, żeby móc cokolwiek zobaczyć. Trzech facetów i jeden Chris?! Boże, trzeba było nie iść na te cholerne zakupy!
Ponieważ pojazd miał czarne szyby oni nie byli w stanie mnie zobaczyć.  Przeszłam na tył samochodu i zaczęłam grzebać pod przednimi siedzeniami, mając nadzieję, że tam coś znajdę. Mówiąc „coś”  miałam na myśli jakąś broń. Nie trzeba było długo szukać, bo na wielkie szczęście pod wycieraczką znajdował się schowek, w którym było mnóstwo brutalnych rzeczy, których nazw nawet nie chcę znać. Chwyciłam pierwszy lepszy i modląc się tylko, żeby były w nim naboje, drżącą ręką go naładowałam i wyszłam.
- Daję wam ostatnią szansę. Możecie spierdalać – usłyszałam zimny głos Chrisa. Jeszcze nigdy, ale o nigdy nie widziałam go w takiej postaci. Był w stanie zabić gołymi rękami. Schowałam pistolet za plecami i stanęłam obok chłopaka w połowie się za nim chowając.
- Kogo my tu mamy! – usłyszałam czyjś straszny głos.
- Holly?! – przejechałam wzrokiem po mężczyznach i zastygłam na ostatnim z nich. O cholera.
- David? – szepnęłam i po chwili jeden z nich do niego wycelował. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, a on już upadł i nie żył…
- Nowicjusz – mruknął któryś z nich.
- Zmieniłaś się panno White i do ojca nie jesteś podobna ani trochę – wzdrygnęłam się – Wiesz, co? Zaraz twój ukochany wyląduje jak ten tutaj. Chcesz tego? – obleśnie się uśmiechnął. Pokiwałam przecząco głową.
- Holly nie słuchaj go – warknął Chris, a jeden już z pozostałej dwójki naładował pistolet.
- Jeśli chcesz go ochronić, co będzie kompletnie żałosne możesz tu do nas przyjść. Zabierzemy cię i wszystko będzie dobrze.
- Gdzie mnie zabierzecie? – ledwo wydukałam, bo w gardle stała mi jedna wielka gula.
- Zobaczysz, ale mogę ci obiecać, że nikomu z twoich bliskich nic się nie stanie – stałam tam i gapiłam się, jak głupia. Miałam im zaufać? Przecież w końcu chciałam, żeby moja rodzina i przyjaciele byli bezpieczni.
W pewnym momencie Chris wystrzelił do mężczyzny po prawej. Pisnęłam. Ten po lewej stał przez chwilę i nie wiedział co się stało. Dopiero po chwili zmarszczył brwi i wycelował w Chris’a. Widząc to z całej siły popchnęłam go na bok i moja broń wystrzeliła w stronę ostatniego człowieka na przeciwko mnie, który po chwili leżał na zimnym betonie. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam zrozumieć tego co się stało. Tego co zrobiłam. Upuściłam narzędzie zbrodni i zakryłam usta dłońmi wpadając w panikę.
- Holly?! Jesteś cała?! – głos Chris’a odbijał się o moje uszy. Zaczęło brakować mi powietrza, a przed oczami pojawiały się czarne plamy. Zamknęłam oczy i już nic nie czułam.

***

- Mogłem iść z nią na te pieprzone zakupy, nic by się wtedy nie stało. Wiesz, jak ona teraz będzie to przeżywać?! Już zemdlała, a co dalej? Kurwa, Tom to nie ma sensu. Co? Nie. Dobra. Na razie – otworzyłam oczy.
- Miałam straszny sen – mruknęłam i wyprostowałam kręgosłup spuszczając nogi z łóżka. Rozejrzałam się po pokoju. Byłam pewna, że jesteśmy już w innym hotelu.  
- Jaki? – usiadł obok mnie.
- Byłam na zakupach i śledzili mnie jacyś faceci, potem zaczęliśmy uciekać, ale w końcu nas złapali. Był tam David i jeszcze jakiś dwóch chyba. Zastrzelili David’a, potem ty jednego z nich i na końcu ja – wzdrygnęłam się.
- Holly…
- Tak?
- Obawiam się, że to nie był sen.
- Co? – zachichotałam – Nie bądź śmieszny – wstałam.
- Usiądź – rozkazał. – Mówię poważnie. Tak było. To nie był sen. Był tam David. Zastrzelili go, a potem my ich.
- My? – mój głos się łamał.
- Jednego ja, a potem tak jakby uratowałaś mi tyłek – głośno przełknęłam ślinę.
- Zastrzeliłam kogoś?
- Tak. Potem zemdlałaś.
- Nie. Ja bym czegoś takiego nie zrobiła. Nie. Musisz się mylić.
- Musisz to zrozumieć – wstałam i poszłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Z oka wypłynęła mi łza. Jedna. Druga. I wiele innych.
Zabiłam człowieka. Zabiłam. Jestem okropna. No i jeszcze David. On też tam był. Tylko, że przeciwko mnie. Cholera jasna! Mieszkałam z człowiekiem, który w każdej chwili mógł mnie zabić! Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie, nie teraz. Teraz nie wchodź.
- Holly! – stał pod drzwiami – Odezwij się! Holly! – szarpał za klamkę, a ja dostałam takiego ataku płaczu, że ledwo oddychałam. On jeszcze chciał, żebym zaczęła do niego gadać? – Otwieraj, bo wywalę te drzwi! Słyszysz?! – krzyczał. Nie miałam siły wstać z podłogi i mu otworzyć, ale on po chwili siedział obok mnie. Objął mnie ramieniem pozwalając wtulić mi się w jego ciepły tors.
- Już dobrze. Spokojnie. Wszystko jest już w porządku – powiedział.
- Jak ja mam być spokojna Christopher?! Jak?! – wybuchłam – Kilka godzin temu zabiłam człowieka, który nic mi nie zrobił! Na dodatek mieszkałam z mężczyzną, który w każdej chwili mógł mnie zamordować. Kochałam go, rozumiesz?! A on okazał się być pierdolonym wrogiem. Na dodatek zginął na moich oczach. Mogłam do nich pójść. Obyłoby się bez żadnych ofiar. Jak ja mam teraz żyć z wiedzą, że kogoś zastrzeliłam, no jak? – wymachiwałam rękoma chodząc w tę i z powrotem po pokoju. Nie mogłam się uspokoić. Nie w tym momencie. Nagle Chris popchnął mnie delikatnie na ścianę i przytrzymując moje nadgarstki zbliżył swoje ciało do mojego.
- Popatrz na mnie – warknął. Przestraszyłam się i od razu zdezorientowana spojrzałam na niego zapłakanym wzrokiem. – Teraz będziesz musiała z tym żyć, ale zabiłaś człowieka, który był zły, który zabił bez powodu kilkadziesiąt niewinnych osób – mówił spokojnie i wyraźnie chcąc, żeby każde słowo do mnie dotarło. - Uratowałaś siebie i kolejne dziesiątki ludzi. Żyjesz to jest najważniejsze. A teraz musisz przyjąć to wszystko do wiadomości, rozumiesz? – kiwnęłam głową wpatrzona w jego oczy. – Dobrze, więc w tym momencie to zrobisz. Ja poczekam i wypuszczę cię dopiero, jak wszystko sobie poukładasz – przysunął się jeszcze bliżej. Poczułam przyjemne ciepło jego ciała. Poczułam się bezpiecznie. Poczułam, że to co powiedział jest prawdą i prędzej, czy później będę musiała o zaakceptować.
- Już – szepnęłam.
- Dobrze – odpowiedział szeptem i lekko się uśmiechnął nadal trzymając mnie za nadgarstki. Wtedy zrobiłam coś czego w ogóle nie kontrolowałam. Pocałowałam go. Delikatnie i jakby ze strachem, co przerwał i spojrzał mi głęboko w oczy. Po czym wbił się w moje usta tak silnie i pożądanie, że po chwili brakowało mi tchu. Oderwałam się lekko przygryzając jego dolną wargę i wyrównując oddech zapytałam:

- Idziemy coś zjeść?

__________________________________
Nie wiem co z tym rozdziałem jest nie tak, ale
jest badziewiasty. Serio może już tyle razy go 
przeczytałam i mi się znudził, ale myślałam, że
wyjdzie lepiej :/
Z tym David'em to nie wiem co to miało być.
Oceńcie sami.
xoxo


niedziela, 16 listopada 2014

15. "Już niedługo państwo Wright"

Leżałam tak chyba z pięć minut i potem zasnęłam. Obudziłam się wtulona w Chrisa. Podniosłam głowę. On jeszcze spał, a ja nie dość, że byłam potwornie głodna to jeszcze byłam w samej bieliźnie.
- Kurwa - mruknęłam i zabierając ciuchy pognałam do łazienki. Weszłam pod prysznic i odkręciłam ciepłą wodę. Namydliłam ciało mydłem hotelowym, a następnie spłukałam je razem z całym osadem ostatnich dni. Stanęłam przy umywalce chwyciłam szczoteczkę do zębów, nałożyłam trochę pasty i patrząc w lustro szorowałam zęby. Zatrzymałam na chwilę rękę i wciągnęłam nosem powietrze czując przy tym zapach mięty.
Odświeżona zaglądając czy Chris jeszcze śpi wyszłam z pokoju. Byłam strasznie głodna. Przeszłam przez multum korytarzy i doszłam do restauracji. Usiadłam przy jednym ze stolików, przeczytałam menu i zawołałam kelnera.
- Czego pani sobie życzy?
- Dwa tosty, jajecznica, sałatka numer 2, sok pomarańczowy i woda na nazwisko Anderson - mężczyzna skończył zapisywać, uśmiechnął się i odszedł. Poszukiwałam paznokciami o drewniany stół wystukując jakiś wymyślony rym. Po chwili w drzwiach zobaczyłam wściekłego Chrisa. No super. Znowu się zaczyna. Usiadł na przeciwko mnie.
- Nie mogłaś mnie obudzić? - warknął.
- Chciałam, żebyś się wyspał - odpowiedziałam od niechcenia. W tej chwili pojawił się kelner.
- Przepraszam, ale w naszym hotelu nie ma nikogo o nazwisku Anderson- spojrzałam zdziwiona na Chrisa. Ten jednak w ogóle się nie przejął tą sytuacją i bezproblemowo z niej wybrnął.
- Nie wierze, że znowu pomyliłaś nazwiska kochanie- zatkało mnie. Co on wygadywał?! - Rachunek będzie na nazwisko Wright i proszę jeszcze przynieść jajecznicę i kawę.
- Dobrze. Zaraz przyniosę - kiwnął głową, a ja tylko głupio się uśmiechnęłam.
- Jaki Wright?! - zapytałam pół szeptem.
- Już niedługo państwo Wright - cwaniacko się uśmiechnął- Musimy się ukrywać skarbie.
- O mój Boże to będzie jakaś masakra - jęknęłam kręcąc z niedowierzaniem głową.

***

- Słuchaj muszę wprowadzić mój plan w życie. Tylko nie chcę słyszeć żadnego marudzenia- siedziałam na fotelu, a Chris chodził po pokoju w tą i z powrotem od czasu do czasu mierząc mnie wzrokiem.- Jesteś Anabella Cooper, a ja Chris Wright.
- Dlaczego ja muszę zmienić imię, a ty nie? - zapytałam naburmuszona.
- Bo to ciebie szukają złotko - przewróciłam teatralnie oczami. No jasne. - Kontynuując, jesteśmy parą i musimy się zachowywać, jak zakochani, czy ci się to podoba, czy nie.
- Świetnie- mamrotałam pod nosem. Jakoś bardzo mi się to nie podobało.
- Jeżeli ktoś zacznie cię wypytywać o twoje dane powiesz to co mówię właśnie teraz, rozumiesz?
-Mhm.
- Jakieś uwagi?
-To wszystko jest beznadziejne. Czuję się, jakbym brała udział w jakiejś tajnej misji.
- Bo tak jest - uśmiechnął się- I ponieważ zależy mi na tym, żebyś żyła księżniczko będziesz robiła co ci powiem.
- Będę robiła co zechcę- warknęłam.
- Zobaczymy jak dlugo Bello. Ci twoi zabójcy wcale nie są tacy mili - wtedy sobie uświadomiłam, że teraz już nic nie będzie proste ani bezpieczne. Nic. Nawet mężczyzna stojący przede mną. Będzie groźny, a właściwie jest groźny i pewny siebie, a ja czuje się przy nim bezpiecznie. Kochana ironia. No cóż trzeba wykorzystać sytuację i ratować swój tyłek bez wymówek.
- Teraz jedziemy do centrum handlowego. Kupisz sobie coś do ubrania, bo niczego ci nie wziąłem- bez słowa wyszliśmy z hotelu i wsiedliśmy do czarnego sportowego auta. Był trochę przkurzony i do połowy upaciany w błocie, ale mimo to dało się zauważyć, że to drogi samochód.
- Kup co chcesz i ile chcesz-  wręczył mi kartę kredytową, która w tamtym momencie nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia. Teraz mogłam się spodziewać po nim wszystkiego. - Jeśli coś zacznie się dziać,  zadzwoń do mnie. W kontaktach masz mój numer- podał mi białego smartfona- Pamiętaj co ci mówiłem.
- A ty?
- Pojadę umyć samochód. Znajdę cię- otworzyłam drzwi i szybkim krokiem poszłam do sklepów. Ubrania starałam się wybierać dosyć wygodne i raczej w ciemnych kolorach. Nie wiadomo, jakie sytuacje będą miały miejsca. Nie przejmowałam się cenami ubrań. Skoro mogłam zaszaleć to mogłam.  Nie wiadomo ile mi życia zostało. Kiedy wychodziłam z kubkiem kawy w ręku dwóch facetów w czarnych okularach z zainteresowaniem mi się przyglądało. Udając, że niczego nie zauważyłam szłam szybko do wyjścia. Zaczęłam się denerwować, kiedy zaczęli iść za mną. Próbowałam ich zgubić, ale nie dało rady. Wchodzili za mną do każdego sklepu. Weszłam do jednej z przymierzalni i zadzwoniłam do Christophera.
-Co jest?
- Dwóch w czarnych okularach mnie śledzą.
- Jak wyglądają?
- A jak mogą wyglądać do cholery ludzie z gangu?! - warknęłam.
- Jakieś cechy charakterystyczne?
- Cali na czarno.
- Pojadę na podziemny parking. Kiedy do ciebie zadzwonie nie odbieraj tylko tu przyjdź.  Udawaj, że wszystko jest okey.
- Łatwo ci mówić-  mruknęłam i się rozłączyłam. Siedziałam za czerwoną zasłoną i modliłam się, żeby Chris już zadzwonił. Kiedy już to zrobił wyszłam, zapłaciłam i kierowałam się do wejścia na parking. W żyłach czułam dziwny przypływ strachu, ale zignorowałam to i szłam przed siebie. Kiedy uderzyło we mnie chłodne powietrze przed sobą zobaczyłam ślniący czarny wóz. Bez whania do niego wsiadłam i z piskiem opon ruszyliśmy. Co gorsza- oni za nami.

-----------------
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać :/ Nie miałam zupełnie weny, a potem problemy ze zdrowiem itd.
Postaram się nadrobić zaległości.
xoxo

wtorek, 4 listopada 2014

14. "No to słucham"

Jechaliśmy w ciszy. Chris kierował, Tom siedział obok niego, a ja oparta o okno z tyłu. Nie miałam ochoty rozmawiać, nie czułam takiej potrzeby. Chciałam jedynie dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi, ale nie miałam szans.
- Tak w ogóle to jak się czujesz? – zapytał Tom.
- Tak, jakbym dostała regałem po głowie i kolanem w brzuch – burknęłam.
- Czyli wszystko w porządku – sztucznie się do mnie uśmiechnął. Nie wiem co się stało przez te cztery lata, ale Tom mnie strasznie denerwował. Samą. Swoją. Obecnością.
- Gdzie jedziemy? – zapytałam.
- Uciekamy – odpowiedział Chris.
- Ale gdzie?
- Jak najdalej.
- To będzie przygoda twojego życia – dodał Tom machając rękoma.
- Ta, z wami na pewno – po czterech godzinach jazdy zatrzymaliśmy się przed szarym, małym domem? Coś takiego. Budynek był prosty bez żadnych ciepłych kolorów. Wokół niego rosły jedynie drzewa iglaste. I tyle.
- Tutaj?
- Tutaj wysiadam ja – powiedział Tom. – Wy jedziecie dalej.
- Super.
- Sprawdź drogi i mi je prześlij. W razie czego dzwoń – powiedział Chris.
- Jasne. Trzymaj się stary – wysiadł i poszedł do budynku. A my z piskiem opon ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Wszystko w porządku? – zapytał Chris.
- Nie – szepnęłam.
- Co się dzieje?
- No właśnie co się dzieje? – krzyknęłam. – Nie wiem co się dzieje Christopher. Nie wiem!
- Jutro wszystko ci powiem, zgoda?
- Obiecujesz? – położył jedną dłoń na mojej i delikatnie ją ścisnął.
- Obiecuję – westchnęłam. – Ale nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi i będę miał brzydką żonę – łobuzersko się uśmiechnął. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Radziłabym wrócić do rzeczywistości.
Jechaliśmy całą noc i cały następny dzień. Ani razu nikt nic nie powiedział. Przez ten cały czas czułam, że nic nas nie łączy. Nic. Wszystkie uczucia, co do niego wyparowały. Zauważyłam, że mimo iż był podobny to jednak się zmienił. Ja też. Czas zmienia ludzi i leczy rany? Tylko zakrywa. U niektórych lepiej, a u innych gorzej. Inni z czasem zapominają, a inny jednak pamiętają, ale już do ego nie wracają. Uświadomiłam sobie, że przez ten czas w Grays bazowałam na uczuciach, które żywiłam do niego kiedyś. To wszystko psuło. Teraz jest inaczej. Wyrosłam z tamtych dziecinnych i poznaję może podobne, ale inne uczucia. Miałam tylko jeden problem. Skoro nie kochałam go według starych uczuć, to czy w ogóle go kochałam…?
Wysiadł z samochodu, obszedł go i otworzył mi drzwi. Zatrzymaliśmy się przy jakimś hotelu.
- Przenocujemy tu kilka nocy. Chyba nie masz nic przeciwko?
- Od kiedy moje zdanie się liczy?
- Zawsze się liczyło, tylko nie zawsze było wykorzystywane – zmarszczyłam brwi. Co? Nie za bardzo rozumiałam, ale  nieważne. Weszliśmy do ogromnego budynku i przeszliśmy do recepcji.
- Poproszę dwuosobowy pokój – zwrócił się do kobiety głosem bez żadnych emocji, kiedy ta rozbierała go wzrokiem i zagryzała wargę. Miałam niezły ubaw, bo jej to tak trochę bardzo nie wychodziło.
- Proszę – wręczyła mu kluczyk uśmiechając się i odsłaniając przy tym swoje wszystkie zęby. Muszę przyznać, że wyszło jej to lepiej niż poprzednia akcja, ale Chris nawet na nią nie zerknął. Nie była zbyt zadowolona.
Szliśmy przez długi zawiły korytarz z żółtymi ścianami i brązowym dywanem. Chłopak idący przede mną wydawał się być zamyślony. No i był, bo o mały włos nie ominęliśmy naszego pokoju.
- Tutaj – powiedziałam. Odwrócił się i bez wyrazu twarzy otworzył pokój. Brązowo-złote pomieszczenie wydawało się być ciepłe i gościnne. Duże okno z widokiem na ogromny ogród, przez któro wpadało dużo światło dodawało świeżości. Stolik z dwoma fotelami obok drzwi do łazienki, duża szafa i puchaty dywan.
- Jest jeden problem – powiedziałam nieśmiało.
- Jaki?
- Taki – wskazałam na dwuosobowe łóżko. Zaczął się śmiać.
- Ja tu nie widzę żadnego problemu księżniczko – wzruszyłam ramionami. Prześpię się na tym kuszącym dywanie. Opadłam na fotel.
- No to słucham – powiedziałam uważnie mu się przyglądając. Usiadł na łóżku i zaczął opowiadać. To co usłyszałam po prostu mnie zatkało. Nie mogłam zrozumieć kilku rzeczy, innych się bałam, a w inne nie mogłam nawet uwierzyć.
- Jeszcze raz – szepnęłam. – Mój ojciec założył gang. Miał jakieś problemy. Trafił do więzienia, kłopoty się powiększyły. A ja jestem cennym przedmiotem do licytacji.
- Dokładnie.
- A co z tym wspólnego miał twój wyjazd? – zapytałam ze łzami w oczach.
- Wiedzą o mnie i o tobie. Wiedzieli, że cię nie zostawię. Żeby ich zmylić, a tobie zapewnić bezpieczeństwo właśnie to zrobiłem. Kiedy dowiedziałem się, że wyjechałaś, wiedziałem, że będziesz jeszcze bardziej bezpieczna.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego od razu? Wtedy kiedy wyjeżdżałeś? Wszystko potoczyłoby się inaczej – łzy wypływały mi z oczu jedna po drugiej.
- Im mniej wiedziałaś tym lepiej było dla ciebie – zrobiłam kilka kroków i opadłam na łóżko, zakrywając twarz poduszką. Nie mogłam niczego zrozumieć. To wszystko było po prostu niemożliwe. Poczułam, jak materac z jednej strony się ugina. Przycisnęłam poduszkę mocniej.
- Teraz już będzie lepiej.
- Właśnie widzę, jak będzie lepiej. W każdej chwili mogą mnie znaleźć i zrobić ze mną co im tam potrzeba.
- Nie oddam cię - mhm.
- Muszę pobyć sama.

- Okay. Idę zamówić dla nas kolację. Tylko nie uciekaj księżniczko – usłyszałam, jak drzwi w pokoju się zamknęły i odłożyłam poduszkę na bok. Gapiłam się w sufit i próbowałam znaleźć jakiś sens. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić i jak się zachować. Na dodatek, jakoś wcale nie czułam się bezpieczna. Ogólnie? Znowu byłam bezsilna.






________________________________
Chyba nie jest źle. Wiecie już, czemu 
Chris ją zostawił. Co o tym myślicie? 
Spodziewaliście się czegoś innego?
Piszcie w komentarzach.
xx