sobota, 20 czerwca 2015

34. "Czy można złamać złamane serce?"

Po dość długiej rozmowie z psychologiem uświadomiłam sobie trzy rzeczy. Pierwszą jest to, że nikogo z moich bliskich nie mogę obwiniać za utratę dziecka. Druga to, że muszę zakończyć wszystko co jest powiązane z gangiem. Trzecią rzeczą jest upragniony powrót do domu. Szpital jedynie mnie dołuje i wszystko przypomina.
- Chcę już wrócić do domu, jest to możliwe? – zapytałam pielęgniarki, która sprawdzała właśnie moje parametry.
- Wydaje mi się, że powinna pani zostać u nas jeszcze przynajmniej przez tydzień.
- Ale ja nie chcę. Czy mogłaby pani zawołać lekarza?
- Oczywiście – podniosłam się do pozycji siedzącej. To już nie sprawiało mi już problemu. Ciekawe co z chodzeniem?
- Panno White, niech pani nawet nie myśli o powrocie do domu.
- Ale wszystko jest już w porządku! Kiedy nie jestem zdenerwowana mogę bez problemu oddychać, a wszelakie ruchy nie utrudniają mi bycia!
- Wolałbym panią tutaj zatrzymać do końca przyszłego tygodnia.
- Nie ma mowy. Nie zostanę tutaj ani dnia dłużej.
- Jest pani już dorosła, ale to naprawdę nie jest mądry pomysł.
- Mogę wstać?
- Możemy spróbować – pielęgniarka podała mi kule. – Proszę się podeprzeć i wstać. W razie czego złapiemy panią.
- Okey – skupiłam się na przygotowaniu nóg do mojego ciężaru i powoli wstałam.
- Wszystko w porządku? Nie kręci się pani w głowie? Ma pani mdłości? – lekarz na zmianę z pielęgniarką nawijali pytaniami. Ja ich w ogóle nie słuchałam. Chciałam jak najszybciej stąd uciec.
- Proszę przygotować mi papiery, które muszę podpisać. Wracam do domu jeszcze dzisiaj.

*Chris*

- Myślałeś, że z nami wygrasz co? – zapytałem, wchodząc do celi.
- I wygram  - odparł przepełniony dumą. Prychnąłem i zacząłem się śmiać. 
- Niby jak? - Moi ludzie nie odpuszczą.
- Twoi ludzie akurat liczą na łaskawość moich ludzi - odpowiedziałem. 
- Co zamierzasz ze mną zrobić?
- A jak myślisz? Co mogę zrobić takiemu zwierzęciu jak ty, które tak traktowało swoją rodzinę i zabiło dziesiątki niewinnych ludzi?
- Możemy się dogadać- jego strach wziął górę. 
- Słucham- podniosłem jedną brew.

- Możemy połączyć siły. Możemy przestać ze sobą rywalizować. Będziemy mieć imperium i będziemy królować. Nie brzmi kusząco Christopher’rze?
- Nie – odpowiedziałem głosem bez emocji, chociaż musiałem przyznać, że jeśli wymyślił to na poczekaniu to jestem pod wrażeniem. Ale po co mi taki człowiek? Jeszcze pewnie wymyśliłby jakiś podstęp, po którym nie tak łatwo by się było pozbierać. Czy on naprawdę myśli, że jestem taki głupi?
- A co byś proponował?
- Proponowałbym przywiązać cię do krzesła elektrycznego i torturować, a potem już przejść do rzeczy i jednym, jedynym, cichym strzałem cię zabić – próbował udawać, że nic go nie rusza, ale dobrze widziałem, że traci nadzieję na cokolwiek. I bardzo dobrze.
- Moja propozycja jest nadal aktualna. Możemy ją jeszcze przedyskutować.
- Och moja także. I jest tysiąc razy bardziej wiarygodna niż twoja – sztucznie się uśmiechnąłem.
- Będziesz tego żałował.
- Wątpię.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? Ostatnie życzenie, czy coś takiego?
- Wiesz, że Holly była w ciąży, prawda?
- Oczywiście, że wiem.
- Jesteś pierdolonym ojcem – byłem.
- A ty byłeś pierdolonym dziadkiem – wyszedłem wkurwiony i dobity całkowicie, wydając pozwolenie na to, co powinno go czekać już dawno.

*Holly*

Powoli wczołgałam się z kulami po schodach do swojego pokoju i ostrożnie opadłam na łóżko. Wciągnęłam głęboko powietrze i powoli je wypuściłam. Cisza, spokój, normalna szara codzienność. Zamknęłam oczy i analizowałam te wszystkie miesiące. Złamane serce jeden, wyjawienie wszystkich tajemnic, naprawione życie, zaufanie, ciąża, złamane serce dwa, porwanie, spotkanie z ojcem, cała prawda o całym moim życiu, postrzał, utrata ciąży, śpiączka, złamane serce trzy, dom.  Rozbolała mnie głowa od tych wszystkich rzeczy. Czy można złamać złamane serce? Widocznie tak.
- Gdybyś czegoś potrzebowała to masz wołać mnie, mamę albo Henry’ego – Alex wskoczył do mnie na łóżko.
- W porządku, dziękuję – poczochrałam jego włosy.
- Jak się czujesz?
- Nie jest najgorzej.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jaka tu panowała paranoja, kiedy wszyscy dowiedzieli się o tej całej sprawie.
- Było aż tak źle?
- Mhm.
- I pewnie czułeś się znowu odrzucony?
- Nie było tak źle, Holly.
- Przepraszam cię, ale obiecuję nadrobić twoje straty i nie pakować się w żadne kłopoty.
- Spoko – pocałowałam go w policzek.
- Co u Nancy?
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć – burknął. Podniosłam jedną brew. No nie wierzę.
- Pokłóciliście się?
- Noo.
- O co poszło?
- Nie wiem! Stała się taka denerwująca, że sama ją odlubisz! – zachichotałam.
- Wiesz, kobieta zmienną jest – prychnął.
- Też coś.
- Mówię ci, jak jest.
- Pamiętasz, jak jeszcze przed wyjazdem obiecałaś jej, że przyjdziesz na to całe przedstawienie?
- O matko! Zapomniałam!
- Jest załamana. Tak bardzo chciała, żebyś przyszła.
- Ale ona ma świadomość w jakim byłam stanie?
- Tak i to rozumie, ale mimo wszystko…
- Postaram się przyjść – oznajmiłam.
- Jest!
- Ale buzia na kłódkę! Zrobimy jej niespodziankę!
- Jesteś cudowna siostra – mocno mnie przytulił.
- Ał. Ał. Ał. Bez takich młody.
- Ups! Przepraszam!
- Leć, wyjaśnij z nią to całe nieporozumienie – zachęciłam go.
- Okey! A i jeszcze jedno.
- Tak?
- Mama jest na ciebie wściekła za „zupełnie przedwczesny i bezmyślny powrót do domu”.
- O nie – jęknęłam.


___________________________
Jesteśmy w domu! :D
Wreszcie oceny wystawione <yay>
W następnym będzie konfrontacja Holly z Chrisem.
xoxo

piątek, 5 czerwca 2015

33. "Chyba właśnie dostałam w twarz"

- Nie wierzę w to co słyszę i widzę Henry. Moja mała córeczka. Tyle już przeszła. Jeszcze ta cała prawda o tych wszystkich gangach i Jake. Tak ją skrzywdził – powiedziała mama Holly.
- Tak mi przykro Lily – odpowiedział George. Kobieta pokręciła z zawiedzeniem głową.
- Gdzie Christopher? Nie powinien tu być?
- Musiał pozałatwiać jakieś sprawy. Na pewno niedługo się zjawi, kochana. Mój syn to dobry człowiek i kocha Holly – powiedziała Helen, łapiąc pokrzepiająco Lily za rękę.
- Miejmy nadzieję, że Holly do nas wróci – szepnął Henry.
- Henry! – pisnęła Lily.

***

Czasami trzeba porządnie dostać w twarz, by podnieść się na nogi z podwójną siłą. Chyba właśnie dostałam w twarz. Powoli otwierałam powieki, przyzwyczajając się do ostrego światła. Ciężko było mi oddychać, bo wszystko mnie bolało. Lekko przekręciłam głowę na bok. Zanim moje oczy wyłapały ostrość, usłyszałam pisk mamy.
- Holly! – po chwili była koło mnie i głaskała mnie po policzku. Miałam zaschnięte gardło i nie byłam w stanie czegokolwiek powiedzieć, ale ona robiła to za mnie. – Kochanie, tak się martwiłam! Jak się czujesz! Och, dziecko, co ci strzeliło do głowy! Jesteś taka dzielna! Skarbie, już jesteś bezpieczna, już.
- Pójdę po lekarza – powiedział albo Henry albo George. Nie wiem. Dopiero kiedy zobaczyłam koło mamy jej drugiego męża, ocknęłam się, że to był ojciec Chrisa. Chris.
- Witamy z powrotem maleńka – uśmiechnął się. – Jesteś jeszcze silniejszym babskiem niż myślałem - na mojej twarzy zawitał uśmiech mimo wszystko. Tak strasznie mi ich przez ten czas brakowało.
- Jak się czuje nasza gwiazda? – nad moją głową zawisła głowa rudego lekarza. Przykro mi, ale nie potrafię mówić.  – Podejrzewam, że potrzebujesz płynów w postaci wody. Doustnie – skinęłam głową i po chwili, mama jak zawodowiec podała mi kubeczek z chłodną, przyjemną wodą, pilnując się, żebym się nie zalała jak dwulatka. Od razu lepiej.
- Dziękuję – powiedziałam słabo.
- Ile czasu byłam w śpiączce?
- Dokładnie miesiąc, dziecko – odpowiedziała mama przed lekarzem.
- Za 15 minut przyjdę i dokładnie cię zbadam, dobrze? Na chwilę zostawiam cię z rodziną.
- W porządku.
- Nigdy więcej nie wypuszczę cię z naszego domu, jasne?! – mama zaczęła swoje kazania.
-  Kobieto mam 23 lata.
- Nie obchodzi mnie to będziesz mieszkać teraz do śmierci ze mną! Będę cię mieć na oku!
- Henry pomóż – popatrzyłam na niego błagalnie, a ten tylko się zaśmiał.
- Zgadzam się z twoją mamą, malutka.                  
- Kochani moglibyście na chwilę wyjść? Chciałbym porozmawiać z Holly – powiedział George. O Jezu. Ja nie chcę mieć z wami nic wspólnego.
- Dopiero się obudziła, a ty już mnie wyganiasz George!
- Przepraszam Lily, ale ja też chcę się nią nacieszyć – miło było widzieć ich wszystkich razem i w dobrych stosunkach, ale…
- Masz pięć minut! – ojciec Christophera i dziadek mojego dziecka usiadł na krześle obok mnie. Błądziłam przez chwilę wzrokiem po ścianie, ale w końcu wbiłam go w mężczyznę.
- Dlaczego? – wychrypiałam.
- Przepraszam, że to tak wyszło.
- Mam tego dość, mam nadzieję, że wiesz.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
- To dobrze.
- Jeśli chodzi o…
- Nie. Już wszystko wiem. Naprawdę wszystko wiem. Nie musicie mi już zmyślać, że jestem dla was jak członek rodziny, że mnie kochacie. Jestem tym, czym jestem. Ale nie zamierzam tym być. I równie dobrze mogliście mnie zabić. Nie musielibyście o mnie się tłuc. Nie rozumiem też, dlaczego nie powiedzieliście mi wprost, że jestem towarem, który czyni dany gang najlepszym. Przeszłabym ze zdrowego rozsądku na waszą stronę i wszystkiego byśmy uniknęli.
- Holly, ale to nie tylko to!
- A co? George!
- Jesteś naszym członkiem rodziny. Jesteś ważna z punktu widzenia rodziny. A co do gangu, to okey, można było ci powiedzieć, ale to niewiedza miała cię chronić.
- Jedno i to samo słyszę od miesięcy, wiesz? I to wszystko gówno prawda.
- Dziecko, zabiliby cię tydzień po podjęciu przez ciebie jakiejkolwiek decyzji, wiesz?
- Ja już nie mam na to siły, George. Ja już tego nie chcę. I nie zgadzam się na nic, jasne? Nie chcę mieć z tym wszystkim nic wspólnego. Przykro mi – skinął głową.
- Rozumiem. Wracaj do zdrowia, kochana. Jesteśmy z tobą. Chris niedługo się pojawi.
- Niepotrzebnie – szepnęłam i kiedy się odwrócił zobaczyłam w jego oczach cierpienie i współczucie.

***

- Z badań ogólnych wynika, że jest pani w pełni sił – oświadczył mężczyzna w białym fartuchu, szczerząc się do mnie.
- Nie przesadzajmy, doktorze – odpowiedziałam z lekkim śmiechem. Cholera, jak to bolało.
- Dla pani wiadomości, żadna z kończyn nie była w gipsie, aczkolwiek przeszła pani mnóstwo operacji w jamie brzusznej – mina mi zrzedła. O cholera.
- Proszę kontynuować – lekarz usiadł obok mnie i westchnął.
- Kiedy panią tu przywieziono, z badań USG wynikało, że jest pani w ciąży. Wiedziała pani o tym?
- Tak.
- Niestety kula była dużych rozmiarów i wbiła się dość głęboko. Nie ucierpiały jedynie pani narządy, ale także i pani dziecko – z trudem oddychałam. Chyba brakowało tlenu w tym pokoju.
- I?
- Poroniła pani – nie!
- Coś jeszcze? – ledwo hamowałam łzy.
- Na  razie to wszystko. Dostanie pani dokładny wydruk przebiegu operacji.
- Czy moi bliscy, wiedzą?
- Tak, proszę pani. Ojciec dziecka także. Jutro pojawi się psycholog, będzie mogła pani porozmawiać ze specjalistą.
- Dziękuję.

Czy matkę, która straciła dziecko szybciej niż je urodziła można nazwać matką?

_________________________
Rozdziału tak długo nie było, bo Holly spała przez miesiąc!
Wszystko jasne? xd
Ale już żyje, możecie spać spokojnie ;D
xoxo