Po dość
długiej rozmowie z psychologiem uświadomiłam sobie trzy rzeczy. Pierwszą jest
to, że nikogo z moich bliskich nie mogę obwiniać za utratę dziecka. Druga to,
że muszę zakończyć wszystko co jest powiązane z gangiem. Trzecią rzeczą jest
upragniony powrót do domu. Szpital jedynie mnie dołuje i wszystko przypomina.
- Chcę
już wrócić do domu, jest to możliwe? – zapytałam pielęgniarki, która sprawdzała
właśnie moje parametry.
- Wydaje
mi się, że powinna pani zostać u nas jeszcze przynajmniej przez tydzień.
- Ale ja
nie chcę. Czy mogłaby pani zawołać lekarza?
-
Oczywiście – podniosłam się do pozycji siedzącej. To już nie sprawiało mi już
problemu. Ciekawe co z chodzeniem?
- Panno
White, niech pani nawet nie myśli o powrocie do domu.
- Ale
wszystko jest już w porządku! Kiedy nie jestem zdenerwowana mogę bez problemu
oddychać, a wszelakie ruchy nie utrudniają mi bycia!
-
Wolałbym panią tutaj zatrzymać do końca przyszłego tygodnia.
- Nie ma
mowy. Nie zostanę tutaj ani dnia dłużej.
- Jest
pani już dorosła, ale to naprawdę nie jest mądry pomysł.
- Mogę
wstać?
- Możemy
spróbować – pielęgniarka podała mi kule. – Proszę się podeprzeć i wstać. W
razie czego złapiemy panią.
- Okey –
skupiłam się na przygotowaniu nóg do mojego ciężaru i powoli wstałam.
-
Wszystko w porządku? Nie kręci się pani w głowie? Ma pani mdłości? – lekarz na
zmianę z pielęgniarką nawijali pytaniami. Ja ich w ogóle nie słuchałam.
Chciałam jak najszybciej stąd uciec.
- Proszę
przygotować mi papiery, które muszę podpisać. Wracam do domu jeszcze dzisiaj.
*Chris*
- Myślałeś, że z nami wygrasz co? – zapytałem, wchodząc do
celi.
- I wygram - odparł przepełniony dumą. Prychnąłem i zacząłem się śmiać.
- Niby jak? - Moi ludzie nie odpuszczą.
- Twoi ludzie akurat liczą na łaskawość moich ludzi - odpowiedziałem.
- Co zamierzasz ze mną zrobić?
- A jak myślisz? Co mogę zrobić takiemu zwierzęciu jak ty, które tak traktowało swoją rodzinę i zabiło dziesiątki niewinnych ludzi?
- Możemy się dogadać- jego strach wziął górę.
- Słucham- podniosłem jedną brew.
- I wygram - odparł przepełniony dumą. Prychnąłem i zacząłem się śmiać.
- Niby jak? - Moi ludzie nie odpuszczą.
- Twoi ludzie akurat liczą na łaskawość moich ludzi - odpowiedziałem.
- Co zamierzasz ze mną zrobić?
- A jak myślisz? Co mogę zrobić takiemu zwierzęciu jak ty, które tak traktowało swoją rodzinę i zabiło dziesiątki niewinnych ludzi?
- Możemy się dogadać- jego strach wziął górę.
- Słucham- podniosłem jedną brew.
- Możemy połączyć siły. Możemy przestać ze sobą rywalizować.
Będziemy mieć imperium i będziemy królować. Nie brzmi kusząco Christopher’rze?
- Nie – odpowiedziałem głosem bez emocji, chociaż musiałem przyznać,
że jeśli wymyślił to na poczekaniu to jestem pod wrażeniem. Ale po co mi taki
człowiek? Jeszcze pewnie wymyśliłby jakiś podstęp, po którym nie tak łatwo by
się było pozbierać. Czy on naprawdę myśli, że jestem taki głupi?
- A co byś proponował?
- Proponowałbym przywiązać cię do krzesła elektrycznego i
torturować, a potem już przejść do rzeczy i jednym, jedynym, cichym strzałem
cię zabić – próbował udawać, że nic go nie rusza, ale dobrze widziałem, że
traci nadzieję na cokolwiek. I bardzo dobrze.
- Moja propozycja jest nadal aktualna. Możemy ją jeszcze
przedyskutować.
- Och moja także. I jest tysiąc razy bardziej wiarygodna niż
twoja – sztucznie się uśmiechnąłem.
- Będziesz tego żałował.
- Wątpię.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? Ostatnie życzenie, czy
coś takiego?
- Wiesz, że Holly była w ciąży, prawda?
- Oczywiście, że wiem.
- Jesteś pierdolonym ojcem – byłem.
- A ty byłeś pierdolonym dziadkiem – wyszedłem wkurwiony i
dobity całkowicie, wydając pozwolenie na to, co powinno go czekać już dawno.
*Holly*
Powoli wczołgałam się z kulami po schodach do swojego pokoju
i ostrożnie opadłam na łóżko. Wciągnęłam głęboko powietrze i powoli je
wypuściłam. Cisza, spokój, normalna szara codzienność. Zamknęłam oczy i
analizowałam te wszystkie miesiące. Złamane serce jeden, wyjawienie wszystkich
tajemnic, naprawione życie, zaufanie, ciąża, złamane serce dwa, porwanie,
spotkanie z ojcem, cała prawda o całym moim życiu, postrzał, utrata ciąży,
śpiączka, złamane serce trzy, dom.
Rozbolała mnie głowa od tych wszystkich rzeczy. Czy można złamać złamane
serce? Widocznie tak.
- Gdybyś czegoś potrzebowała to masz wołać mnie, mamę albo
Henry’ego – Alex wskoczył do mnie na łóżko.
- W porządku, dziękuję – poczochrałam jego włosy.
- Jak się czujesz?
- Nie jest najgorzej.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jaka tu panowała paranoja,
kiedy wszyscy dowiedzieli się o tej całej sprawie.
- Było aż tak źle?
- Mhm.
- I pewnie czułeś się znowu odrzucony?
- Nie było tak źle, Holly.
- Przepraszam cię, ale obiecuję nadrobić twoje straty i nie
pakować się w żadne kłopoty.
- Spoko – pocałowałam go w policzek.
- Co u Nancy?
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć – burknął. Podniosłam jedną
brew. No nie wierzę.
- Pokłóciliście się?
- Noo.
- O co poszło?
- Nie wiem! Stała się taka denerwująca, że sama ją odlubisz!
– zachichotałam.
- Wiesz, kobieta zmienną jest – prychnął.
- Też coś.
- Mówię ci, jak jest.
- Pamiętasz, jak jeszcze przed wyjazdem obiecałaś jej, że
przyjdziesz na to całe przedstawienie?
- O matko! Zapomniałam!
- Jest załamana. Tak bardzo chciała, żebyś przyszła.
- Ale ona ma świadomość w jakim byłam stanie?
- Tak i to rozumie, ale mimo wszystko…
- Postaram się przyjść – oznajmiłam.
- Jest!
- Ale buzia na kłódkę! Zrobimy jej niespodziankę!
- Jesteś cudowna siostra – mocno mnie przytulił.
- Ał. Ał. Ał. Bez takich młody.
- Ups! Przepraszam!
- Leć, wyjaśnij z nią to całe nieporozumienie – zachęciłam
go.
- Okey! A i jeszcze jedno.
- Tak?
- Mama jest na ciebie wściekła za „zupełnie przedwczesny i
bezmyślny powrót do domu”.
- O nie – jęknęłam.
W następnym będzie konfrontacja Holly z Chrisem.
xoxo