Kręciłam
się z boku na bok i nie mogłam zasnąć. Coś było nie tak. Pomijając, że wszystko
było nie tak, to coś jeszcze było nie tak. Boże, czy to w ogóle ma sens?
Oczywiście, że nie. Po prostu zaczęłam panikować, kiedy usłyszałam krzyki i
huki.
Po
chwili drzwi do pokoju się otworzyły i zobaczyłam wściekłego jak kiedyś Jack’a.
-
Wstawaj Holly – warknął. – Spadamy się
stąd. Chyba, że się już namyśliłaś.
-
Spadamy – przytaknęłam. Musiałam pamiętać o swoim już na stałe towarzyszu
podejmując jakieś decyzje.
- Mądra
dziewczynka – ni z tego ni z owego, ale chyba pod wpływem impulsu
macierzyńskiego uderzyłam go w krocze kolanem. Zgiął się w pół, klnąc pod
nosem. Skorzystałam z szansy i uciekłam gdzie pieprz rośnie. Na korytarzu stał
Matt. Na początku nie wiedział co się dzieje, ale ostatecznie pobiegł za mną.
- O co
chodzi? – zapytałam, kiedy zbliżaliśmy się do wyjścia.
- Napadli
na nas. Chcą cię mieć.
- Kto? –
zatrzymałam się.
- No a
jak myślisz? Twój kochaś – mój kochaś? Christopher? On? Naprawdę? Miałam ochotę
zacząć skakać z radości, kiedy przypomniałam sobie, że to ja jestem towarem.
Wtedy już nie wiedziałam co robić. Jestem w ciąży. Kocham człowieka, ale
prawdopodobnie bez wzajemności. A zostając tu mogą ze mną zrobić wszystko.
- Stój!
– usłyszałam głos Jack’a, kiedy w biegu wypadłam przez drzwi. Nie patrząc pod
nogi chciałam uciekać, ale kiedy tylko poczułam świeże powietrze uderzające w
moją twarz, zostałam przez kogoś przechwycona. Ktoś mnie złapał. Cholera jasna.
Ktoś mnie złapał. I bez względu na gang miałam przechlapane.
- Ćśś… -
usłyszałam znajomy szept. – Już jestem. Jesteś bezpieczna kochanie – do oczu
napłynęły mi łzy. Mój głupi i zasrany Chris. Nie, nie mogę. Przykro mi.
Zaczęłam kręcić głową. Wyczułam moment i szarpnęłam z całej siły, kiedy poluzował
uścisk.
- Do
widzenia – powiedziałam i zaczęłam odchodzić. Nie wiedział co się dzieje. Ja
chyba też nie. Cały świat nagle jakby się zatrzymał. Było cicho. Za cicho. Stał
wpatrzony we mnie jak skamieniały posąg. Poza nami nikogo nie było. Do czasu.
Do czasu aż zaczęłam się odwracać i za murem zobaczyłam wymierzony w niego
pistolet. Strzelba. Chris. Strzelba. Chris. Strzelba. Chris. Rzuciłam się,
usłyszałam huk i w ostatniej chwili zasłoniłam Chris’a. Potem tylko kolejne
strzały. Ból brzucha. Nie mogłam złapać oddechu. Upadam. Nie kontroluję
niczego.
***
Słyszałam
śmiech dziecka. Widziałam go. Śliczny chłopiec.
Spałam.
Nie wiem czy wiecie, ale cudownie jest tak spać.
Mogłabym
już tak spać zawsze.
*Chris*
- Co z
nią? – zapytałem lekarza, kiedy wyszedł z sali operacyjnej.
-
Przeszła trzy operacje na raz.
- W
jakim jest stanie? – warknąłem. Gadaj do cholery.
-
Ciężkim. Nie mamy pojęcia czy z tego wyjdzie panie Anderson. To…niesamowicie
silna kobieta. Zazwyczaj ludzie umierają po takim strzale na miejscu, a jej
organizm cały czas walczy.
- Co
teraz?
- Musimy
czekać. Ostateczna decyzja należy do niej – współczująco się uśmiechnął.
Nie
wierzę. Nie wierzę. Nie wierzę.
Kurwa.
CO. JA.
ZROBIŁEM.
W
sprawie dziecka zachowałem się jak szczeniak. Ale czy aż tak mnie
znienawidziła, że chciała ode mnie uciec wtedy kiedy zagrażało jej
niebezpieczeństwo? Miała prawo.
Ale jednak
mimo tego, że mnie znienawidziła to mnie kurwa ochroniła.
Powinienem
leżeć tu zamiast niej. Nie mogę jej stracić.
Obudź
się. Obudź się. Obudź się.
Pochyliłem
się nad nią. Była taka blada. Jak trup.
-
Przepraszam – powiedziałem do niej. – Mam nadzieję, że mnie słyszysz
księżniczko. Nie zostawiaj mnie tu samego. Mimo iż zasługuję. Rozumiesz? Bez
ciebie nie dam rady. Wiem, że nie jestem perfekcyjny. Brakuje mi dużo do
ideału. Muszę nad sobą popracować, ale kiedy jesteś ze mną mam to dla kogo
robić. Przepraszam. Przepraszam za wszystko. Uwierz, że kochałbym to dziecko.
Nasze dziecko. Tak mocno jak ciebie. Dalibyśmy sobie radę, bo ty byś dała.
Kocham cię. I błagam, nie odchodź. Nie odchodź! – krzyknąłem. Zerwałem się z
krzesła i w panice zacząłem wrzeszczeć i uderzać w ściany. Po chwili opadłem na miejsce i z
płaczem całowałem jej delikatną dłoń. Wróć do mnie.
- Pamiętasz, jak się poznaliśmy? Nigdy nie zapomnę tego dnia. A wiesz co jest najlepsze? Nigdy nie wierzyłem w przeznaczenie. Uważałem, że to temat dla jakiś kochasiów i naiwniaków. Teraz powinnaś się śmiać z tego tekstu. Brakuje mi twojego śmiechu. Ale wracając do tematu to tak naprawdę ty jesteś moim przeznaczeniem. I cholera jasna nie wiem jak to musi teraz głupio brzmieć, ale tak jest. Zobacz ile razem przeszliśmy. A nadal coś do siebie czujemy, prawda? I to nie jest zwykle coś. Niedługo przyjadą do ciebie rodzice. Potem wszyscy inni. Proszę, walcz. Ja muszę coś załatwić - muszę zabić tego skurwiela.
____________________________________________
Dan, dan, dan....
Nagły zwrot akcji!
No no i kto zgadnie co będzie dalej?
xoxo