poniedziałek, 31 sierpnia 2015

EPILOG

W końcu mam to czego pragnęłam od zawsze.
Miesiąc po ustatkowaniu naszego związku, Chrisopher, w dniu Bożego Narodzenia oświadczył mi się. Ja za to dałam mu prezent w postaci koperty z USG w środku. Za niecałe dziewięć miesięcy na świat miała się pojawić nasza córka.
Wszystko było jak w pięknej bajce, którą teraz mój mąż co wieczór czyta Susan.



Miłość jest piękna.
Miłość wymaga poświęceń, jakich normalny człowiek zaplątany w codzienność nawet by się nie spodziewał.
Miłość składa się z pary zakochanych w sobie ludzi i przeznaczenia.
I choć większość z nas w przeznaczenie nie wierzy, to bez przeznaczenia prawdziwej miłości by nie było.
Tak więc, moja kochana/mój kochany powinnaś/powinieneś dojść do wniosku, że przeznaczenie ma niesamowitą moc.
Owszem.
Proszę Cię tylko o jedno,
Zapamiętaj,
Że
Destiny always wins
Przeznaczenie zawsze wygrywa.

***

Moi Drodzy,
Chce mi się płakać.
Właśnie uświadomiłam sobie, że to koniec Naszej cudownej podróży.
Nie będę jak na razie prowadzić kolejnego bloga. Jestem w trzeciej klasie gimnazjum i obecnie muszę się skupić na nauce. Nie oznacza to oczywiście, że całkowicie kończę z pisaniem. Absolutnie nie! Moje opowiadania i ja będziemy dostępne dla Was cały czas (na samym dole podam linki).
Dziękuję każdemu z Was z osobna za wsparcie, za każdy komentarz, za te ponad 20 000 wyświetleń. Jest to dla mnie ogromna i motywująca liczba.
Przede wszystkim dziękuję, że poświęciliście czas na czytanie tego opowiadania.
Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy, jeśli nie w Internecie to na papierze.
Pokochałam Was z całego serca <3
Dziękuję.

Do zobaczenia,

Eliza



czwartek, 13 sierpnia 2015

37. "Może dasz mi całusa na dzień dobry?"

Leżeliśmy na moim łóżku i rozmawialiśmy, kiedy zadzwonił telefon Chris’a.
- Tak? W porządku – popatrzył na mnie i uśmiechnął się. – Zostanę, nie ma sprawy – zmarszczyłam brwi. Rozłączył się.
- Kto to?
- Twoja mama. Idą do znajomych na kolację, prosiła, żebym z tobą został na noc, bo mogą wrócić późno w nocy.
- Naprawdę nie musisz, nie mam zamiaru imprezować.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne Holly – wzruszyłam ramionami.
- Mówię poważnie. Jedź do domu i nie zawracaj sobie mną głowy – powiedziałam pewnie.
- Nie chcę jechać do domu. I już od dawna, bardzo dawna powinnaś wiedzieć, że nie zawracasz mi nigdy głowy. Chcę się tobą opiekować, jasne? – wywróciłam oczami.
- Jasne – odpowiedziałam nieco zirytowana. Chociaż z drugiej strony to było słodkie – przyznajcie.
- To co robimy? – wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem. Ja chyba poczytam książkę – położył się obok mnie.
- To czytaj na głos – popatrzyłam na niego z rozbawieniem.
- Serio?
- Serio, serio, księżniczko. Chcę słuchać twojego głosu do końca swojego życia.
- Nie podlizuj się, Anderson – mruknęłam, powstrzymując śmiech. Wzięłam książkę z szafki nocnej i zaczęłam czytać. Jednak po pięciu minut spokojnego czytania, Chris zaczął się wiercić. Zanim się zorientowałam, że coś mnie łaskocze, on już muskał ustami moje nagie nogi i kierował się ku górze.
- Christopher! – pisnęłam. – Co ty wyrabiasz?!
- Zaklepuję to co moje – wyszczerzył się, a ja go odepchnęłam. Ale zamiast oczekiwanej przestrzeni osobistej, zobaczyłam jego twarz niebezpiecznie zbliżającą się do mojej.
- Chris – szepnęłam. Usiadł na mnie okrakiem, tak  że w ogóle nie czułam jego ciężaru.
- Ćśśś… - pogłaskał mnie po policzku i chwycił moją twarz w dłonie, opierając swoje czoło o moje.   – Chcę cię pocałować – powiedział. Zamknęłam mocno oczy, zacisnęłam usta w cienką linię i pokręciłam głową.
- Nie – szepnęłam. – Jeszcze nie, skarbie, dobrze? – zaciskałam powieki najmocniej, jak potrafiłam, aby żadna głupia łza nie wyleciała mi z oka.
- Proszę – powiedział głosem przesączonym smutkiem i cierpieniem. Nie, nie, nie!
- Christopher…
- W porządku – odpowiedział i wstał. Był zdecydowanie mocno urażony, ale ja nie byłam jeszcze na to gotowa!
- Gdzie idziesz?
- Na dół, spać.
- Nie chcesz spać ze mną? – wypaliłam. Pocałować to się mu nie dałaś, a spać z nim chcesz? Boże, dziewczyno!
- Na pewno? – przytaknęłam. Rozebrał się i został w samych bokserkach. Jezu, już zapomniałam jakie on ma boskie ciało! Wyciągnęłam piżamę spod poduszki i uświadomiłam sobie bardzo, bardzo ważną rzecz.
- Chris? – powiedziałam z gulą w gardle.
- Tak?
- Musisz mi pomóc – powiedziałam z niepewnością w głosie. Albo mi się wydawało albo jego kąciki ust powędrowały do góry. Ale cóż mogłam na to poradzić? Nie byłam jeszcze w stanie założyć na siebie koszulki. Co lepsze, kiedy przypomniałam sobie, że jestem bez biustonosza cała moja twarz stanęła w płomieniach.
- Okey – stanął przede mną gotowy, zdjąć ze mnie bluzkę.
- Stań za mną rozkazałam – i cały czas powtarzałam sobie, że przecież widział mnie już nago mnóstwo razy. Poczułam jego gorący dotyk na swoich plecach.
- To boli? – usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Co?
- Te siniaki na całym ciele.
- Mam je tylko na plecach.
- Nie kłam – i w jednej chwili widział mnie topless. O Boże, gdyby ktoś wtedy wszedł.
- Nic mi nie jest. Z każdym dniem jest coraz lepiej. A teraz dawaj tą piżamę.
- Przepraszam.
- Chris, już wszystko sobie wyjaśniliśmy, prawda?
- Ale nadal zachowujesz między nami dystans i to duży – delikatnie nałożył mi koszulę nocną.
- Sam mówiłeś, że potrzebuję czasu – ułożyliśmy się pod pościelą.
- No dobrze.
- Dobrze?
- Dobrze.


***

Było mi tak cholernie gorąco i wszystko mnie bolało. Kiedy zorientowałam się, że zostałam po prostu przygnieciona przez rękę i nogę Chris’a zachciało mi się śmiać. Próbowałam się podnieść i zdjąć z siebie jego części ciała, ale na próżo.
- Chris – szepnęłam. – Chris, słońce – powtórzyłam głośniej i szturchnęłam go.
- O co chodzi Holly? – mruknął niewyraźnie.
- Wszystko mnie boli – odpowiedziałam, czekając na jakąś reakcję z jego strony, ale na próżno. Najwyraźniej o tej porze w nocy słabo kontaktował. – Nie możesz tak się na mnie opierać, bo to boli – warknęłam. Byłam już delikatnie mówiąc – wkurzona.
- Dobrze, dobrze. Ja po prostu tak strasznie cię kocham – zamarłam, a on nadal się do mnie przytulając, ale jednak zdecydowanie lżej mnie ściskając, nie powodując bólu, dalej zasnął.

***

Była godzina dziewiąta i nie mogłam już dłużej spać. W nocy dużo myślałam i bądź co bądź
dochodziłam do wniosku, że kocham Christopher’a Andersona i chcę z nim spędzić resztę życia. Szlag mnie jedynie trafiał na myśl, że kule zostały na schodach, a ja nie mam jak dotrzeć ani do kuchni ani do łazienki. A siku mi się chciało niemiłosiernie. Pomijając jednak to, położyłam się na boku i przyglądałam się twarzy mojego mężczyzny. Po chwili automatycznie zaczęłam przejeżdżać opuszkami palców po kilkudniowym zaroście i muskając jego usta oraz nos, policzki i czoło.
- Dzień dobry – wymruczał ospale, a ja odskoczyłam jak oparzona. – Oh, nie krępuj się, kontynuuj tę niesamowicie przyjemną czynność – cwaniacko się uśmiechnął, ale nadal nie otwierał oczu.
- Jesteś okropny – burknęłam. Zarechotał.
- Może dasz mi całusa na dzień dobry?
- Dostałeś już ich chyba z tysiąc, wiesz?
- Chcę kolejne tysiąc.

- Tylko uważaj na moje siniaki, rycerzu – od razu się rozbudził i z ogromnym uśmiechem, pochylił się nade mną i przyłożył swoje usta do moich. Przygryzł mi wargę, a ja jęknęłam z rozkoszy. Tym oto sposobem jego język odnalazł mój. Cały ten pocałunek wyrażał wszystkie przeprosiny, wszystkie dziękowania, całą naszą miłość, pożądanie oraz słodką tajemnicę.



_____________________________________
Kochani, to już ostatni rozdział tego opowiadania.
Obiecałam sobie, że w te wakacje zakończę to opowiadanie.
31 sierpnia pojawi się epilog
Mam nadzieję, że przeczytacie go mimo wszystko.
Przepraszam, że tak nagle Was zaskoczyłam, ale dla mnie samej to jest szok.
Trzymajcie się ciepło Miśki :)
Do zobaczenia w ostatni dzień wakacji ! 
xoxo

Eliza

niedziela, 9 sierpnia 2015

36. "Jesteś bezpieczna, Holly. Wszyscy jesteśmy"

*Chris*
Wyszedłem z jej pokoju kochając ją i nienawidząc jednocześnie. Stanąłem przed jej domem i zapaliłem jednego papierosa. Kurwa. Straciłem ją. Uderzyłem kilka razy z całej siły w ścianę. Miałem zdartą skórę. I bardzo dobrze. Chociaż to i tak wcale nie jest odpowiedni ból i kara jaką powinienem dostać. Nie wybaczę sobie tego do końca życia. Po wypaleniu całej nikotyny jaką posiadałem, wróciłem do środka i usiadłem w kuchni. Obiecałem się zostać z Holly w domu, gdyby czegoś potrzebowała, podczas gdy reszta pojechała na zakupy. Wykręciłem numer do Tom’a.
- Cześć stary – rzucił wesoło.
- Cześć – odparłem w zupełnym przeciwnym humorze.
- Oho, ktoś tu ma zły humor.
- Holly nie chce mnie znać – mruknąłem załamany do słuchawki.
- Ooo stary, nie pierdol jak jakaś lalunia, co? Zastanów się, nie pierwszy raz cię nie chce znać, prawda?
- Tyle, że za każdym razem to ja nawalam.
- Po drugie, gdyby nie chciała cię znać to nie rzuciłaby się prosto pod kulkę, żeby ratować twój zad – kontynuował jak gdyby nigdy nic – I po trzecie, ona potrzebuje czasu, jak każda kobieta.
- I mam tak czekać?
- W końcu to twoja wina – odparł. Westchnąłem.
- Obym się doczekał – rozłączyłem się.

*Holly*

Położyłam się z powrotem na łóżku. Nie będę płakać, nie będę płakać.
Cholera.
Dlaczego to wszystko musi być takie trudne i poplątane? Dlaczego nie możemy mieć normalnego życia? Chwyciłam kule i postanowiłam pójść się napić i wziąć leki. Było to wyzwanie – nie powiem, że nie, bo musiałam zejść po schodach. Narobiłam trochę huku, bo po drodze wywróciłam pudełko z jakimiś książkami.
- Holly? – podniosłam raptownie głowę, uderzając się przy okazji w wystający regał. Od razu do mnie podszedł, wziął jak gdyby nigdy nic na ręce i zaniósł do kuchni, sadzając na stole. Poczułam od niego tytoń. Palił jak nic.
- Co ty tu jeszcze robisz?
- Jeszcze? – prychnął. – Pilnuję cię, bo reszta pojechała na zakupy – nie odpowiedziałam. Byłam po prostu zła.
- Nic ci nie jest? – zapytał.
- Nie, poradziłabym sobie sama.
- Nie wątpię – odpowiedział obojętnie.
- W takim razie możesz już sobie iść.
- Ale nie chcę.
- A co jeśli ja chcę? – popatrzył mi prosto w oczy. Cholera jasna, było w nich tyle bólu, cierpienia i poczucia winy. Wszystko przeze mnie? Wszystko przeze mnie!
Kiedy odwrócił się i już miał zamiar wyjść z pomieszczenia, miałam ochotę się do niego przytulić.
- Christopher! – krzyknęłam, w nadziei, że jeszcze nie wyszedł.
- Tak? – natychmiast pojawił się w drzwiach, ale zupełnie wyprany z uczuć. Zanim powiedziałam, to co chciałam powiedzieć, krzyknęłam:
- Boże! Co ci się stało w ręce?! – kiedy ja panikowałam, jakby nadszedł koniec świata, on po prostu na nie spojrzał i w żaden sposób nie zareagował.
- Nic takiego – wzruszył ramionami. Wypuściłam powietrze z płuc i od nowa je wciągnęłam, próbując nie wpaść w wściekłość.
- Przenieś mnie proszę na blat – powiedziałam stanowczym tonem. Bez niepotrzebnego dyskutowania zrobił to o co go poprosiłam. Jakaś nowość.
Wyciągnęłam z szafki apteczkę i przygotowałam wszystkie potrzebne rzeczy.
- Co robisz?
- Daj mi dłonie, muszę to opatrzyć – podał je z lekkim wahaniem. Miał pozdzieraną skórę z knykci i lekko zaschniętą na nich krew. Ohyda. Doskonale wiedziałam co robił. Doskonale go znałam. I również z tego powodu wiedziałam, że w głębi serca go to przeraża. Jak każdego mężczyznę.
- Obiecuję, nie będzie bolało – i w tym samym czasie zaczęłam odkażać rany – Ale piec może – popatrzyłam na niego. Lekko się uśmiechnął. To chyba dobrze. Zrobiłam porządek dopiero z jedną dłonią kiedy zaczął swój wywód.
- Wybaczysz mi kiedyś? – naprawdę musimy zaczynać ten temat?
- A czy kiedyś ci nie wybaczyłam?
- Nie.
- No widzisz.
- Ja wiem, że potrzebujesz więcej czasu, ale… - przycisnęłam mocniej wacik z wodą utlenioną. Syknął.
- Cicho – mruknęłam. Ja naprawdę się sobie dziwię, jak ja z nim wytrzymywałam.
- Holly… - zaczął ponownie wzdychając. Właśnie skończyłam bandażować drugą dłoń, więc nie miałam dobrej wymówki, aby uniknąć tej rozmowy.
- Tak?
- Ja naprawdę przepraszam. Byłem z tobą w szpitalu niemal przez cały czas. Błagałem cały świat, żebyś do mnie wróciła. Kiedy się obudziłaś, wiem, że powinienem tam być, ale musiałem zrobić coś co już dawno obiecywałem sobie, że zrobię.
- Co takiego? – zapytałam drżącym głosem.
- Zabiłem tego skurwiela – odpowiedział z nienawiścią w głosie. Zakryłam dłonią usta.
- Kogo?
- Wiesz kogo – odparł.
- Kogo? – powtórzyłam.
- Jake White.
- Sam to zrobiłeś? – nie chciałam mu uwierzyć. Nie wiem czemu.
- Wydałem rozkaz – kiwnęłam głową, że rozumiem. Przynajmniej tyle. Po moim policzku spłynęła łza. Jak na jeden dzień to zdecydowanie za dużo emocji i sprzecznych uczuć. Nie byłam na Chrisa
ani zła, ani go nie znienawidziłam za to co zrobił, ani nie czułam się przez niego zawiedziona. To było dosyć dziwne i być może niepoprawne. Ale nie dla mnie. Ja chciałam śmierci Jake’a. Należało mu się za te wszystkie rany zadarte nożem i siniaki na całym ciele mojej mamy i moim.
- Jesteś bezpieczna, Holly. Wszyscy jesteśmy – szepnął i chwycił moją twarz w dłonie. Spojrzał na mnie z litością, która w tamtym momencie tak strasznie mnie denerwowała. Ale była tam także miłość. Tak bardzo dużo miłości, której oboje tak bardzo potrzebowaliśmy i pragnęliśmy. Musnął mnie delikatnie w czoło i stając między moimi nogami, wziął mnie w ramiona i przytulił, kołysząc uspokajająco.
- Dziękuję – wyszlochałam.


____________________________________
W nagrodę jest długi!
I w sumie mi się podoba :D
xoxo

sobota, 4 lipca 2015

35. "Ono albo ty"

*Chris*
Pojechałem do kliniki.  Z tego co wiedziałam, Holly wybudziła się dzień po tym jak ją opuściłem. Byłem szczęśliwy, zadowolony, zdenerwowany i przestraszony jednocześnie. Jak na mnie zareaguje? Co mam jej powiedzieć? Poszedłem do pokoju, w którym zamiast niej zobaczyłem puste łóżko. Kurwa. Co jest?
- Przepraszam, gdzie znajduje się teraz Holly White? Dlaczego jej tu nie ma? – zapytałem się pielęgniarki i mówiąc szczerze to zacząłem panikować. Wszystko z nią w porządku, prawda? Jej stan się nie pogorszył? Ona żyje?
- Przykro mi, ale informacji mogę udzielać jedynie rodzinie.
- Jestem chłopakiem Holly – a bynajmniej byłem.
- Jak może pan to potwierdzić?– chyba nie mogę. Opuściłem ręce w geście poddania i przejechałem ręką po włosach. – No właśnie – westchnęła pielęgniarka i odeszła. Chwyciłem za telefon i wybrałem numer taty.
- Halo?
- Cześć tato. Gdzie jest Holly? Co się z nią dzieje?
- Holly jest u siebie w domu.
- Jak to?
- Tak to. Wypisała się na własne życzenie.
- Upadła na głowę.
- Synu?
- Jadę do niej.
- Wątpię, żeby przyjęła z otwartymi rękoma.
- Co? Nie gadaj głupot. Dzięki. Na razie – rozłączyłem się i pognałem w stronę auta.

*Holly*

Minęło zaledwie kilka dni. Czułam się jak normalny człowiek. Nareszcie. Pogodziłam się ze stratą dziecka. Chociaż muszę przyznać, że cudownie było być mamą nawet przez chwilę. Ale widocznie tak musiało być i chcę to zostawić za sobą. Chodzenie i oddychanie nie sprawiało mi trudności, jednak na wszelki wypadek miałam ze sobą wsparcie w ramach kul. Miałam jeszcze mnóstwo siniaków, które od czasu do czasu o sobie przypominały. Ale w końcu to tylko siniaki. Mogłabym powiedzieć, że wszystko było już w jak najlepszym porządku, ale nie chcę kłamać. Zastanawiałam się co i jak z Chris’em. Nie potrafiłam tego pojąć na czym staliśmy i na czym stoimy teraz. Gdzie on się w ogóle podziewał? Czasami miałam wrażenie, że o mnie zapomniał, bo rzeczywiście byłam tylko towarem. Ale z drugiej strony nie chciałam w to wierzyć. Wydawało mi się, że ta cała opieka, poświęcenie i uczucia były prawdziwe. Musiałam się tego dowiedzieć, ale nie byłam jeszcze na to gotowa, kiedy dumnie wkroczył do mojego pokoju.
Leżałam wtedy na łóżku, a moja twarz była wbita w poduszkę. Kiedy usłyszałam odchrząknięcie powoli i z sykiem się podniosłam. A kiedy go zobaczyłam – zaniemówiłam. Bo co miałam powiedzieć? Nienawidzę cię za to, jak mnie potraktowałeś, bo przez to nie doszłoby do tego gówna, ale wiesz co? W sumie to cię kocham, bo…bo nie wiem co.
- Holly? – zapytał chyba lekko nie dowierzając. Prychnęłam.
- Nie, Duch Święty – zakpiłam. Akurat teraz zebrało mi się na taki humorek? Rewelacja. Podszedł powoli z zamiarem chyba dotknięcia mnie. – Siadaj i nie waż się mnie dotknąć – burknęłam. Przez chwilę widać było, że nie za bardzo rozumie. Jakby się nad czymś zastanawiał.
- Jak się czujesz? – spojrzał mi w oczy, chcąc wyczytać jakieś… co? Co on chciał wyczytać?
- Żyję, jak widać – odpowiedziałam. Rzeczowo i krótko – tak żeby zrozumiał.
- Cieszę się.
- Doprawdy?- dopytałam przesłodzonym głosem.
- Nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie po twoim wybudzeniu.
- Wyobrażałeś sobie w ogóle, że się obudzę? – zapytałam z pretensją.
- Holly – powiedział ostrzegawczo.
- Co Holly? Co Holly?! – krzyknęłam. – Po co tu przyszedłeś? Chcesz mi nadal wmawiać, że jestem dla ciebie taka ważna? Że mnie kochasz? Że mnie przepraszasz? Czy chcesz się zacząć nade mną litować jak wszyscy dookoła?! – wciągnęłam powietrze, uspakajając się. – A nie, może przypomniałeś sobie o dziecku i jak się traktuje kobietę w ciąży, hę? – szepnęłam. Zacisnął dłonie w pięści aż pobielały mu knykcie. Chciałam się przestraszyć, ale nie mogłam. Byłam zbyt wściekła.
- Tak. Chciałem ci powiedzieć, że nic się nie zmieniło. Nadal jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu od tych pieprzonych pięciu lat. Tak, kocham cię chyba odkąd cię zobaczyłem. Tak, przepraszam cię do cholery, chociaż wiem, że to nic nie da, bo słowa nie naprawią tego co odwaliłem. Tak, uświadomiłem sobie, że to dziecko było czymś najpiękniejszym co mogłem od ciebie dostać. I chcę coś jeszcze – kucnął przy mnie i złapał mnie za rękę. Odwróciłam szklane oczy w przeciwną stronę. – Nienawidzę cię za to co zrobiłaś. Niepotrzebnie wtedy mnie zasłoniłaś – wstał i ruszył do drzwi. – Zabiliśmy nasze dziecko – przeszły mnie ciary i kiedy już wychodził powiedziałam głośno.

- Ono albo ty.

______________________________
Super udanych wakacji !!
xoxo


sobota, 20 czerwca 2015

34. "Czy można złamać złamane serce?"

Po dość długiej rozmowie z psychologiem uświadomiłam sobie trzy rzeczy. Pierwszą jest to, że nikogo z moich bliskich nie mogę obwiniać za utratę dziecka. Druga to, że muszę zakończyć wszystko co jest powiązane z gangiem. Trzecią rzeczą jest upragniony powrót do domu. Szpital jedynie mnie dołuje i wszystko przypomina.
- Chcę już wrócić do domu, jest to możliwe? – zapytałam pielęgniarki, która sprawdzała właśnie moje parametry.
- Wydaje mi się, że powinna pani zostać u nas jeszcze przynajmniej przez tydzień.
- Ale ja nie chcę. Czy mogłaby pani zawołać lekarza?
- Oczywiście – podniosłam się do pozycji siedzącej. To już nie sprawiało mi już problemu. Ciekawe co z chodzeniem?
- Panno White, niech pani nawet nie myśli o powrocie do domu.
- Ale wszystko jest już w porządku! Kiedy nie jestem zdenerwowana mogę bez problemu oddychać, a wszelakie ruchy nie utrudniają mi bycia!
- Wolałbym panią tutaj zatrzymać do końca przyszłego tygodnia.
- Nie ma mowy. Nie zostanę tutaj ani dnia dłużej.
- Jest pani już dorosła, ale to naprawdę nie jest mądry pomysł.
- Mogę wstać?
- Możemy spróbować – pielęgniarka podała mi kule. – Proszę się podeprzeć i wstać. W razie czego złapiemy panią.
- Okey – skupiłam się na przygotowaniu nóg do mojego ciężaru i powoli wstałam.
- Wszystko w porządku? Nie kręci się pani w głowie? Ma pani mdłości? – lekarz na zmianę z pielęgniarką nawijali pytaniami. Ja ich w ogóle nie słuchałam. Chciałam jak najszybciej stąd uciec.
- Proszę przygotować mi papiery, które muszę podpisać. Wracam do domu jeszcze dzisiaj.

*Chris*

- Myślałeś, że z nami wygrasz co? – zapytałem, wchodząc do celi.
- I wygram  - odparł przepełniony dumą. Prychnąłem i zacząłem się śmiać. 
- Niby jak? - Moi ludzie nie odpuszczą.
- Twoi ludzie akurat liczą na łaskawość moich ludzi - odpowiedziałem. 
- Co zamierzasz ze mną zrobić?
- A jak myślisz? Co mogę zrobić takiemu zwierzęciu jak ty, które tak traktowało swoją rodzinę i zabiło dziesiątki niewinnych ludzi?
- Możemy się dogadać- jego strach wziął górę. 
- Słucham- podniosłem jedną brew.

- Możemy połączyć siły. Możemy przestać ze sobą rywalizować. Będziemy mieć imperium i będziemy królować. Nie brzmi kusząco Christopher’rze?
- Nie – odpowiedziałem głosem bez emocji, chociaż musiałem przyznać, że jeśli wymyślił to na poczekaniu to jestem pod wrażeniem. Ale po co mi taki człowiek? Jeszcze pewnie wymyśliłby jakiś podstęp, po którym nie tak łatwo by się było pozbierać. Czy on naprawdę myśli, że jestem taki głupi?
- A co byś proponował?
- Proponowałbym przywiązać cię do krzesła elektrycznego i torturować, a potem już przejść do rzeczy i jednym, jedynym, cichym strzałem cię zabić – próbował udawać, że nic go nie rusza, ale dobrze widziałem, że traci nadzieję na cokolwiek. I bardzo dobrze.
- Moja propozycja jest nadal aktualna. Możemy ją jeszcze przedyskutować.
- Och moja także. I jest tysiąc razy bardziej wiarygodna niż twoja – sztucznie się uśmiechnąłem.
- Będziesz tego żałował.
- Wątpię.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? Ostatnie życzenie, czy coś takiego?
- Wiesz, że Holly była w ciąży, prawda?
- Oczywiście, że wiem.
- Jesteś pierdolonym ojcem – byłem.
- A ty byłeś pierdolonym dziadkiem – wyszedłem wkurwiony i dobity całkowicie, wydając pozwolenie na to, co powinno go czekać już dawno.

*Holly*

Powoli wczołgałam się z kulami po schodach do swojego pokoju i ostrożnie opadłam na łóżko. Wciągnęłam głęboko powietrze i powoli je wypuściłam. Cisza, spokój, normalna szara codzienność. Zamknęłam oczy i analizowałam te wszystkie miesiące. Złamane serce jeden, wyjawienie wszystkich tajemnic, naprawione życie, zaufanie, ciąża, złamane serce dwa, porwanie, spotkanie z ojcem, cała prawda o całym moim życiu, postrzał, utrata ciąży, śpiączka, złamane serce trzy, dom.  Rozbolała mnie głowa od tych wszystkich rzeczy. Czy można złamać złamane serce? Widocznie tak.
- Gdybyś czegoś potrzebowała to masz wołać mnie, mamę albo Henry’ego – Alex wskoczył do mnie na łóżko.
- W porządku, dziękuję – poczochrałam jego włosy.
- Jak się czujesz?
- Nie jest najgorzej.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jaka tu panowała paranoja, kiedy wszyscy dowiedzieli się o tej całej sprawie.
- Było aż tak źle?
- Mhm.
- I pewnie czułeś się znowu odrzucony?
- Nie było tak źle, Holly.
- Przepraszam cię, ale obiecuję nadrobić twoje straty i nie pakować się w żadne kłopoty.
- Spoko – pocałowałam go w policzek.
- Co u Nancy?
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć – burknął. Podniosłam jedną brew. No nie wierzę.
- Pokłóciliście się?
- Noo.
- O co poszło?
- Nie wiem! Stała się taka denerwująca, że sama ją odlubisz! – zachichotałam.
- Wiesz, kobieta zmienną jest – prychnął.
- Też coś.
- Mówię ci, jak jest.
- Pamiętasz, jak jeszcze przed wyjazdem obiecałaś jej, że przyjdziesz na to całe przedstawienie?
- O matko! Zapomniałam!
- Jest załamana. Tak bardzo chciała, żebyś przyszła.
- Ale ona ma świadomość w jakim byłam stanie?
- Tak i to rozumie, ale mimo wszystko…
- Postaram się przyjść – oznajmiłam.
- Jest!
- Ale buzia na kłódkę! Zrobimy jej niespodziankę!
- Jesteś cudowna siostra – mocno mnie przytulił.
- Ał. Ał. Ał. Bez takich młody.
- Ups! Przepraszam!
- Leć, wyjaśnij z nią to całe nieporozumienie – zachęciłam go.
- Okey! A i jeszcze jedno.
- Tak?
- Mama jest na ciebie wściekła za „zupełnie przedwczesny i bezmyślny powrót do domu”.
- O nie – jęknęłam.


___________________________
Jesteśmy w domu! :D
Wreszcie oceny wystawione <yay>
W następnym będzie konfrontacja Holly z Chrisem.
xoxo

piątek, 5 czerwca 2015

33. "Chyba właśnie dostałam w twarz"

- Nie wierzę w to co słyszę i widzę Henry. Moja mała córeczka. Tyle już przeszła. Jeszcze ta cała prawda o tych wszystkich gangach i Jake. Tak ją skrzywdził – powiedziała mama Holly.
- Tak mi przykro Lily – odpowiedział George. Kobieta pokręciła z zawiedzeniem głową.
- Gdzie Christopher? Nie powinien tu być?
- Musiał pozałatwiać jakieś sprawy. Na pewno niedługo się zjawi, kochana. Mój syn to dobry człowiek i kocha Holly – powiedziała Helen, łapiąc pokrzepiająco Lily za rękę.
- Miejmy nadzieję, że Holly do nas wróci – szepnął Henry.
- Henry! – pisnęła Lily.

***

Czasami trzeba porządnie dostać w twarz, by podnieść się na nogi z podwójną siłą. Chyba właśnie dostałam w twarz. Powoli otwierałam powieki, przyzwyczajając się do ostrego światła. Ciężko było mi oddychać, bo wszystko mnie bolało. Lekko przekręciłam głowę na bok. Zanim moje oczy wyłapały ostrość, usłyszałam pisk mamy.
- Holly! – po chwili była koło mnie i głaskała mnie po policzku. Miałam zaschnięte gardło i nie byłam w stanie czegokolwiek powiedzieć, ale ona robiła to za mnie. – Kochanie, tak się martwiłam! Jak się czujesz! Och, dziecko, co ci strzeliło do głowy! Jesteś taka dzielna! Skarbie, już jesteś bezpieczna, już.
- Pójdę po lekarza – powiedział albo Henry albo George. Nie wiem. Dopiero kiedy zobaczyłam koło mamy jej drugiego męża, ocknęłam się, że to był ojciec Chrisa. Chris.
- Witamy z powrotem maleńka – uśmiechnął się. – Jesteś jeszcze silniejszym babskiem niż myślałem - na mojej twarzy zawitał uśmiech mimo wszystko. Tak strasznie mi ich przez ten czas brakowało.
- Jak się czuje nasza gwiazda? – nad moją głową zawisła głowa rudego lekarza. Przykro mi, ale nie potrafię mówić.  – Podejrzewam, że potrzebujesz płynów w postaci wody. Doustnie – skinęłam głową i po chwili, mama jak zawodowiec podała mi kubeczek z chłodną, przyjemną wodą, pilnując się, żebym się nie zalała jak dwulatka. Od razu lepiej.
- Dziękuję – powiedziałam słabo.
- Ile czasu byłam w śpiączce?
- Dokładnie miesiąc, dziecko – odpowiedziała mama przed lekarzem.
- Za 15 minut przyjdę i dokładnie cię zbadam, dobrze? Na chwilę zostawiam cię z rodziną.
- W porządku.
- Nigdy więcej nie wypuszczę cię z naszego domu, jasne?! – mama zaczęła swoje kazania.
-  Kobieto mam 23 lata.
- Nie obchodzi mnie to będziesz mieszkać teraz do śmierci ze mną! Będę cię mieć na oku!
- Henry pomóż – popatrzyłam na niego błagalnie, a ten tylko się zaśmiał.
- Zgadzam się z twoją mamą, malutka.                  
- Kochani moglibyście na chwilę wyjść? Chciałbym porozmawiać z Holly – powiedział George. O Jezu. Ja nie chcę mieć z wami nic wspólnego.
- Dopiero się obudziła, a ty już mnie wyganiasz George!
- Przepraszam Lily, ale ja też chcę się nią nacieszyć – miło było widzieć ich wszystkich razem i w dobrych stosunkach, ale…
- Masz pięć minut! – ojciec Christophera i dziadek mojego dziecka usiadł na krześle obok mnie. Błądziłam przez chwilę wzrokiem po ścianie, ale w końcu wbiłam go w mężczyznę.
- Dlaczego? – wychrypiałam.
- Przepraszam, że to tak wyszło.
- Mam tego dość, mam nadzieję, że wiesz.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
- To dobrze.
- Jeśli chodzi o…
- Nie. Już wszystko wiem. Naprawdę wszystko wiem. Nie musicie mi już zmyślać, że jestem dla was jak członek rodziny, że mnie kochacie. Jestem tym, czym jestem. Ale nie zamierzam tym być. I równie dobrze mogliście mnie zabić. Nie musielibyście o mnie się tłuc. Nie rozumiem też, dlaczego nie powiedzieliście mi wprost, że jestem towarem, który czyni dany gang najlepszym. Przeszłabym ze zdrowego rozsądku na waszą stronę i wszystkiego byśmy uniknęli.
- Holly, ale to nie tylko to!
- A co? George!
- Jesteś naszym członkiem rodziny. Jesteś ważna z punktu widzenia rodziny. A co do gangu, to okey, można było ci powiedzieć, ale to niewiedza miała cię chronić.
- Jedno i to samo słyszę od miesięcy, wiesz? I to wszystko gówno prawda.
- Dziecko, zabiliby cię tydzień po podjęciu przez ciebie jakiejkolwiek decyzji, wiesz?
- Ja już nie mam na to siły, George. Ja już tego nie chcę. I nie zgadzam się na nic, jasne? Nie chcę mieć z tym wszystkim nic wspólnego. Przykro mi – skinął głową.
- Rozumiem. Wracaj do zdrowia, kochana. Jesteśmy z tobą. Chris niedługo się pojawi.
- Niepotrzebnie – szepnęłam i kiedy się odwrócił zobaczyłam w jego oczach cierpienie i współczucie.

***

- Z badań ogólnych wynika, że jest pani w pełni sił – oświadczył mężczyzna w białym fartuchu, szczerząc się do mnie.
- Nie przesadzajmy, doktorze – odpowiedziałam z lekkim śmiechem. Cholera, jak to bolało.
- Dla pani wiadomości, żadna z kończyn nie była w gipsie, aczkolwiek przeszła pani mnóstwo operacji w jamie brzusznej – mina mi zrzedła. O cholera.
- Proszę kontynuować – lekarz usiadł obok mnie i westchnął.
- Kiedy panią tu przywieziono, z badań USG wynikało, że jest pani w ciąży. Wiedziała pani o tym?
- Tak.
- Niestety kula była dużych rozmiarów i wbiła się dość głęboko. Nie ucierpiały jedynie pani narządy, ale także i pani dziecko – z trudem oddychałam. Chyba brakowało tlenu w tym pokoju.
- I?
- Poroniła pani – nie!
- Coś jeszcze? – ledwo hamowałam łzy.
- Na  razie to wszystko. Dostanie pani dokładny wydruk przebiegu operacji.
- Czy moi bliscy, wiedzą?
- Tak, proszę pani. Ojciec dziecka także. Jutro pojawi się psycholog, będzie mogła pani porozmawiać ze specjalistą.
- Dziękuję.

Czy matkę, która straciła dziecko szybciej niż je urodziła można nazwać matką?

_________________________
Rozdziału tak długo nie było, bo Holly spała przez miesiąc!
Wszystko jasne? xd
Ale już żyje, możecie spać spokojnie ;D
xoxo

środa, 13 maja 2015

32. "Wróć do mnie"

Kręciłam się z boku na bok i nie mogłam zasnąć. Coś było nie tak. Pomijając, że wszystko było nie tak, to coś jeszcze było nie tak. Boże, czy to w ogóle ma sens? Oczywiście, że nie. Po prostu zaczęłam panikować, kiedy usłyszałam krzyki i huki.
Po chwili drzwi do pokoju się otworzyły i zobaczyłam wściekłego jak kiedyś Jack’a.
- Wstawaj Holly – warknął.  – Spadamy się stąd. Chyba, że się już namyśliłaś.
- Spadamy – przytaknęłam. Musiałam pamiętać o swoim już na stałe towarzyszu podejmując jakieś decyzje.
- Mądra dziewczynka – ni z tego ni z owego, ale chyba pod wpływem impulsu macierzyńskiego uderzyłam go w krocze kolanem. Zgiął się w pół, klnąc pod nosem. Skorzystałam z szansy i uciekłam gdzie pieprz rośnie. Na korytarzu stał Matt. Na początku nie wiedział co się dzieje, ale ostatecznie pobiegł za mną.
- O co chodzi? – zapytałam, kiedy zbliżaliśmy się do wyjścia.
- Napadli na nas. Chcą cię mieć.
- Kto? – zatrzymałam się.
- No a jak myślisz? Twój kochaś – mój kochaś? Christopher? On? Naprawdę? Miałam ochotę zacząć skakać z radości, kiedy przypomniałam sobie, że to ja jestem towarem. Wtedy już nie wiedziałam co robić. Jestem w ciąży. Kocham człowieka, ale prawdopodobnie bez wzajemności. A zostając tu mogą ze mną zrobić wszystko.
- Stój! – usłyszałam głos Jack’a, kiedy w biegu wypadłam przez drzwi. Nie patrząc pod nogi chciałam uciekać, ale kiedy tylko poczułam świeże powietrze uderzające w moją twarz, zostałam przez kogoś przechwycona. Ktoś mnie złapał. Cholera jasna. Ktoś mnie złapał. I bez względu na gang miałam przechlapane.
- Ćśś… - usłyszałam znajomy szept. – Już jestem. Jesteś bezpieczna kochanie – do oczu napłynęły mi łzy. Mój głupi i zasrany Chris. Nie, nie mogę. Przykro mi. Zaczęłam kręcić głową. Wyczułam moment i szarpnęłam z całej siły, kiedy poluzował uścisk.
- Do widzenia – powiedziałam i zaczęłam odchodzić. Nie wiedział co się dzieje. Ja chyba też nie. Cały świat nagle jakby się zatrzymał. Było cicho. Za cicho. Stał wpatrzony we mnie jak skamieniały posąg. Poza nami nikogo nie było. Do czasu. Do czasu aż zaczęłam się odwracać i za murem zobaczyłam wymierzony w niego pistolet. Strzelba. Chris. Strzelba. Chris. Strzelba. Chris. Rzuciłam się, usłyszałam huk i w ostatniej chwili zasłoniłam Chris’a. Potem tylko kolejne strzały. Ból brzucha. Nie mogłam złapać oddechu. Upadam. Nie kontroluję niczego.

***

Słyszałam śmiech dziecka. Widziałam go. Śliczny chłopiec.



Spałam. Nie wiem czy wiecie, ale cudownie jest tak spać.


Mogłabym już tak spać  zawsze.


*Chris*

- Co z nią? – zapytałem lekarza, kiedy wyszedł z sali operacyjnej.
- Przeszła trzy operacje na raz.
- W jakim jest stanie? – warknąłem. Gadaj do cholery.
- Ciężkim. Nie mamy pojęcia czy z tego wyjdzie panie Anderson. To…niesamowicie silna kobieta. Zazwyczaj ludzie umierają po takim strzale na miejscu, a jej organizm cały czas walczy.
- Co teraz?
- Musimy czekać. Ostateczna decyzja należy do niej – współczująco się uśmiechnął.

                                                               *włącz piosenkę*

Nie wierzę. Nie wierzę. Nie wierzę.
Kurwa.
CO. JA. ZROBIŁEM.
W sprawie dziecka zachowałem się jak szczeniak. Ale czy aż tak mnie znienawidziła, że chciała ode mnie uciec wtedy kiedy zagrażało jej niebezpieczeństwo? Miała prawo.
Ale jednak mimo tego, że mnie znienawidziła to mnie kurwa ochroniła.
Powinienem leżeć tu zamiast niej. Nie mogę jej stracić.

Obudź się. Obudź się. Obudź się.
Pochyliłem się nad nią. Była taka blada. Jak trup.
- Przepraszam – powiedziałem do niej. – Mam nadzieję, że mnie słyszysz księżniczko. Nie zostawiaj mnie tu samego. Mimo iż zasługuję. Rozumiesz? Bez ciebie nie dam rady. Wiem, że nie jestem perfekcyjny. Brakuje mi dużo do ideału. Muszę nad sobą popracować, ale kiedy jesteś ze mną mam to dla kogo robić. Przepraszam. Przepraszam za wszystko. Uwierz, że kochałbym to dziecko. Nasze dziecko. Tak mocno jak ciebie. Dalibyśmy sobie radę, bo ty byś dała. Kocham cię. I błagam, nie odchodź. Nie odchodź! – krzyknąłem. Zerwałem się z krzesła i w panice zacząłem wrzeszczeć i uderzać w ściany. Po chwili opadłem na miejsce i z płaczem całowałem jej delikatną dłoń. Wróć do mnie.
 - Pamiętasz, jak się poznaliśmy? Nigdy nie zapomnę tego dnia. A wiesz co jest najlepsze? Nigdy nie wierzyłem w przeznaczenie. Uważałem, że to temat dla jakiś kochasiów i naiwniaków. Teraz powinnaś się śmiać z tego tekstu. Brakuje mi twojego śmiechu. Ale wracając do tematu to tak naprawdę ty jesteś moim przeznaczeniem. I cholera jasna nie wiem jak to musi teraz głupio brzmieć, ale tak jest. Zobacz ile razem przeszliśmy. A nadal coś do siebie czujemy, prawda? I to nie jest zwykle coś. Niedługo przyjadą do ciebie rodzice. Potem wszyscy inni. Proszę, walcz. Ja muszę coś załatwić - muszę zabić tego skurwiela.


 ____________________________________________
Dan, dan, dan....
Nagły zwrot akcji!
No no i kto zgadnie co będzie dalej?
xoxo

piątek, 1 maja 2015

31. "Masz złote geny, dziecino"

Byłam naprawdę zdziwiona warunkami tego budynku. W środku wyglądał jak jakiś pałac. Dosłownie. Zastanawiałam się nawet czy są tu jakieś pokojówki. Chyba tak. Bo kiedy mój „towarzysz” Matt przyprowadził mnie do „mojego” pokoju, oprócz idealnego porządku i pokoju jak w luksusowym hotelu, na łóżku czekały na mnie ręczniki, wyposażona kosmetyczka i zestaw czarnych ubrań. Kiedy wzięłam gorący prysznic i doprowadziłam się do porządku, spojrzałam w niewielkie lustro. Brakowało jeszcze czarnej kurtki, którą wrzuciłam do kosza, a założyłam tą Chris’a. Wyglądałam, jak oni.
Nie, żebym nie lubiła czarnego, ale delikatnie mnie przerażało, że zostałam jedną z nich. Bynajmniej z wyglądu.
Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z pokoju.
- Możemy iść – powiedziałam do Matt’a. Kiwnął głową i chciał wziąć mnie za ramię, ale ja je ponownie strzepnęłam.
- Umiem chodzić – warknęłam. Zignorował to, ale dał sobie spokój. Weszliśmy do jadalni. Chyba domyślacie się, że była taka jak pozostała część domu. Pod ścianami stali chyba wszyscy, którzy przynależeli do gangu mojego ojca. Byli ubrani oczywiście, jak ja. Pośród nich były ze dwie kobiety. Każdy stał nieruchomo i patrzył przed siebie – jakby na baczność. Podniosłam jedną brew do góry. Ale dziwacy. Matt zrobił to samo. To znaczy nie to co ja, tylko też ustawił się pod ścianą. Ja wzruszyłam ramionami i usiadłam przy stole. Nie mam zamiaru dostosowywać się do żadnych zasad. Po chwili do pomieszczenia wkroczył mój ojciec. Dostałam gęsiej skórki na jego widok. Co za człowiek. Jeżeli można go nazwać człowiekiem. Usiadł naprzeciwko mnie i zaraz po tym inni zrobili to samo. Ale już w zupełnie innej, luźnej i koleżeńskiej atmosferze. Jake podał mi tacę z kurczakiem. Na sam zapach pociekła mi ślina. Dobrze wiedziałam z jakiego powodu. Nałożyłam sobie jedzenia i spokojnie przeżuwałam. Inni wokół nas swobodnie sobie rozmawiali. Ja jednak zabijałam go wzrokiem.
- Możesz mi łaskawie wyjaśnić w co mnie wpakowałeś? – syknęłam. Wszyscy nie wiadomo, dlaczego nagle ucichli. Przecież nie powiedziałam tego tak głośno! Odłożył widelec na bok.
- Holly, jak już ci mówiłem jesteś niesamowicie cennym towarem. Dzięki mnie, oczywiście – modliłam się, żeby udławił się swoim egoizmem.
- Z jakiego powodu?
- Odziedziczyłem posadę po swoim ojcu, jak widzisz niewiarygodnie ważną i najlepszą w całym kręgu gangów. Twój dziadek od strony matki też miał gang, obydwa rywalizowały ze sobą z wiadomych przyczyn. Jednak my pokonaliśmy Steve’a i co zrobisz, jak to w tej pracy bywa, poniósł konsekwencje i umarł. Jego miejsce zajął niejaki Henry Anderson. Pewnie kojarzysz gościa, co? – tato Christophera. O kurde. Bardziej posrane niż myślałam. Dlaczego Chris nic mi nie powiedział?! - Potem poznałem twoją matkę. Resztę znasz. Masz złote geny, dziecino – prychnęłam.
- Ładna bajeczka. A teraz do rzeczy.
- Ten gang, który cię posiada rządzi, rozumiesz?
- I dlatego każdy na mnie poluje?
- Dokładnie – napił się wina.
- Jakie są wyjścia?
- Albo jesteś tu z nami, żeby utrzymać nasz honor ze względu na to, że jesteś moją córką i powinnaś to zrobić z przyzwoitości.
- Albo?
- Kończymy ten syf z towarem, co równa się pozbyciu się ciebie.
- Pozbyciu się?
- Aha.
- Czyli? – nie do końca widziałam sens.
- Pif-paf – dobra, już rozumiem. Przełknęłam cicho ślinę. Co teraz? Nie ma nawet takiej opcji, żebym została z tym psychopatą. Nie tak miałam się zestarzeć. Ani nie mam zamiaru w ten sposób wychowywać dziecka. Ale śmierć? Kurwa, muszę stąd wiać.
- To tyle? – zapytałam chrapliwym głosem. Zostałam zbita z tropu.
- Tak.
- W takim razie idę przemyśleć sprawę – lekko się uśmiechnął. Uśmiech ogra.
- Dobranoc – odpowiedział. Wstałam i zauważyłam, że nadal jest cicho. Ledwo powstrzymałam komentarz na ten temat.
Położyłam się na łóżku i odsłoniłam bluzkę. Dotknęłam brzucha. Zdecydowanie się zmienił. Był już lekko zaokrąglony, choć tylko z bliska można było to dostrzec. Automatycznie narysowałam palcem serduszko. Uśmiechnęłam się z własnej głupoty. Ale chyba mam do tego prawo?
Wciągnęłam powietrze i trzymając cały czas rękę na brzuchu, spojrzałam w sufit. Nie mogę dopuścić, żeby coś stało się dziecku. Mimo nieodpowiedzialności Chris’a i beznadziejnej sytuacji, w której się teraz znajduję. Kocham dziecko i kocham jego ojca. Ale jeżeli będę musiała wybrać to jest to dla mnie oczywiste, że wybiorę maleństwo. Dam sobie radę. Przecież jest milion samotnych matek na świecie, prawda?

Ciekawe, czy Chris ma zamiar mnie znaleźć, czy też jego miłość po nagłej niespodziance okazała się niewypałem? Mam nadzieję, że zależy mu na mnie, jako kobiecie jego życia, a nie towarze. O cholera! Przecież może tylko o to mu chodziło. Dobro gangu. Reakcja na dziecko nie była zachwycająca. Cztery lata rozłąki, potem nagły powrót i niesamowite zaangażowanie. Nie, nie, nie...!

__________________________
No jestem, jestem :)
Rozdział ostatecznie wyszedł krótki, bo
miałam dylemat czy pisać z punktu widzenia Chris'a.
Ale wtedy wszystko byście wiedzieli!!
Więc jest krótki xd
Do następnego ;*
xoxo

PS. Spokojnego i miłego weekendu majowego ;)

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

30. "Jakbym mógł zapomnieć o swojej córce?"

- Możesz mi wreszcie powiedzieć co się dzieje? – zapytał Chris intensywnie się we mnie wpatrując. Podniosłam głowę. – Może i jestem tępy, ale dobrze cię znam. Cały czas jesteś spięta.
- Możemy się przejść? – powiedziałam łamanym głosem. W moim brzuchu cały posiłek zaczął się przewracać. Stres, dziecko, stres, dziecko no i do jasnej cholery twoja reakcja. Bylebym tylko nie zemdlała. Nie teraz, nie teraz.
- Chodźmy – złapał mnie za rękę i wyprowadził przed hotel. Była jakaś pierwsza w nocy i gdyby nie latarnie to nic bym nie widziała. Przeszliśmy do ogrodu. - Nie jest ci zimno? Trzymaj – wręczył mi swoją skórzaną kurtkę. Owszem trzęsłam się jak galareta, bo ciepło nie było, ale przyczyna raczej była inna.
- Dziękuję.
- Powiedz mi, błagam – starałam się uspokoić. Wdech i wydech, wdech i wydech. W gardle miałam jedną, wielką gulę, która niemal uniemożliwiała mi mówienie.
- Dziecko – wydusiłam.
- Co?
- Jestem w ciąży Christopher – oznajmiłam i zacisnęłam powieki, czekając na najgorsze.
- Żartujesz sobie, prawda? – przerażony, wkurwiony i nie wiem co jeszcze odwrócił się do mnie tyłem. Przejechał ręką po włosach.
- Przepraszam – szepnęłam i w tej chwili ktoś przyłożył mi rękę do ust, tak żeby nie było mnie słychać, a następnie zacisnął nos i brakowało mi powietrza. Powietrze. Powietrze. Maleństwo. Straciłam przytomność, a ostatnie co słyszałam to ciągłe jego krzyki: „Czy ty wiesz co to znaczy?! Dziecko?! Kurwa, teraz ci się zachciało dziecka?! Zwariowałaś?!”

***

Obudziłam  się. Leżałam na jakimś kocu i wydawało mi się, że jechałam. Po chwili nieco dokładniej zlokalizowałam, gdzie jestem i co robię.
Byłam w jakieś przyczepie.
Koło mnie siedział mężczyzna.
Jestem w ciąży.
 Zostałam porwana.
Mężczyzna, którego twarzy nie widziałam, bo było ciemno, przyłożył mi do nosa jakiś materiał i znowu odleciałam, czując perfumy Chris’a.

***

Kiedy po raz drugi otworzyłam oczy. Ból głowy był niesamowicie uciążliwy, a mój wzrok nie mógł wyłapać ostrości. Miałam ochotę wymiotować. Albo po prostu się zabić – to byłoby najlepsze rozwiązanie.
Jednak mimo tych wszystkich dolegliwości byłam pewna, że ktoś siedzi naprzeciwko mnie. Ale kto?
- Przez jakiś czas będziesz się tak czuć, córeczko – usłyszałam zimny, gruby głos. Cała zadrżałam. Czułam i niewyraźnie widziałam jak wstaje i wychodzi. – Potem ktoś do ciebie przyjdzie – wyszedł. „Córeczko”. Kurwa mać. To był mój ojciec.
Impulsywnie przyłożyłam dłoń do brzucha. Spokojnie, wszystko będzie dobrze.

***

Teraz widziałam już dużo lepiej, ale miałam ochotę wymiotować. Pomijając zawroty głowy, bez problemu wstałam na nogi. Trzęsłam się z zimna. W pomieszczeniu stało tylko krzesło, a jasne światło wpadało jedynie przez niewielkie okno, które było przy samym suficie. Za nim były druty, więc nie ma szans, żebym się wydostała. Wzrok przeniosłam na swoje ciało. Ręce miałam lekko posiniaczone, w miejscu gdzie wstrzyknęli mi narkotyki. Wszystko jasne. A to co dodawało mi malutkiej otuchy była kurtka Chris’a. Rzecz, która mi po nim została i prawdopodobnie zostanie. Szczerze wątpiłam, że będzie mnie jeszcze chciał, że tu po mnie przyjdzie. Na myśl, jak zareagował na wieść o dziecku aż przeszły mnie dreszcze. Ja też nie byłam zadowolona, ale powinien podejść do tego jak odpowiedzialny człowiek. I co ja teraz zrobię? Człowiek, który jest moim ojcem, jakimś cudem wyszedł z więzienia, udało mu się mnie porwać i cholera wie, co teraz ze mną zrobi. A co lepsze teraz nie chodzi już tylko o mnie. Jeszcze Christopher… Przecież ja go kocham, ale kocham też maleństwo. I na pewno je nie zostawię.
Wszedł jakiś mężczyzna.
- Szef chce cię widzieć. Chodź – powiedział. Spojrzałam na niego z obrzydzeniem. W sumie lepiej im się nie sprzeciwiać. Niepewnie i trochę chwiejnym krokiem wyszłam na korytarz, który był normalnym korytarzem i różnił się może jedynie dywanem ze średniowiecza.
- Jestem Matt. Mam sprawować nad tobą ochronę – prychnęłam. Porywacze chcą mnie chronić. No, no. Chwycił mnie za ramię.
- Super. Gdzie jesteśmy? – odepchnęłam jego rękę.
- Tu gdzie powinniśmy – nie podobała mi się ta liczba mnoga. Weszliśmy do kolejnego pokoju. Był w barwach ciemnego brązu. Jasne kanapy były poustawiane pod ścianami. Na środku stało szklane biurko, a za nim czarny fotel, na którym siedział ON.
- Witaj, kochanie – myślałam, że zwrócę, kiedy usłyszałam ten zwrot.
- Holly. Mam na imię Holly, jeśli pamiętasz – odpowiedziałam spokojnie i zaczęłam się zastanawiać czy narkotyki działają właśnie w ten sposób.
- Jakbym mógł zapomnieć o swojej córce?
- Tak, jak zapomniałeś, jak być dobrym ojcem i mężem – zignorował to.
- W takim razie witaj Holly.
- Witaj, Jake. Dlaczego mnie porwałeś? – uśmiechnął się.
- Od razu porwałeś. Musiałem cię tu ściągnąć. Jesteś mi potrzebna. Chyba mogę liczyć na pomoc od własnej córki? – zaakcentował ostatnie słowo. Miałam ochotę się na niego rzucić i go zatłuc.
- W jakim celu mnie porwałeś? – powtórzyłam z naciskiem.
- Uparta tak samo jak matka – zachichotał. Nic, a nic się nie zmienił. Nadal okropny, sprytny i bez serca.
- Odpowiedz – rozkazałam surowo.
- Może przy kolacji porozmawiamy o sprawach biznesowych? – biznesowych? To się nazywa biznes, tak? Chyba cię głowa piecze.
- A teraz niby o czym?
- O tobie. O życiu.
- Ty o tym nic nie wiesz.
- Słyszałem, że masz chłopaka – bynajmniej miałam, a teraz to nie wiem.
- To moja sprawa, ale owszem  nie mylisz się.
- Słyszałem również, że jest on moim zaciętym przeciwnikiem.
- Nie obchodzi mnie to. Nie mieszam się w jego interesy. Szanuję jego prywatność, nie tak jak inni.
- Już się wmieszałaś. To ty jesteś głównym towarem, ciężkim do złapania – wzruszyłam ramionami.
- Lubię pojawiać się i znikać.
- Zauważyłem – przyznał cierpko. – Tym razem miejmy nadzieję, że ci się to nie uda.
- Różnie bywa – odpowiedziałam obojętnie.
- Co u mamy?
- Nie powinno cię to interesować.

- Racja. Skupmy się na tobie. Za godzinę jest kolacja. Umyj się, przebierz w czyste rzeczy i przyjdź z Matt’em do jadalni. Będę czekał. Omówimy cały plan – wstałam z sofy i kierowałam się do drzwi. – A i jeszcze jedno: nie próbuj się sprzeciwiać, bo nikt cię tu nie będzie traktował milutko.

______________________________
Nie komentuje. 
Same to zróbcie.
xoxo