poniedziałek, 31 sierpnia 2015

EPILOG

W końcu mam to czego pragnęłam od zawsze.
Miesiąc po ustatkowaniu naszego związku, Chrisopher, w dniu Bożego Narodzenia oświadczył mi się. Ja za to dałam mu prezent w postaci koperty z USG w środku. Za niecałe dziewięć miesięcy na świat miała się pojawić nasza córka.
Wszystko było jak w pięknej bajce, którą teraz mój mąż co wieczór czyta Susan.



Miłość jest piękna.
Miłość wymaga poświęceń, jakich normalny człowiek zaplątany w codzienność nawet by się nie spodziewał.
Miłość składa się z pary zakochanych w sobie ludzi i przeznaczenia.
I choć większość z nas w przeznaczenie nie wierzy, to bez przeznaczenia prawdziwej miłości by nie było.
Tak więc, moja kochana/mój kochany powinnaś/powinieneś dojść do wniosku, że przeznaczenie ma niesamowitą moc.
Owszem.
Proszę Cię tylko o jedno,
Zapamiętaj,
Że
Destiny always wins
Przeznaczenie zawsze wygrywa.

***

Moi Drodzy,
Chce mi się płakać.
Właśnie uświadomiłam sobie, że to koniec Naszej cudownej podróży.
Nie będę jak na razie prowadzić kolejnego bloga. Jestem w trzeciej klasie gimnazjum i obecnie muszę się skupić na nauce. Nie oznacza to oczywiście, że całkowicie kończę z pisaniem. Absolutnie nie! Moje opowiadania i ja będziemy dostępne dla Was cały czas (na samym dole podam linki).
Dziękuję każdemu z Was z osobna za wsparcie, za każdy komentarz, za te ponad 20 000 wyświetleń. Jest to dla mnie ogromna i motywująca liczba.
Przede wszystkim dziękuję, że poświęciliście czas na czytanie tego opowiadania.
Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy, jeśli nie w Internecie to na papierze.
Pokochałam Was z całego serca <3
Dziękuję.

Do zobaczenia,

Eliza



czwartek, 13 sierpnia 2015

37. "Może dasz mi całusa na dzień dobry?"

Leżeliśmy na moim łóżku i rozmawialiśmy, kiedy zadzwonił telefon Chris’a.
- Tak? W porządku – popatrzył na mnie i uśmiechnął się. – Zostanę, nie ma sprawy – zmarszczyłam brwi. Rozłączył się.
- Kto to?
- Twoja mama. Idą do znajomych na kolację, prosiła, żebym z tobą został na noc, bo mogą wrócić późno w nocy.
- Naprawdę nie musisz, nie mam zamiaru imprezować.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne Holly – wzruszyłam ramionami.
- Mówię poważnie. Jedź do domu i nie zawracaj sobie mną głowy – powiedziałam pewnie.
- Nie chcę jechać do domu. I już od dawna, bardzo dawna powinnaś wiedzieć, że nie zawracasz mi nigdy głowy. Chcę się tobą opiekować, jasne? – wywróciłam oczami.
- Jasne – odpowiedziałam nieco zirytowana. Chociaż z drugiej strony to było słodkie – przyznajcie.
- To co robimy? – wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem. Ja chyba poczytam książkę – położył się obok mnie.
- To czytaj na głos – popatrzyłam na niego z rozbawieniem.
- Serio?
- Serio, serio, księżniczko. Chcę słuchać twojego głosu do końca swojego życia.
- Nie podlizuj się, Anderson – mruknęłam, powstrzymując śmiech. Wzięłam książkę z szafki nocnej i zaczęłam czytać. Jednak po pięciu minut spokojnego czytania, Chris zaczął się wiercić. Zanim się zorientowałam, że coś mnie łaskocze, on już muskał ustami moje nagie nogi i kierował się ku górze.
- Christopher! – pisnęłam. – Co ty wyrabiasz?!
- Zaklepuję to co moje – wyszczerzył się, a ja go odepchnęłam. Ale zamiast oczekiwanej przestrzeni osobistej, zobaczyłam jego twarz niebezpiecznie zbliżającą się do mojej.
- Chris – szepnęłam. Usiadł na mnie okrakiem, tak  że w ogóle nie czułam jego ciężaru.
- Ćśśś… - pogłaskał mnie po policzku i chwycił moją twarz w dłonie, opierając swoje czoło o moje.   – Chcę cię pocałować – powiedział. Zamknęłam mocno oczy, zacisnęłam usta w cienką linię i pokręciłam głową.
- Nie – szepnęłam. – Jeszcze nie, skarbie, dobrze? – zaciskałam powieki najmocniej, jak potrafiłam, aby żadna głupia łza nie wyleciała mi z oka.
- Proszę – powiedział głosem przesączonym smutkiem i cierpieniem. Nie, nie, nie!
- Christopher…
- W porządku – odpowiedział i wstał. Był zdecydowanie mocno urażony, ale ja nie byłam jeszcze na to gotowa!
- Gdzie idziesz?
- Na dół, spać.
- Nie chcesz spać ze mną? – wypaliłam. Pocałować to się mu nie dałaś, a spać z nim chcesz? Boże, dziewczyno!
- Na pewno? – przytaknęłam. Rozebrał się i został w samych bokserkach. Jezu, już zapomniałam jakie on ma boskie ciało! Wyciągnęłam piżamę spod poduszki i uświadomiłam sobie bardzo, bardzo ważną rzecz.
- Chris? – powiedziałam z gulą w gardle.
- Tak?
- Musisz mi pomóc – powiedziałam z niepewnością w głosie. Albo mi się wydawało albo jego kąciki ust powędrowały do góry. Ale cóż mogłam na to poradzić? Nie byłam jeszcze w stanie założyć na siebie koszulki. Co lepsze, kiedy przypomniałam sobie, że jestem bez biustonosza cała moja twarz stanęła w płomieniach.
- Okey – stanął przede mną gotowy, zdjąć ze mnie bluzkę.
- Stań za mną rozkazałam – i cały czas powtarzałam sobie, że przecież widział mnie już nago mnóstwo razy. Poczułam jego gorący dotyk na swoich plecach.
- To boli? – usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Co?
- Te siniaki na całym ciele.
- Mam je tylko na plecach.
- Nie kłam – i w jednej chwili widział mnie topless. O Boże, gdyby ktoś wtedy wszedł.
- Nic mi nie jest. Z każdym dniem jest coraz lepiej. A teraz dawaj tą piżamę.
- Przepraszam.
- Chris, już wszystko sobie wyjaśniliśmy, prawda?
- Ale nadal zachowujesz między nami dystans i to duży – delikatnie nałożył mi koszulę nocną.
- Sam mówiłeś, że potrzebuję czasu – ułożyliśmy się pod pościelą.
- No dobrze.
- Dobrze?
- Dobrze.


***

Było mi tak cholernie gorąco i wszystko mnie bolało. Kiedy zorientowałam się, że zostałam po prostu przygnieciona przez rękę i nogę Chris’a zachciało mi się śmiać. Próbowałam się podnieść i zdjąć z siebie jego części ciała, ale na próżo.
- Chris – szepnęłam. – Chris, słońce – powtórzyłam głośniej i szturchnęłam go.
- O co chodzi Holly? – mruknął niewyraźnie.
- Wszystko mnie boli – odpowiedziałam, czekając na jakąś reakcję z jego strony, ale na próżno. Najwyraźniej o tej porze w nocy słabo kontaktował. – Nie możesz tak się na mnie opierać, bo to boli – warknęłam. Byłam już delikatnie mówiąc – wkurzona.
- Dobrze, dobrze. Ja po prostu tak strasznie cię kocham – zamarłam, a on nadal się do mnie przytulając, ale jednak zdecydowanie lżej mnie ściskając, nie powodując bólu, dalej zasnął.

***

Była godzina dziewiąta i nie mogłam już dłużej spać. W nocy dużo myślałam i bądź co bądź
dochodziłam do wniosku, że kocham Christopher’a Andersona i chcę z nim spędzić resztę życia. Szlag mnie jedynie trafiał na myśl, że kule zostały na schodach, a ja nie mam jak dotrzeć ani do kuchni ani do łazienki. A siku mi się chciało niemiłosiernie. Pomijając jednak to, położyłam się na boku i przyglądałam się twarzy mojego mężczyzny. Po chwili automatycznie zaczęłam przejeżdżać opuszkami palców po kilkudniowym zaroście i muskając jego usta oraz nos, policzki i czoło.
- Dzień dobry – wymruczał ospale, a ja odskoczyłam jak oparzona. – Oh, nie krępuj się, kontynuuj tę niesamowicie przyjemną czynność – cwaniacko się uśmiechnął, ale nadal nie otwierał oczu.
- Jesteś okropny – burknęłam. Zarechotał.
- Może dasz mi całusa na dzień dobry?
- Dostałeś już ich chyba z tysiąc, wiesz?
- Chcę kolejne tysiąc.

- Tylko uważaj na moje siniaki, rycerzu – od razu się rozbudził i z ogromnym uśmiechem, pochylił się nade mną i przyłożył swoje usta do moich. Przygryzł mi wargę, a ja jęknęłam z rozkoszy. Tym oto sposobem jego język odnalazł mój. Cały ten pocałunek wyrażał wszystkie przeprosiny, wszystkie dziękowania, całą naszą miłość, pożądanie oraz słodką tajemnicę.



_____________________________________
Kochani, to już ostatni rozdział tego opowiadania.
Obiecałam sobie, że w te wakacje zakończę to opowiadanie.
31 sierpnia pojawi się epilog
Mam nadzieję, że przeczytacie go mimo wszystko.
Przepraszam, że tak nagle Was zaskoczyłam, ale dla mnie samej to jest szok.
Trzymajcie się ciepło Miśki :)
Do zobaczenia w ostatni dzień wakacji ! 
xoxo

Eliza

niedziela, 9 sierpnia 2015

36. "Jesteś bezpieczna, Holly. Wszyscy jesteśmy"

*Chris*
Wyszedłem z jej pokoju kochając ją i nienawidząc jednocześnie. Stanąłem przed jej domem i zapaliłem jednego papierosa. Kurwa. Straciłem ją. Uderzyłem kilka razy z całej siły w ścianę. Miałem zdartą skórę. I bardzo dobrze. Chociaż to i tak wcale nie jest odpowiedni ból i kara jaką powinienem dostać. Nie wybaczę sobie tego do końca życia. Po wypaleniu całej nikotyny jaką posiadałem, wróciłem do środka i usiadłem w kuchni. Obiecałem się zostać z Holly w domu, gdyby czegoś potrzebowała, podczas gdy reszta pojechała na zakupy. Wykręciłem numer do Tom’a.
- Cześć stary – rzucił wesoło.
- Cześć – odparłem w zupełnym przeciwnym humorze.
- Oho, ktoś tu ma zły humor.
- Holly nie chce mnie znać – mruknąłem załamany do słuchawki.
- Ooo stary, nie pierdol jak jakaś lalunia, co? Zastanów się, nie pierwszy raz cię nie chce znać, prawda?
- Tyle, że za każdym razem to ja nawalam.
- Po drugie, gdyby nie chciała cię znać to nie rzuciłaby się prosto pod kulkę, żeby ratować twój zad – kontynuował jak gdyby nigdy nic – I po trzecie, ona potrzebuje czasu, jak każda kobieta.
- I mam tak czekać?
- W końcu to twoja wina – odparł. Westchnąłem.
- Obym się doczekał – rozłączyłem się.

*Holly*

Położyłam się z powrotem na łóżku. Nie będę płakać, nie będę płakać.
Cholera.
Dlaczego to wszystko musi być takie trudne i poplątane? Dlaczego nie możemy mieć normalnego życia? Chwyciłam kule i postanowiłam pójść się napić i wziąć leki. Było to wyzwanie – nie powiem, że nie, bo musiałam zejść po schodach. Narobiłam trochę huku, bo po drodze wywróciłam pudełko z jakimiś książkami.
- Holly? – podniosłam raptownie głowę, uderzając się przy okazji w wystający regał. Od razu do mnie podszedł, wziął jak gdyby nigdy nic na ręce i zaniósł do kuchni, sadzając na stole. Poczułam od niego tytoń. Palił jak nic.
- Co ty tu jeszcze robisz?
- Jeszcze? – prychnął. – Pilnuję cię, bo reszta pojechała na zakupy – nie odpowiedziałam. Byłam po prostu zła.
- Nic ci nie jest? – zapytał.
- Nie, poradziłabym sobie sama.
- Nie wątpię – odpowiedział obojętnie.
- W takim razie możesz już sobie iść.
- Ale nie chcę.
- A co jeśli ja chcę? – popatrzył mi prosto w oczy. Cholera jasna, było w nich tyle bólu, cierpienia i poczucia winy. Wszystko przeze mnie? Wszystko przeze mnie!
Kiedy odwrócił się i już miał zamiar wyjść z pomieszczenia, miałam ochotę się do niego przytulić.
- Christopher! – krzyknęłam, w nadziei, że jeszcze nie wyszedł.
- Tak? – natychmiast pojawił się w drzwiach, ale zupełnie wyprany z uczuć. Zanim powiedziałam, to co chciałam powiedzieć, krzyknęłam:
- Boże! Co ci się stało w ręce?! – kiedy ja panikowałam, jakby nadszedł koniec świata, on po prostu na nie spojrzał i w żaden sposób nie zareagował.
- Nic takiego – wzruszył ramionami. Wypuściłam powietrze z płuc i od nowa je wciągnęłam, próbując nie wpaść w wściekłość.
- Przenieś mnie proszę na blat – powiedziałam stanowczym tonem. Bez niepotrzebnego dyskutowania zrobił to o co go poprosiłam. Jakaś nowość.
Wyciągnęłam z szafki apteczkę i przygotowałam wszystkie potrzebne rzeczy.
- Co robisz?
- Daj mi dłonie, muszę to opatrzyć – podał je z lekkim wahaniem. Miał pozdzieraną skórę z knykci i lekko zaschniętą na nich krew. Ohyda. Doskonale wiedziałam co robił. Doskonale go znałam. I również z tego powodu wiedziałam, że w głębi serca go to przeraża. Jak każdego mężczyznę.
- Obiecuję, nie będzie bolało – i w tym samym czasie zaczęłam odkażać rany – Ale piec może – popatrzyłam na niego. Lekko się uśmiechnął. To chyba dobrze. Zrobiłam porządek dopiero z jedną dłonią kiedy zaczął swój wywód.
- Wybaczysz mi kiedyś? – naprawdę musimy zaczynać ten temat?
- A czy kiedyś ci nie wybaczyłam?
- Nie.
- No widzisz.
- Ja wiem, że potrzebujesz więcej czasu, ale… - przycisnęłam mocniej wacik z wodą utlenioną. Syknął.
- Cicho – mruknęłam. Ja naprawdę się sobie dziwię, jak ja z nim wytrzymywałam.
- Holly… - zaczął ponownie wzdychając. Właśnie skończyłam bandażować drugą dłoń, więc nie miałam dobrej wymówki, aby uniknąć tej rozmowy.
- Tak?
- Ja naprawdę przepraszam. Byłem z tobą w szpitalu niemal przez cały czas. Błagałem cały świat, żebyś do mnie wróciła. Kiedy się obudziłaś, wiem, że powinienem tam być, ale musiałem zrobić coś co już dawno obiecywałem sobie, że zrobię.
- Co takiego? – zapytałam drżącym głosem.
- Zabiłem tego skurwiela – odpowiedział z nienawiścią w głosie. Zakryłam dłonią usta.
- Kogo?
- Wiesz kogo – odparł.
- Kogo? – powtórzyłam.
- Jake White.
- Sam to zrobiłeś? – nie chciałam mu uwierzyć. Nie wiem czemu.
- Wydałem rozkaz – kiwnęłam głową, że rozumiem. Przynajmniej tyle. Po moim policzku spłynęła łza. Jak na jeden dzień to zdecydowanie za dużo emocji i sprzecznych uczuć. Nie byłam na Chrisa
ani zła, ani go nie znienawidziłam za to co zrobił, ani nie czułam się przez niego zawiedziona. To było dosyć dziwne i być może niepoprawne. Ale nie dla mnie. Ja chciałam śmierci Jake’a. Należało mu się za te wszystkie rany zadarte nożem i siniaki na całym ciele mojej mamy i moim.
- Jesteś bezpieczna, Holly. Wszyscy jesteśmy – szepnął i chwycił moją twarz w dłonie. Spojrzał na mnie z litością, która w tamtym momencie tak strasznie mnie denerwowała. Ale była tam także miłość. Tak bardzo dużo miłości, której oboje tak bardzo potrzebowaliśmy i pragnęliśmy. Musnął mnie delikatnie w czoło i stając między moimi nogami, wziął mnie w ramiona i przytulił, kołysząc uspokajająco.
- Dziękuję – wyszlochałam.


____________________________________
W nagrodę jest długi!
I w sumie mi się podoba :D
xoxo