poniedziałek, 29 grudnia 2014

19. Zamkniesz mnie w wieży, żebym była bezpieczna i nie mogła uciec?

Było mi gorąco. Strasznie gorąco i bardzo wygodnie. Och, jak mi było wygodnie. Poczułam dotyk jego ciepłej skóry na policzku. Przejechał po nim opuszką palca. Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy.
- Dzień dobry księżniczko – musnął moje usta.
- Dzień dobry.
- Dobrze spałaś?
- Z tobą zawsze dobrze śpię, Christopher’rze.
- Uwielbiam, jak wymawiasz moje pełne imię. To brzmi tak seksownie – delikatnie zmrużył oczy. Jego wzrok zamienił się na pełen pożądania.
- Zgadzam się – przygryzłam dolną wargę. Pochylił się nade mną.
- Holly! Wstawaj! – otworzyłam oczy i podniosłam się. Przede mną stał ubrany i zdenerwowany Chris. Jezu, chyba muszę zapomnieć o tych snach i przyzwyczaić się do rzeczywistości.
- Co się dzieje?
- Musimy jechać. Teraz. Ubieraj się – rzucił mi spodnie. Dziękuję bardzo, panie kulturalny.
- Muszę się jeszcze spakować – związałam włosy w kucyk.
- Już to zrobiłem. Wszystko jest gotowe, ale trzeba się pośpieszyć.
- Która godzina?
- Czwarta trzydzieści siedem – jejku. Dlaczego tak wcześnie?
- Co jest nie tak, że musimy stąd uciekać o tej porze?
- Nie jesteś tu bezpieczna.
- Nigdzie nie jestem.
- W jednym miejscu jesteś i teraz tam pojedziemy. Już się ubrałaś? Chodź – pociągnął mnie za rękę. Wcisnął guzik przywołujący windę.
- Nie możemy iść schodami?
- Nie.
- Dlaczego? Możemy przecież biec, jeśli tak ci się śpieszy.
- Nie.
- Robisz to specjalnie?
- Co? – gówno.
- Nie lubię wind.
- Masz z nimi same dobre wspomnienia – zarumieniłam się.
- Nie wiem o czym mówisz, Chris – oczywiście, że wiem. Nigdy nie zapomnę tej randko-niespodzianko-imprezy rodzinno-biznesowej. Wtedy wszystko było w miarę normalne.
- Może ci przypomnę? – na jego twarzy zawitał zadziorny uśmieszek. Zostałam wciągnięta do windy i bez żadnego uprzedzenia raptownie pocałowana. Był to pocałunek szybki i jednocześnie namiętny, ale z całą pewnością zaplanowany. Kiedy tylko rozchyliłam usta, żeby nabrać powietrza jego język natychmiast odnalazł mój. Nie wiem, co to wszystko miało znaczyć, ale nie opierałam się. Dlaczego?  Kobieta zmienną jest.
Kiedy drzwi się otworzyły natychmiast się ode mnie odsunął i jakby nic się nie wydarzyło wyszedł trzymając mnie za dłoń. Żadnych niepewnych ruchów, żadnych uśmieszków, po prostu kamienna twarz. Ja nie wiem, jak on tak potrafi. Kiedy podniosłam głowę, żeby ukradkiem na niego spojrzeć, na jego twarzy zobaczyłam triumfalny uśmiech. Ja oczywiście spaliłam buraka. Boże.
- Pani Anabella White? - usłyszałam męski głos za nami. Anabella? Ach, no tak. Natychmiast się odwróciliśmy, a Chris jak jakaś ochrona stanął przede mną zasłaniając mnie swoim ciałem.
- Co? - warknął.
- Zostawiła pani płaszcz w naszej szatni - wypuściłam powietrze orientując się, że cały wstrzymywałam oddech. Chris wyrwał pracownikowi hotelu ubranie i ledwo zdążyłam powiedzieć ciche "dziękuję", a wyszliśmy już z budynku.
- Następnym razem pamiętaj o swoich rzeczach - warknął.
- Mówiłeś, że wszystko spakowane - burknęłam.
- Nie wiedziałem, że tak bardzo lubisz podrywać facetów - co do cholery?
- O co ci znowu chodzi?! - zapytałam już porządnie wkurzona.
- O nic. Przecież niczego złego nie zrobiłaś.
- Owszem, niczego złego nie zrobiłam, a przynajmniej nie przypominam sobie, żeby było inaczej, więc nie wiem co cię znowu ugryzło - syknęłam. Wsiedliśmy do samochodu.
- Nie lubię się z tobą kłócić, wiesz?
- To dlaczego to robisz? - warknęłam.
- Bo taki już jestem i bez naszych kłótni byłoby zbyt nudno, nie sądzisz? - mówił już łagodnie, ale ja wcale nie byłam spokojna. Wręcz przeciwnie.
- Sądzę, że byłoby idealnie, wiesz? Masz humorki gorsze niż baba w ciąży.
- Mi to odpowiada.
- Dobrze, że chociaż tobie - mruknęłam.
- A tobie nie?
- Nie - wywróciłam oczami. I nagle wbił się w moje wargi. Zaskoczona otworzyłam oczy i za nim zdążyłam je zamknąć on już się ode mnie oderwał.
- A teraz? - zapytał lekko dysząc. Przygryzłam wargę.
- Jesteś... Jesteś... 
- No jaki?
- Ugh, nie wiem jaki!
- Najlepszy, po prostu - wzruszył ramionami. Boże, jak ten człowiek działa mi na nerwy.

- Gdzie jedziemy?
- Daleko księżniczko, ale na razie tam się zatrzymamy. Na dłużej.
- Zamkniesz mnie w wieży, żebym była bezpieczna i nie mogła uciec?
- Jak ktoś cie ma zamykać to ja chcę z tobą. Będziemy mieli razem co robić - mrugnął do mnie, a ja zaczerwieniłam się po uszy. - Ale skoro wolisz być sama, to mogę cię zamknąć, a po minucie cię uratuję - uśmiechnęłam się.

______________________________
Rozdział pisany na szybko, ale może być xd
Zmęczeni po świętach? Ja bardzo ;p
xoxo

ASK
TUMBLR


sobota, 20 grudnia 2014

18. - Czy ktoś tu nie jest przypadkiem zazdrosny?

- Gdybyś się tak nie ociągał zdążylibyśmy na „Zniżki w Godzinie” – burknęłam pod nosem patrząc na rachunek.
- Przecież to nie ty płacisz, księżniczko.
- No właśnie i teraz będę miała ten obiad na sumieniu.
- Chyba żartujesz. Po pierwsze muszę o ciebie dbać, żebyś się dobrze czuła, a po drugie ten rachunek jest taki jak każdy inny – prychnęłam.
- No pewnie, bo dwieście pięćdziesiąt funtów za jeden obiad dla dwóch osób to pestka – pstryknęłam palcami.
- Widzisz? Właśnie o tym mówię – uśmiechnął się. Wywróciłam oczami. – Gdyby nie było mnie na to stać, nie zabierałbym cię do tej restauracji. Musisz się zacząć przyzwyczajać – wręczył kelnerowi kartę. Westchnęłam.
- Pięknie pani dziś wygląda – powiedział mężczyzna zza blatu. Popatrzyłam się na niego zaskoczona i poczułam, jak moje policzki się rumienią.
- Dziękuję – posłałam mu lekki uśmiech, który odwzajemnił i spojrzałam na Chris’a, który zmarszczył brwi i groźnym spojrzeniem zabijał kelnera.
- Może dałaby się pani zaprosić na kawę? – zapytał.
- Raczej pani nie jest zainteresowana – warknął Christopher i szarpnął za kartę, kiedy usłyszałam cichy dźwięk – Do widzenia – chwycił moją rękę i mocno ją ścisnął po czym ruszył do wyjścia. Rzuciłam miłemu kelnerowi przepraszające spojrzenie i poddałam się Chris’owi. Niemal wrzucił mnie do auta i głośno zatrzasnął drzwi. Kiedy odpalił ruszył zaczęłam mu się uważnie przyglądać. Był zły? To chyba za mało powiedziane. Całe jego ciało było spięte, a wzrok utkwiony na drodze w sumie to dobrze. Tylko nie wiedziałam jest taki zbulwersowany.
- Chris – szepnęłam niepewnie. Odwrócił głowę w moją stronę i na chwilę na mnie spojrzał.
- Co?
- O co ci chodzi?
- Mi?
- No tak.
- A co masz na myśli stawiając takie pytanie?
- O to co zrobiłeś w tej restauracji – zmarszczył brwi.
- Nic.
- To wcale, bo ten kelner wcale nie wyglądał na przerażonego – wywróciłam oczami. Gwałtownie się zatrzymał. Zrobiłam wielkie oczy. Co się stało?
- Nikt mi ciebie nie odbierze. Nie opuszczę cię po raz kolejny – warknął. Przeszły mnie dreszcze.
- Och – tylko tyle byłam w stanie wykrztusić. Ruszył. – Ale wiesz, nie musiałeś od razu za mnie decydować. Chętnie wybrałabym się na tę kawę – wzruszyłam ramionami. Oczywiście, że się z nim droczyłam.
- Wcale nie. Nie pozwoliłbym na to – zacisnął ręce mocniej na kierownicy.
- Czy ktoś tu nie jest przypadkiem zazdrosny?
- Nie – odpowiedział rozluźniając ciało.
- Czyżby? – zmrużyłam oczy.
- Z całą pewnością panno White – przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. Zadzwonił jego telefon. Odwróciłam się w stronę okna. Jejku, dawno nie widziałam go tak złego. I pomyśleć, że to przez jednego naiwnego kelnera. Był zazdrosny na sto procent. Inaczej by tak nie reagował. Ale skoro był zazdrosny to czy to oznacza, że rzeczywiście mu na mnie zależy? W sumie przez te cztery lata wydorośleliśmy. Teraz wie czego chce. On tak. Tylko, że ja nie.
- Kto to? – zapytałam, kiedy skończył rozmawiać.
- Mój ojciec.
- Coś się stało?
- Nie.
- To powiesz mi, co ci powiedział?
- Złapali kilku kolejnych naszych wrogów, którzy nas śledzili. Wszystko jest już pod kontrolą – złapał mnie za dłoń – Póki co, nikt nie powinien nas niepokoić.
- Czyli jesteśmy bezpieczni? – kiwnął głową.
- Na razie – odetchnęłam z ulgą.
- Ile to jeszcze będzie trwać? – zapytałam. Westchnął.
- Szczerze?
- Mhm.
- Nie mam pojęcia.
- Długo nie dam rady.
- Wiem – złączył nasze dłonie – Ale nie martw się.
Zatrzymaliśmy się w kolejnym hotelu. Byłam potwornie zmęczona. Jak tylko otworzyłam drzwi do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko.
- Aż taka zmęczona? – z lekkim uśmiechem zapytał Chris.
- Mhm.
- A myślałem, że pójdziemy jeszcze coś zjeść.
- Chcesz, żebym była gruba? – zapytałam podnosząc jedną brew.
- Ostatnio schudłaś, martwię się o ciebie.
- Nie musisz.
- Ale chcę.
- Dziękuję.
- Za co?
- Że się o mnie martwisz – usiadł obok mnie.
- Nie ma za co – odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy.
- Jeśli chcesz to możesz iść coś zjeść, ale ja idę spać – zachichotał, a ja uśmiechnęłam się na ten dźwięk.
- Dobrze. W takim razie dobranoc księżniczko – pocałował mnie w policzek na co przbiegły mnie przyjemne dreszcze i wyszedł.  Cudem zeszłam z łóżka, poszłam się umyć, ubrać w jego koszulkę, która od pewnego czasu zastępowała mi piżamę i zanurzyłam się w pościeli.

*Chris*

Poszedłem zjeść coś na szybko,  żeby jak najszybciej wrócić do Holly. Wolałem, żeby poszła ze mną, ale była tak zmęczona, że lepiej było zostawić ją w spokoju. Wydaje mi się, że zrobiliśmy jakiś postęp. Nie jest już tak wrogo do mnie nastawiona, co mnie cieszy. Oby tak dalej. Muszę ją odzyskać w całości. Potrzebuję jej i nie odpuszczę. Zrozumiałem to po dzisiejszym wydarzeniu. Co to był za gnojek! Jeszcze raz ktoś wyjedzie do niej z takim albo innym tekstem to nie będę się powstrzymywał. Nie oddam jej. Za. Nic. W. Świecie.

________________________
Heeeeej miśki ! <3
Rozdział mi się podoba ;)
A Wam?

Przy okazji chciałabym Wam życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT spędzonych w ciepłym rodzinnym gronie z białym puchem za oknami i wymarzonymi prezentami pod choinką ! 

xoxo



czwartek, 4 grudnia 2014

17. "Obejmij mnie"

Siedzieliśmy w restauracji naprzeciwko siebie udając, że nic szczególnego nie miało przed chwilą miejsca. Starałam się nie patrzeć na siedzącego przede mną mężczyznę, ale z marnym skutkiem mi to wychodziło. Co chwilę podnosiliśmy na siebie wzrok i natychmiast się na tym przyłapywaliśmy. Spuszczałam w takich momentach głowę z czerwonymi polikami udając, że nic się nie stało. Było to strasznie trudne. Grzebałam w sałatce z kurczakiem i karciłam się za to co zrobiłam, jakieś pół godziny temu. Chociaż tak właściwie to wcale nie żałowałam. Z chęcią zrobiłabym to jeszcze raz. Miło było odnowić smak jego gorących warg. Dokładnie poczuć jego zapach czy po prostu mieć świadomość, że jest się choć przez chwilę bezpiecznym i użytecznym.
- Jak się czujesz? – zapytał nieco speszony.
- W porządku – odpowiedziałam sięgając po szklankę z napojem. W porządku? Naprawdę Holly to jest w porządku?! Rzuciłaś się na faceta, którego jak ustaliłaś już nie kochasz. Bo taka jest prawda, a teraz masz ochotę zrobić to jeszcze raz, bo poczułaś jakieś stado karaluchów w brzuchu?! Zaraz… co? Co tu jest do cholery w porządku?
- Jeśli chodzi o to w pokoju to… - zaczął.
- Nie, nie mamy o czym mówić. Nie bardzo nad sobą panowałam. Przepraszam, ale to niczego nie zmienia, okey? – wydukałam błądząc wzrokiem po podłodze.
- Chciałem tylko powiedzieć, że mi się podobało – spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem. Jego wyraz twarzy zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Był teraz pewnym siebie facetem, któremu każda laska na mrugnięcie oka wskoczy do łóżka. A moja twarz… no cóż była w odcieniach dojrzałego, soczystego buraka. Tylko, że on powiedział, że mu się podobało. Jezu, co ja narobiłam.
- Ja już pójdę do pokoju. Dziękuję za kolację – stchórzyłam? Chyba tak. Poprułam niczym struś pędziwiatr do pokoju. Zwolniłam dopiero na schodach. Moja głowa pękała. Po prostu pękała.
Weszłam do pokoju. Było ciemno, a ja wcale nie miałam ochoty zapalać światła. Była cisza i spokój. Podeszłam do dwumetrowego okna. Na zewnątrz wiał chłodny wiatr. Grupki znajomych przemieszczały się chodnikami między świecącymi się na żółto latarniami.
Poczułam na swoich ramionach dotyk dłoni. Przeszły mnie dreszcze, a on to wyczuł.
- Cii… Spokojnie, to tylko ja – szepnął mi do ucha. Poczułam przepływającą przez moje ciało falę gorąca.
- Co robisz? – zapytałam drżącym głosem.
- A na co mi pozwolisz?
- Na nic? – odwróciłam się podnosząc jedną brew do góry.
- A co jeśli ja teraz zrobię to co ty zrobiłaś przed kolacją? – mruknął zbliżając się na niebezpieczną odległość. Doskonale wiedziałam jak to się skończy. Najgorzej, że czując jego oddech na szyi nie mogłam się na niczym skupić. W tamtym momencie nie potrafiłam go odepchnąć. Nawrzeszczeć. Miałam tylko ochotę się z nim podroczyć, choć sama już nie byłam w pełni świadoma swoich słów.
- Dostaniesz w ryj – odpowiedziałam. Chociaż nie widziałam jego twarzy to byłam pewna, że na jego twarzy pojawił się ten cwaniacki uśmiech. Poczułam jak delikatnie muska ustami moją szyję.
- Christopher – jęknęłam odsuwając się od niego i opadając na łóżku.
- Hmm? – mruknął chyba trochę niezadowolony. Położył się obok mnie, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Obejmij mnie – rozkazałam. Wyszczerzył się i wykonał polecenie.
- Co jeszcze księżniczko? – zapytał. Miałam mu ochotę przywalić za to „księżniczko”. Nie, jeszcze się nie przyzwyczaiłam i nie mam zamiaru.
- Przytul mnie najlepiej, jak potrafisz – szepnęłam i po chwili poczułam bijące od niego ciepło. Ułożyłam się wygodnie i delikatnie uśmiechnęłam pod nosem. – Jeszcze jedno. Nie mów do mnie księżniczko – pocałował mnie we włosy i mruknął:
- Dobranoc księżniczko – za co oberwało mu się łokciem w żebra.
- Auć !
- Spróbuj jeszcze raz mnie tak nazwać – warknęłam. Usłyszałam cichy chichot i zasnęłam.

***

Obudziłam się czując przypływającą falę gorąca. Otworzyłam oczy i nikogo przy mnie nie było. A z tego co pamiętałam to zasnęłam wtulona w Chris’a. Uśmiechnęłam się na same wspomnienie i chciałam wstać, ale nie mogłam w ogóle ruszyć nogami. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam się cicho śmiać. Christopher leżał w poprzek łóżka wtulony w moje nogi. Trochę się namęczyłam zanim bez obudzenia chłopaka wyjęłam nogi z objęcia, ale w końcu się udało. Przeciągnęłam się i poprawiłam jego głowę zwisającą z mebla, a następnie przyjrzałam się jego twarzy. Kiedy spał wyglądał tak… niewinnie i słodko. Nikt by nie pomyślał, że należy do jakiegoś gangu. Przeniosłam wzrok na jego lekko rozchylone wargi. Nie kontrolując swoich ruchów pochyliłam się i musnęłam go w usta, a następnie uciekłam do łazienki i zmyłam z siebie osad ostatniej nocy.
- Fuck! Moja szyja! – warknął Chris, kiedy wychodziłam odświeżona z łazienki. Zachichotałam.
- O, widzę, że już wstałeś – uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił.
- Ty też – przekręcił się na bok.
- Stój! – krzyknęłam, ale już było za późno. Spadł na podłogę z wielkim łomotem.
- Cholera! – warknął, a ja wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
- Co cię tak bawi księżniczko?! Ja będę cały obolały, a ty jesteś taka zadowolona? – łobuzersko się uśmiechnął i pociągnął mnie za nogę, co skończyło się także moim upadkiem.
- Auć! Mój tyłek! – krzyknęłam i odepchnęłam go, kiedy zaczął się nade mną pochylać.
- Wymasować? – poruszył zabawnie brwiami.
- Co?! Zwariowałeś całkowicie Anderson?! – pisnęłam. Niech on sobie za dużo nie wyobraża.
- No skoro cię boli to mogę ci pomóc .
- Tu się puknij – wskazałam palcem czoło – A teraz idź się ubierz, bo chce mi się jeść.
- Pamiętaj, że jeśli potrzebujesz pomocy to…

- Oh, zamknij się już! – krzyknęłam, wywracając przy tym teatralnie oczami i wskazałam na drzwi od łazienki.

_________________________________
Wiem, że rozdział jest krótki.
Ale mimo wszystko mi się podoba,
więc mówcie sobie co chcecie :P
Bla, bla, bla
To do następnego !
xoxo

piątek, 28 listopada 2014

16. "Musisz przyjąć to wszystko do wiadomości"

Ruchoma wskazówka przekraczała właśnie liczbę dwieście, ja wbijałam się w fotel coraz bardziej, a oni cały czas za nami jechali. W pewnym momencie samochód gwałtownie zahamował. Poleciałam do przodu, a kiedy pasy się zatrzymały spojrzałam przed siebie. Ślepa uliczka. Bałam się odwrócić wzrok na Chrisa.
- Kurwa – warknął – Nie waż się wysiadać z auta – otworzył drzwi i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć jego już obok mnie nie było. Rozpięłam pasy i odwróciłam się, żeby móc cokolwiek zobaczyć. Trzech facetów i jeden Chris?! Boże, trzeba było nie iść na te cholerne zakupy!
Ponieważ pojazd miał czarne szyby oni nie byli w stanie mnie zobaczyć.  Przeszłam na tył samochodu i zaczęłam grzebać pod przednimi siedzeniami, mając nadzieję, że tam coś znajdę. Mówiąc „coś”  miałam na myśli jakąś broń. Nie trzeba było długo szukać, bo na wielkie szczęście pod wycieraczką znajdował się schowek, w którym było mnóstwo brutalnych rzeczy, których nazw nawet nie chcę znać. Chwyciłam pierwszy lepszy i modląc się tylko, żeby były w nim naboje, drżącą ręką go naładowałam i wyszłam.
- Daję wam ostatnią szansę. Możecie spierdalać – usłyszałam zimny głos Chrisa. Jeszcze nigdy, ale o nigdy nie widziałam go w takiej postaci. Był w stanie zabić gołymi rękami. Schowałam pistolet za plecami i stanęłam obok chłopaka w połowie się za nim chowając.
- Kogo my tu mamy! – usłyszałam czyjś straszny głos.
- Holly?! – przejechałam wzrokiem po mężczyznach i zastygłam na ostatnim z nich. O cholera.
- David? – szepnęłam i po chwili jeden z nich do niego wycelował. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, a on już upadł i nie żył…
- Nowicjusz – mruknął któryś z nich.
- Zmieniłaś się panno White i do ojca nie jesteś podobna ani trochę – wzdrygnęłam się – Wiesz, co? Zaraz twój ukochany wyląduje jak ten tutaj. Chcesz tego? – obleśnie się uśmiechnął. Pokiwałam przecząco głową.
- Holly nie słuchaj go – warknął Chris, a jeden już z pozostałej dwójki naładował pistolet.
- Jeśli chcesz go ochronić, co będzie kompletnie żałosne możesz tu do nas przyjść. Zabierzemy cię i wszystko będzie dobrze.
- Gdzie mnie zabierzecie? – ledwo wydukałam, bo w gardle stała mi jedna wielka gula.
- Zobaczysz, ale mogę ci obiecać, że nikomu z twoich bliskich nic się nie stanie – stałam tam i gapiłam się, jak głupia. Miałam im zaufać? Przecież w końcu chciałam, żeby moja rodzina i przyjaciele byli bezpieczni.
W pewnym momencie Chris wystrzelił do mężczyzny po prawej. Pisnęłam. Ten po lewej stał przez chwilę i nie wiedział co się stało. Dopiero po chwili zmarszczył brwi i wycelował w Chris’a. Widząc to z całej siły popchnęłam go na bok i moja broń wystrzeliła w stronę ostatniego człowieka na przeciwko mnie, który po chwili leżał na zimnym betonie. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam zrozumieć tego co się stało. Tego co zrobiłam. Upuściłam narzędzie zbrodni i zakryłam usta dłońmi wpadając w panikę.
- Holly?! Jesteś cała?! – głos Chris’a odbijał się o moje uszy. Zaczęło brakować mi powietrza, a przed oczami pojawiały się czarne plamy. Zamknęłam oczy i już nic nie czułam.

***

- Mogłem iść z nią na te pieprzone zakupy, nic by się wtedy nie stało. Wiesz, jak ona teraz będzie to przeżywać?! Już zemdlała, a co dalej? Kurwa, Tom to nie ma sensu. Co? Nie. Dobra. Na razie – otworzyłam oczy.
- Miałam straszny sen – mruknęłam i wyprostowałam kręgosłup spuszczając nogi z łóżka. Rozejrzałam się po pokoju. Byłam pewna, że jesteśmy już w innym hotelu.  
- Jaki? – usiadł obok mnie.
- Byłam na zakupach i śledzili mnie jacyś faceci, potem zaczęliśmy uciekać, ale w końcu nas złapali. Był tam David i jeszcze jakiś dwóch chyba. Zastrzelili David’a, potem ty jednego z nich i na końcu ja – wzdrygnęłam się.
- Holly…
- Tak?
- Obawiam się, że to nie był sen.
- Co? – zachichotałam – Nie bądź śmieszny – wstałam.
- Usiądź – rozkazał. – Mówię poważnie. Tak było. To nie był sen. Był tam David. Zastrzelili go, a potem my ich.
- My? – mój głos się łamał.
- Jednego ja, a potem tak jakby uratowałaś mi tyłek – głośno przełknęłam ślinę.
- Zastrzeliłam kogoś?
- Tak. Potem zemdlałaś.
- Nie. Ja bym czegoś takiego nie zrobiła. Nie. Musisz się mylić.
- Musisz to zrozumieć – wstałam i poszłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Z oka wypłynęła mi łza. Jedna. Druga. I wiele innych.
Zabiłam człowieka. Zabiłam. Jestem okropna. No i jeszcze David. On też tam był. Tylko, że przeciwko mnie. Cholera jasna! Mieszkałam z człowiekiem, który w każdej chwili mógł mnie zabić! Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie, nie teraz. Teraz nie wchodź.
- Holly! – stał pod drzwiami – Odezwij się! Holly! – szarpał za klamkę, a ja dostałam takiego ataku płaczu, że ledwo oddychałam. On jeszcze chciał, żebym zaczęła do niego gadać? – Otwieraj, bo wywalę te drzwi! Słyszysz?! – krzyczał. Nie miałam siły wstać z podłogi i mu otworzyć, ale on po chwili siedział obok mnie. Objął mnie ramieniem pozwalając wtulić mi się w jego ciepły tors.
- Już dobrze. Spokojnie. Wszystko jest już w porządku – powiedział.
- Jak ja mam być spokojna Christopher?! Jak?! – wybuchłam – Kilka godzin temu zabiłam człowieka, który nic mi nie zrobił! Na dodatek mieszkałam z mężczyzną, który w każdej chwili mógł mnie zamordować. Kochałam go, rozumiesz?! A on okazał się być pierdolonym wrogiem. Na dodatek zginął na moich oczach. Mogłam do nich pójść. Obyłoby się bez żadnych ofiar. Jak ja mam teraz żyć z wiedzą, że kogoś zastrzeliłam, no jak? – wymachiwałam rękoma chodząc w tę i z powrotem po pokoju. Nie mogłam się uspokoić. Nie w tym momencie. Nagle Chris popchnął mnie delikatnie na ścianę i przytrzymując moje nadgarstki zbliżył swoje ciało do mojego.
- Popatrz na mnie – warknął. Przestraszyłam się i od razu zdezorientowana spojrzałam na niego zapłakanym wzrokiem. – Teraz będziesz musiała z tym żyć, ale zabiłaś człowieka, który był zły, który zabił bez powodu kilkadziesiąt niewinnych osób – mówił spokojnie i wyraźnie chcąc, żeby każde słowo do mnie dotarło. - Uratowałaś siebie i kolejne dziesiątki ludzi. Żyjesz to jest najważniejsze. A teraz musisz przyjąć to wszystko do wiadomości, rozumiesz? – kiwnęłam głową wpatrzona w jego oczy. – Dobrze, więc w tym momencie to zrobisz. Ja poczekam i wypuszczę cię dopiero, jak wszystko sobie poukładasz – przysunął się jeszcze bliżej. Poczułam przyjemne ciepło jego ciała. Poczułam się bezpiecznie. Poczułam, że to co powiedział jest prawdą i prędzej, czy później będę musiała o zaakceptować.
- Już – szepnęłam.
- Dobrze – odpowiedział szeptem i lekko się uśmiechnął nadal trzymając mnie za nadgarstki. Wtedy zrobiłam coś czego w ogóle nie kontrolowałam. Pocałowałam go. Delikatnie i jakby ze strachem, co przerwał i spojrzał mi głęboko w oczy. Po czym wbił się w moje usta tak silnie i pożądanie, że po chwili brakowało mi tchu. Oderwałam się lekko przygryzając jego dolną wargę i wyrównując oddech zapytałam:

- Idziemy coś zjeść?

__________________________________
Nie wiem co z tym rozdziałem jest nie tak, ale
jest badziewiasty. Serio może już tyle razy go 
przeczytałam i mi się znudził, ale myślałam, że
wyjdzie lepiej :/
Z tym David'em to nie wiem co to miało być.
Oceńcie sami.
xoxo


niedziela, 16 listopada 2014

15. "Już niedługo państwo Wright"

Leżałam tak chyba z pięć minut i potem zasnęłam. Obudziłam się wtulona w Chrisa. Podniosłam głowę. On jeszcze spał, a ja nie dość, że byłam potwornie głodna to jeszcze byłam w samej bieliźnie.
- Kurwa - mruknęłam i zabierając ciuchy pognałam do łazienki. Weszłam pod prysznic i odkręciłam ciepłą wodę. Namydliłam ciało mydłem hotelowym, a następnie spłukałam je razem z całym osadem ostatnich dni. Stanęłam przy umywalce chwyciłam szczoteczkę do zębów, nałożyłam trochę pasty i patrząc w lustro szorowałam zęby. Zatrzymałam na chwilę rękę i wciągnęłam nosem powietrze czując przy tym zapach mięty.
Odświeżona zaglądając czy Chris jeszcze śpi wyszłam z pokoju. Byłam strasznie głodna. Przeszłam przez multum korytarzy i doszłam do restauracji. Usiadłam przy jednym ze stolików, przeczytałam menu i zawołałam kelnera.
- Czego pani sobie życzy?
- Dwa tosty, jajecznica, sałatka numer 2, sok pomarańczowy i woda na nazwisko Anderson - mężczyzna skończył zapisywać, uśmiechnął się i odszedł. Poszukiwałam paznokciami o drewniany stół wystukując jakiś wymyślony rym. Po chwili w drzwiach zobaczyłam wściekłego Chrisa. No super. Znowu się zaczyna. Usiadł na przeciwko mnie.
- Nie mogłaś mnie obudzić? - warknął.
- Chciałam, żebyś się wyspał - odpowiedziałam od niechcenia. W tej chwili pojawił się kelner.
- Przepraszam, ale w naszym hotelu nie ma nikogo o nazwisku Anderson- spojrzałam zdziwiona na Chrisa. Ten jednak w ogóle się nie przejął tą sytuacją i bezproblemowo z niej wybrnął.
- Nie wierze, że znowu pomyliłaś nazwiska kochanie- zatkało mnie. Co on wygadywał?! - Rachunek będzie na nazwisko Wright i proszę jeszcze przynieść jajecznicę i kawę.
- Dobrze. Zaraz przyniosę - kiwnął głową, a ja tylko głupio się uśmiechnęłam.
- Jaki Wright?! - zapytałam pół szeptem.
- Już niedługo państwo Wright - cwaniacko się uśmiechnął- Musimy się ukrywać skarbie.
- O mój Boże to będzie jakaś masakra - jęknęłam kręcąc z niedowierzaniem głową.

***

- Słuchaj muszę wprowadzić mój plan w życie. Tylko nie chcę słyszeć żadnego marudzenia- siedziałam na fotelu, a Chris chodził po pokoju w tą i z powrotem od czasu do czasu mierząc mnie wzrokiem.- Jesteś Anabella Cooper, a ja Chris Wright.
- Dlaczego ja muszę zmienić imię, a ty nie? - zapytałam naburmuszona.
- Bo to ciebie szukają złotko - przewróciłam teatralnie oczami. No jasne. - Kontynuując, jesteśmy parą i musimy się zachowywać, jak zakochani, czy ci się to podoba, czy nie.
- Świetnie- mamrotałam pod nosem. Jakoś bardzo mi się to nie podobało.
- Jeżeli ktoś zacznie cię wypytywać o twoje dane powiesz to co mówię właśnie teraz, rozumiesz?
-Mhm.
- Jakieś uwagi?
-To wszystko jest beznadziejne. Czuję się, jakbym brała udział w jakiejś tajnej misji.
- Bo tak jest - uśmiechnął się- I ponieważ zależy mi na tym, żebyś żyła księżniczko będziesz robiła co ci powiem.
- Będę robiła co zechcę- warknęłam.
- Zobaczymy jak dlugo Bello. Ci twoi zabójcy wcale nie są tacy mili - wtedy sobie uświadomiłam, że teraz już nic nie będzie proste ani bezpieczne. Nic. Nawet mężczyzna stojący przede mną. Będzie groźny, a właściwie jest groźny i pewny siebie, a ja czuje się przy nim bezpiecznie. Kochana ironia. No cóż trzeba wykorzystać sytuację i ratować swój tyłek bez wymówek.
- Teraz jedziemy do centrum handlowego. Kupisz sobie coś do ubrania, bo niczego ci nie wziąłem- bez słowa wyszliśmy z hotelu i wsiedliśmy do czarnego sportowego auta. Był trochę przkurzony i do połowy upaciany w błocie, ale mimo to dało się zauważyć, że to drogi samochód.
- Kup co chcesz i ile chcesz-  wręczył mi kartę kredytową, która w tamtym momencie nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia. Teraz mogłam się spodziewać po nim wszystkiego. - Jeśli coś zacznie się dziać,  zadzwoń do mnie. W kontaktach masz mój numer- podał mi białego smartfona- Pamiętaj co ci mówiłem.
- A ty?
- Pojadę umyć samochód. Znajdę cię- otworzyłam drzwi i szybkim krokiem poszłam do sklepów. Ubrania starałam się wybierać dosyć wygodne i raczej w ciemnych kolorach. Nie wiadomo, jakie sytuacje będą miały miejsca. Nie przejmowałam się cenami ubrań. Skoro mogłam zaszaleć to mogłam.  Nie wiadomo ile mi życia zostało. Kiedy wychodziłam z kubkiem kawy w ręku dwóch facetów w czarnych okularach z zainteresowaniem mi się przyglądało. Udając, że niczego nie zauważyłam szłam szybko do wyjścia. Zaczęłam się denerwować, kiedy zaczęli iść za mną. Próbowałam ich zgubić, ale nie dało rady. Wchodzili za mną do każdego sklepu. Weszłam do jednej z przymierzalni i zadzwoniłam do Christophera.
-Co jest?
- Dwóch w czarnych okularach mnie śledzą.
- Jak wyglądają?
- A jak mogą wyglądać do cholery ludzie z gangu?! - warknęłam.
- Jakieś cechy charakterystyczne?
- Cali na czarno.
- Pojadę na podziemny parking. Kiedy do ciebie zadzwonie nie odbieraj tylko tu przyjdź.  Udawaj, że wszystko jest okey.
- Łatwo ci mówić-  mruknęłam i się rozłączyłam. Siedziałam za czerwoną zasłoną i modliłam się, żeby Chris już zadzwonił. Kiedy już to zrobił wyszłam, zapłaciłam i kierowałam się do wejścia na parking. W żyłach czułam dziwny przypływ strachu, ale zignorowałam to i szłam przed siebie. Kiedy uderzyło we mnie chłodne powietrze przed sobą zobaczyłam ślniący czarny wóz. Bez whania do niego wsiadłam i z piskiem opon ruszyliśmy. Co gorsza- oni za nami.

-----------------
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać :/ Nie miałam zupełnie weny, a potem problemy ze zdrowiem itd.
Postaram się nadrobić zaległości.
xoxo

wtorek, 4 listopada 2014

14. "No to słucham"

Jechaliśmy w ciszy. Chris kierował, Tom siedział obok niego, a ja oparta o okno z tyłu. Nie miałam ochoty rozmawiać, nie czułam takiej potrzeby. Chciałam jedynie dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi, ale nie miałam szans.
- Tak w ogóle to jak się czujesz? – zapytał Tom.
- Tak, jakbym dostała regałem po głowie i kolanem w brzuch – burknęłam.
- Czyli wszystko w porządku – sztucznie się do mnie uśmiechnął. Nie wiem co się stało przez te cztery lata, ale Tom mnie strasznie denerwował. Samą. Swoją. Obecnością.
- Gdzie jedziemy? – zapytałam.
- Uciekamy – odpowiedział Chris.
- Ale gdzie?
- Jak najdalej.
- To będzie przygoda twojego życia – dodał Tom machając rękoma.
- Ta, z wami na pewno – po czterech godzinach jazdy zatrzymaliśmy się przed szarym, małym domem? Coś takiego. Budynek był prosty bez żadnych ciepłych kolorów. Wokół niego rosły jedynie drzewa iglaste. I tyle.
- Tutaj?
- Tutaj wysiadam ja – powiedział Tom. – Wy jedziecie dalej.
- Super.
- Sprawdź drogi i mi je prześlij. W razie czego dzwoń – powiedział Chris.
- Jasne. Trzymaj się stary – wysiadł i poszedł do budynku. A my z piskiem opon ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Wszystko w porządku? – zapytał Chris.
- Nie – szepnęłam.
- Co się dzieje?
- No właśnie co się dzieje? – krzyknęłam. – Nie wiem co się dzieje Christopher. Nie wiem!
- Jutro wszystko ci powiem, zgoda?
- Obiecujesz? – położył jedną dłoń na mojej i delikatnie ją ścisnął.
- Obiecuję – westchnęłam. – Ale nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi i będę miał brzydką żonę – łobuzersko się uśmiechnął. Spiorunowałam go wzrokiem.
- Radziłabym wrócić do rzeczywistości.
Jechaliśmy całą noc i cały następny dzień. Ani razu nikt nic nie powiedział. Przez ten cały czas czułam, że nic nas nie łączy. Nic. Wszystkie uczucia, co do niego wyparowały. Zauważyłam, że mimo iż był podobny to jednak się zmienił. Ja też. Czas zmienia ludzi i leczy rany? Tylko zakrywa. U niektórych lepiej, a u innych gorzej. Inni z czasem zapominają, a inny jednak pamiętają, ale już do ego nie wracają. Uświadomiłam sobie, że przez ten czas w Grays bazowałam na uczuciach, które żywiłam do niego kiedyś. To wszystko psuło. Teraz jest inaczej. Wyrosłam z tamtych dziecinnych i poznaję może podobne, ale inne uczucia. Miałam tylko jeden problem. Skoro nie kochałam go według starych uczuć, to czy w ogóle go kochałam…?
Wysiadł z samochodu, obszedł go i otworzył mi drzwi. Zatrzymaliśmy się przy jakimś hotelu.
- Przenocujemy tu kilka nocy. Chyba nie masz nic przeciwko?
- Od kiedy moje zdanie się liczy?
- Zawsze się liczyło, tylko nie zawsze było wykorzystywane – zmarszczyłam brwi. Co? Nie za bardzo rozumiałam, ale  nieważne. Weszliśmy do ogromnego budynku i przeszliśmy do recepcji.
- Poproszę dwuosobowy pokój – zwrócił się do kobiety głosem bez żadnych emocji, kiedy ta rozbierała go wzrokiem i zagryzała wargę. Miałam niezły ubaw, bo jej to tak trochę bardzo nie wychodziło.
- Proszę – wręczyła mu kluczyk uśmiechając się i odsłaniając przy tym swoje wszystkie zęby. Muszę przyznać, że wyszło jej to lepiej niż poprzednia akcja, ale Chris nawet na nią nie zerknął. Nie była zbyt zadowolona.
Szliśmy przez długi zawiły korytarz z żółtymi ścianami i brązowym dywanem. Chłopak idący przede mną wydawał się być zamyślony. No i był, bo o mały włos nie ominęliśmy naszego pokoju.
- Tutaj – powiedziałam. Odwrócił się i bez wyrazu twarzy otworzył pokój. Brązowo-złote pomieszczenie wydawało się być ciepłe i gościnne. Duże okno z widokiem na ogromny ogród, przez któro wpadało dużo światło dodawało świeżości. Stolik z dwoma fotelami obok drzwi do łazienki, duża szafa i puchaty dywan.
- Jest jeden problem – powiedziałam nieśmiało.
- Jaki?
- Taki – wskazałam na dwuosobowe łóżko. Zaczął się śmiać.
- Ja tu nie widzę żadnego problemu księżniczko – wzruszyłam ramionami. Prześpię się na tym kuszącym dywanie. Opadłam na fotel.
- No to słucham – powiedziałam uważnie mu się przyglądając. Usiadł na łóżku i zaczął opowiadać. To co usłyszałam po prostu mnie zatkało. Nie mogłam zrozumieć kilku rzeczy, innych się bałam, a w inne nie mogłam nawet uwierzyć.
- Jeszcze raz – szepnęłam. – Mój ojciec założył gang. Miał jakieś problemy. Trafił do więzienia, kłopoty się powiększyły. A ja jestem cennym przedmiotem do licytacji.
- Dokładnie.
- A co z tym wspólnego miał twój wyjazd? – zapytałam ze łzami w oczach.
- Wiedzą o mnie i o tobie. Wiedzieli, że cię nie zostawię. Żeby ich zmylić, a tobie zapewnić bezpieczeństwo właśnie to zrobiłem. Kiedy dowiedziałem się, że wyjechałaś, wiedziałem, że będziesz jeszcze bardziej bezpieczna.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego od razu? Wtedy kiedy wyjeżdżałeś? Wszystko potoczyłoby się inaczej – łzy wypływały mi z oczu jedna po drugiej.
- Im mniej wiedziałaś tym lepiej było dla ciebie – zrobiłam kilka kroków i opadłam na łóżko, zakrywając twarz poduszką. Nie mogłam niczego zrozumieć. To wszystko było po prostu niemożliwe. Poczułam, jak materac z jednej strony się ugina. Przycisnęłam poduszkę mocniej.
- Teraz już będzie lepiej.
- Właśnie widzę, jak będzie lepiej. W każdej chwili mogą mnie znaleźć i zrobić ze mną co im tam potrzeba.
- Nie oddam cię - mhm.
- Muszę pobyć sama.

- Okay. Idę zamówić dla nas kolację. Tylko nie uciekaj księżniczko – usłyszałam, jak drzwi w pokoju się zamknęły i odłożyłam poduszkę na bok. Gapiłam się w sufit i próbowałam znaleźć jakiś sens. Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić i jak się zachować. Na dodatek, jakoś wcale nie czułam się bezpieczna. Ogólnie? Znowu byłam bezsilna.






________________________________
Chyba nie jest źle. Wiecie już, czemu 
Chris ją zostawił. Co o tym myślicie? 
Spodziewaliście się czegoś innego?
Piszcie w komentarzach.
xx

czwartek, 30 października 2014

13. "Wróciłam"

Jeszcze przez jakieś dwie godziny leżałam na łóżku rozmyślając co to wszystko miało znaczyć. Chciałam i próbowałam się dowiedzieć, ale Chris nie chciał mi powiedzieć. Czułam się beznadziejnie i byłam taka pusta. Chwilowo nie posiadałam żadnych uczuć. Ogólnie rzecz biorąc czułam się, jak szmata, ale tak dosłownie taka do wycierania podłogi. Ubrałam się w rzeczy pozostawione przez Chrisa i wolnym tempem, jak otłumaniona wyszłam z pokoju.
- Chris? – zeszłam po schodach i uświadomiłam sobie, że jestem w czyimś domu. Znanym mi domu. Wszystko się wyjaśniło, kiedy dziewczynka w doskonale upiętym koku stanęła przede mną z szerokim uśmiechem.
- Holly! – krzyknęła.
- Nancy? – niepewnie wymówiłam jej imię.
- Mamo Holly do nas wróciła! Tak bardzo za tobą tęskniliśmy! – przytuliła mnie. Do końca nie ogarniając jeszcze całej sytuacji odwzajemniłam gest.
- Witaj z powrotem kochana – w drzwiach od kuchni stanęła mama Chris’a. Zapamiętałam ją, jako ciepłą osobę zawsze z szerokim uśmiechem i oprócz kilku zmarszczek i zmęczonego spojrzenia nic się nie zmieniło.
- Dzień dobry – powitałam ją lekkim uśmiechem.
- Chodźmy do salonu – zaprosiła mnie wskazując ręką pokój. Weszłam i zobaczyłam siedzących na sofie ojca Chris’a, Chris’a i Tom’a.
- Dzień dobry – powiedziałam lekko speszona.
- Miło cię widzieć – odpowiedział George, a Tom cały czas mi się przyglądał.
- Was również – usiadłam naprzeciwko nich.
- Wszystko już wiemy – prychnęłam.
- Wy tak tylko nie ja - ta, która powinna.
- Wszystkiego się dowiesz.
- W takim razie słucham – wyprostowałam się i spojrzałam na nich z wyczekiwaniem.
- Chris ci wszystko opowie, ale nie teraz.
- A co ja mam teraz zrobić? Iść do pracy? Zadzwonić do swojego chłopaka? Iść na zakupy? Czy może mogę wrócić do domu w Grays?
- Jakiego chłopaka? – zapytała Nancy. Przełknęłam cicho ślinę. Brawo Holly. Masz za ten swój niewyparzony język.
- Idę z Nancy na spacer. Potem wracam tam, skąd mnie zabraliście. Chodź słońce – dziewczynka zadowolona wyszła ze mną z pokoju. Tu było o wiele chłodniej niż w Grays. Mimo tego to miejsce miało swój urok.
- Masz chłopaka? Czyli nadal jesteś z moim bratem, tak? – zapytała, kiedy szłyśmy w stronę lasku.
- Nancy… Widzisz, wiele rzeczy się zmieniło. Poznałam innych ludzi i nie jest to wcale takie łatwe.
- Czyli zapomniałaś o nas? – powiedziała ze łzami w oczach.
- Nie! Nie, absolutnie nie! Każdego dnia myślałam o tobie i Alexie – przytuliłam ją.
- Jest na ciebie zły.
- Alex? Dlaczego?
- Mówi, że gdyby ci na nich zależało to byś nie wyjechała.
- Ty też tak uważasz?
- Nie i cały czas mu próbuję to wyjaśnić, ale on nie chce mnie słuchać – westchnęłam.
- Jak w szkole? Dobrze się uczysz?
- Wszystko dobrze. Za trzy miesiące będziemy z Alexem występować w przedstawieniu o Bożym Narodzeniu, przyjdziesz nas zobaczyć?
- Z wielką chęcią – uśmiechnęłam się.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Kiedy wróciłyśmy do domu, Chris stał przed drzwiami i na mnie czekał.
- Co się stało? – zapytałam.
- Nie rób im przykrości Holly. Moja mama tęskniła za tobą, jak za córką, a tato też się martwił. Wszyscy cały czas o tobie myśleli, a ty wracasz i jak ich traktujesz? Nie rań ich do cholery,  bo to boli.
- Nie wróciłam tu z własnej woli Christopher – warknęłam i poszłam do jadalni, gdzie czekał posiłek. Może rzeczywiście na nich trochę naskoczyłam, ale czy ja w ogóle chciałam tu przyjeżdżać?!
- Po kolacji Chris i Tom odwiozą cię do domu. Wszyscy tam na ciebie czekają – powiedziała mama Chris’a. Spojrzałam na niego z wyrzutami. Dlaczego mi tego nie powiedział?
- Dobrze – odpowiedziałam najmilej, jak potrafiłam.
- Mogę jechać z wami? – zapytała dziewczynka.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł… - wtrącił Tom. Zabiłam go wzrokiem.
- Oczywiście, że dobry. Nan z nami pojedzie – uśmiechnęłam się do niej szczerze, bo tylko jej i jej mamie nie miałam nic do zarzucenia.
- Dziękuję.

***

Stałam przed drzwiami do swojego rodzinnego domu i nie miałam odwagi nacisnąć klamki. Bałam się. Na szczęście zrobiła to za mnie Nancy. Rozebrałam się i weszłam do salonu, gdzie wszyscy siedzieli.
- Wróciłam – szepnęłam ze łzami w oczach.
- Holly! – krzyknęła moja mama i mocno mnie przytuliła. Stałyśmy tak chyba przez dziesięć minut płacząc ze wzruszenia i śmiejąc się jednocześnie. Potem wszyscy inni ruszyli na powitanie. Ann, Josh, Henry, Nataly i tylko mój braciszek uciekł przede mną. Zajęło mi to wszystko z jakąś godzinę, żeby wszystkich wyprzytulać i wyjaśnić kilka spraw. Potem poszłam do swojego pokoju. Był w takim samym stanie, w jakim go zostawiłam. Na półkach mnóstwo kurzu, porozrzucane książki, gazety, płyty, rysunki. Spojrzałam na zdjęcia. Ja i Nathaly, Ja i Chris. To drugie było zniszczone. Po policzku spłynęła mi łza. Jak mogłam ich tak po prostu zostawić? Usiadłam na łóżku i przejechałam ręką po delikatnej pościeli.
- Holly – szepnął Chris i usiadł obok mnie. Wybuchłam płaczem i wtuliłam się w jego ciepłe ciało. – Już dobrze, ale teraz musisz się pożegnać.
- Co? – nie mogłam zrozumieć co on do mnie mówi. Najpierw mnie tu ściąga, a teraz co?
- Musimy wyjechać.
- Po co? – wstałam i wycierając łzy rękawem przeszłam do reszty. – Nie chce już nigdzie jechać. Wróciłam i chcę tu zostać.
- Musimy jechać – tym razem powiedział to Tom.
- Inaczej nie będziesz bezpieczna – wytłumaczył Chris, ale mi to nie wystarczało.
- Niczego nie rozumiem i dopóki nie zrozumiem nigdzie nie jadę – poszłam do pokoju Alex’a. Zapukałam.
- Możesz wejść.
- Cześć braciszku – powiedziałam niepewnie.
- Cześć – mruknął.
- Zmieniłeś się.
- No co ty – burknął pod nosem.
- Możemy porozmawiać?
- A mamy o czym? Wszyscy doskonale wiedzą, że się poddałaś i dlatego nas opuściłaś! – krzyknął.
- Nie tym tonem, kolego – usiadłam na podłodze.
- Daj mi święty spokój.
- Nie dam – uśmiechnęłam się.
- Bo co?
- Bo jestem twoją siostrą – mrugnęłam do niego. Widziałam, jak kąciki jego ust drgnęły. 1:0 dla mnie.
- Kochasz nas jeszcze? – zapytał smutny.
- A jak myślisz? – wzruszył ramionami. – Jesteście dla mnie najważniejsi na świecie – przytuliłam go. – Kiedyś zrozumiesz, dlaczego tak zrobiłam. Teraz będę musiała znowu wyjechać, chociaż wcale tego nie chcę.
- Na ile?
- Też bym chciała wiedzieć.
- Wróć do nas szybko.
 – Obiecuję.
- Holly! – krzyknął Chris.
- Nie chcę jechać! Wytłumacz mi o co chodzi, bo jak na razie to wszyscy wiedzą oprócz mnie!
- Nie powtarzaj się kotku – chwycił mnie za rękę i pociągnął do wyjścia. Pożegnałam się jeszcze raz ze wszystkimi i kiedy wychodziłam, kątem oka widziałam tylko całujących się Tom’a i Nathaly. Uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu.

________________________________
Ten rozdział jest nudny, ale musiałam go napisać.
Następny mam nadzieję, będzie lepszy ! ;)
Już zaraz weekend !
Buziaki 
xx

niedziela, 26 października 2014

12. "- My? - My."

Bywa czasami tak, że dzieje się coś złego, a zanim to do ciebie dotrze pojawia się kolejna straszna rzecz. I nagle się budzisz, plazmatycznie oddychając i zaciskając pięści na pościeli. Kilka sekund i dochodzi do ciebie, że to był tylko zły sen. Jednak nie tym razem.
Wpatrywałam się w błyszczące, zdezorientowane oczy mężczyzny. Nie był to Chris. Byłam tego pewna. Moje serce waliło, jak oszalałe, a w głowie leciały sznury przekleństw. Nie drgnęłam ani o milimetr. Przez chwilę zastanawiałam się, jak skończę. Facet naładował pistolet i przyłożył mi go do głowy, po czym przyłożył mi swój palec do ust. To miało oznaczać: „ Odezwij się, a dostaniesz kulką w łeb”. Miałam ochotę zacząć ryczeć i błagać go na kolanach, żeby mnie puścił, ale w tym momencie przypomniałam sobie, że w ręce trzymam nóż. Na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek i nie wiem, z czego ja się wtedy cieszyłam, bo nie miałam żadnego planu, jak go użyć. Postanowiłam improwizować. Tak – ja i improwizacja, w takiej sytuacji. Szybkim ruchem uniosłam ruch i kiedy miałam mu go wbić w brzuch po prostu się zatrzymałam. Nie byłam zdolna do takich rzeczy. Nie potrafiłam zabić człowieka. Wyrwał mi moją broń, która okazała się bezużyteczna i przycisnął mi mocniej pistolet do głowy. Teraz już wiedziałam, jak to się skończy. Bałam się wciągnąć powietrze, żeby przypadkiem nie zrobić zbyt dużego ruchu. Próbowałam coś zrobić, ale doskonale wiedziałam, że jestem bezsilna. Od stania bolały mnie już nogi, twarz zalana łzami, zaciśnięte pięści zsiniały, a ślina którą połykałam była wymieszana z krwią przez pogryzione od środka policzki. Tylko czekałam aż naciśnie ten spust i będzie po wszystkim.
I się doczekałam.

Głośny huk.

I wydawało mi się, że upadam.
Czekałam aż krew spłynie mi po twarzy, poczuję jakiś ból albo stanie się coś innego, ale ja nadal żyłam. Mężczyzna szarpnął mnie za ramię i pociągnął za sobą. Nie opierałam się. Może to już wreszcie koniec. Może już wystarczy. Wyszliśmy na dwór. Przed nami szedł inny człowiek. Jak nie teraz to nigdy. Zaczęłam się szarpać, za co kilka razy oberwało mi się albo w brzuch albo w głowę. Bolało, a łez było zbyt wiele. Kiedy ten ktoś przed nami upadł wykrwawiając się zaczęłam krzyczeć. Porywacz wpakował mi do buzi jakieś tabletki. Chciałam je wypluć, ale wepchnął mi je tak głęboko, że musiałam je połknąć. Nagle się zatrzymaliśmy. Spojrzałam przed siebie. Chris.
Lekko się do niego uśmiechnęłam, jakbym chciała mu przekazać, że nic mi nie jest. Chociaż smak krwi i jakiegoś gówna, a do tego ból głowy i brzucha wcale dobrze mi nie robił. Pomyślałam, że lepiej by było wtedy być postrzelonym i nagle upadłam.

***

- Myślisz, że się obudzi? – usłyszałam dochodzące zza drzwi głosy.
- Nie wiadomo ile tego świństwa jej ten dupek wepchał.
- Kurwa. Kurwa. Kurwa. Dlaczego nie wiedziałem, że ten jej marynarzyk wyjeżdża?!
- Uspokój się Chris. Zrobiłeś wszystko co mogłeś.
- Mogłem więcej – warknął.
- Teraz będziesz mógł więcej. Musisz ją chronić, jak nigdy.
- Wiem. Znaleźli ją tam, więc znajdą ją wszędzie.
- Znaleźli ją tam tylko dlatego, że tam pojechałeś.
- Nie mogłem już dłużej wytrzymać Tom! Ty masz Nathaly zawsze przy sobie! Nie musiałeś jej zostawiać, żeby ją chronić! – krzyknął.
- Wiem stary, przepraszam.
- Daj jej jakieś środki pobudzające, bo nie wytrzymam!
- Dobrze wiesz, czym to grozi. Chcesz ją stracić na zawsze?
 Musimy czekać. To jest jak śpiączka. Tak samo działa, jasne? – przesunęłam ręką po materiale i niechcący coś zrzuciłam. Drzwi się otworzyły i ktoś wszedł do pokoju. Usiadł obok mnie i złapał mnie delikatnie za rękę.
- Obudź się, obudź się, obudź się. Błagam! – on. Ścisnęłam mocno jego dłoń.
- Chris – ledwo szepnęłam.
- Holly! – otworzyłam oczy, a on pochylił się nade mną i odgarnął mi kosmyki włosów z twarzy.
- O co w tym wszystkim chodzi?
- Musimy uciekać kochanie.
- My?
- My.
- Mam ci ponownie zaufać i wszystko ma od tak wrócić?

- Nie. Mam cię chronić i nie mogę cię stracić.

_____________________________
Szczerze mówiąc rozdział mi się nie podoba 
i czas, żeby wreszcie ktoś szczerze to napisał.
Chcę więcej krytyki ! :)
A tak wgl. to ostatnio ktoś chciał mój adres żeby wysłać mi listy. Kochani, jest mi niezmiernie miło z tego powodu, że macie coś czym chcecie się ze mną podzielić, ale zacznijmy od poczty elektronicznej, ok? Chcę zachować jednak trochę prywatności. Obiecuję odpisać na każdego maila.
Tutaj wysyłacie :  opowiadania33@gmail.com
Mocno ściskam i przesyłam buziaki ! <3
xoxo