sobota, 27 września 2014

7. " Przeprowadzam się do David’a! "

David zaprosił mnie do najlepszej restauracji w tym miasteczku. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo się cieszyłam, że wreszcie mam go przy sobie.
- Cieszę się, że jesteś już ze mną – powiedziałam, kiedy czekaliśmy na zamówienie.
- Ja też Holly. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Za każdym razem, kiedy dzwoniłaś czułem taki ból, że
 nie mogę z tobą dłużej porozmawiać lub spędzić czas – dotknął mojej dłoni i delikatnie ją ścisną. – Ale muszę ci coś powiedzieć.
- O nie. Tylko mi nie mów, że znowu wypływasz – nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale najbardziej bałam się właśnie tego, że znowu mnie zostawi.
- Nie, nie – uśmiechnął się – Chciałbym się ciebie o coś zapytać.
- W takim razie, słucham.
- Czy zechciałabyś ze mną zamieszkać?
- Co takiego? – bałam się, że źle usłyszałam.
- Jeśli uważasz, że to za szybko to zrozumiem, ale bardzo bym tego chciał…
- David! Naprawdę?
- Tak.
- W takim razie ja też mówię tak! – byłam bardzo podekscytowana. To oznaczało, że on naprawdę coś do mnie czuje, a ja oczywiście do niego.
- Strasznie się cieszę – musnął mnie w usta.
- Ja też – kelner podał nam przepyszną kolację. David opowiadał mi o wszystkich wpadkach podczas rejsu. Co chwila praktycznie wybuchałam śmiechem. On z resztą też. W pewnym momencie wpadłam na pomysł.
- Może… - ale po chwili stwierdziłam, że tak nie wypada.
- Hmm?
- Nie, już nic.
- Mów!
- Nie będę psuć tego wieczoru.
- No dawaj złotko – mrugnął do mnie. Zachichotałam.
- Pójdziemy do klubu? – wystrzeliłam bez pohamowania. – Proooszę!
- Skoro chcesz to czemu nie! – zawołał kelnera, po czym zapłacił i wyszliśmy.
- Na pewno nie masz nic przeciwko? – chciałam się upewnić, bo było mi jednak trochę głupio. Ale miałam taką ochotę się zabawić! Pierwszy raz od czterech lat.
- Nic, a nic – weszliśmy do piwnicy. Wszędzie był dym od papierosów i smród alkoholu. Ale te światła i ta muzyka – teraz tego potrzebowałam. Przez większość czasu tańczyłam sama. David widocznie nie był wielbicielem takiej zabawy, ale mimo wszystko tu ze mną przyszedł. Stał oparty o ścianę i cały czas patrzył w moją stronę uśmiechając się. Kiedy muzyka zwolniła, podbiegłam do niego i chwyciłam za rękę wyciągając na parkiet. Tańczył dobrze, ale na tym jednym tańcu się skończyło.
- Gwiazdo, jestem trochę zmęczony. Chyba już pójdę.
- Na pewno? Pójdę z tobą! – próbowałam przekrzykiwać muzykę.
- Nie trzeba! Świetnie się bawisz. W razie czego dzwoń! – pocałował mnie w czoło i poszedł. A ja poszłam do baru napić się czegoś mocniejszego.

*Chris*

Potem poszedłem do miejscowego klubu, no bo co innego miałem robić? No i zgadnijcie kogo tam zobaczyłem. Moją Holly. Tańczyła wolnego z tym marynarzem, czy jak mu tam. Ale to nie przeszkadzało, żeby była sobą. Najpiękniejsza. Po tym jednym tańcu jej kochaś, gdzieś się ulotnił, a ja zaraz potem straciłem ją z oczu.
Podszedłem do baru. Zamówiłem sobie duże piwo i zacząłem się za nią rozglądać. Siedziała trzy krzesła dalej ode mnie. I nawet mi nie mówcie, że to przypadek. Nie byłbym sobą, gdybym do niej nie podszedł. Piła wódkę jedną za drugą nawet nie popijając.
- Nie za mocne? – szepnąłem jej do ucha.
- Cooo? – wydarła się. Nie ma co, ale alkohol zaczął jej już mieszać.
- Może już wystarczy?
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! – krzyknęła oburzona. Tak, to jest moja Holly. Uśmiechnąłem się.
- Sama? A gdzie twój chłopak?
- Poszedł sobie. Chyba nie przepada za tańcami.
- Na szczęście masz mnie – zanim zdążyła zaprotestować porwałem ją do tańca. Czułem się zajebiście, mając ją przy sobie. Ona była moja, jest moja i będzie moja. Nie przestawaliśmy przez jakieś trzy godziny, ale w końcu się poddała.
- Nie mam już siły Anderson!
- Chodź – złapałem ją za rękę i wyciągnąłem na świeże powietrze.
- Chcę już do domu – powiedziała ledwo stojąc na nogach.
- To wracamy – szliśmy przez ciemne uliczki. Prawie cały czas się wywracała, więc wziąłem ją na ręce. No dobra może przerzuciłem przez ramię, ale nie dałbym rady inaczej dojść pod jej dom, bo to dość daleko.
- Chris… - mruknęła.
- Co?
- Co ty robisz?
- Pomagam ci iść.
- Dziękuję.
- Proszę, księżniczko.
- Nie mów tak do mnie! – uderzyła mnie w plecy. Zaśmiałem się.
- Chriss!
- Co?
- Daleko jeszcze?
- Już blisko.
- Nie jestem pijana, prawda?
- Niee, no wcale.
- Chriis! – pisnęła.
- Coo ty chcesz kobieto? – poczułem jak wbija mi łokieć w plecy. Chyba wreszcie ułożyła się wygodnie.
- Dlaczego mnie zostawiłeś? – słyszałem w jej głosie gorycz.
- Nie zrozumiałabyś i wytykałabyś mi, że były inne wyjścia, których nie było.
- Ale ja chcę wiedzieć!
- Już jesteśmy! – postawiłem ją przed domem. Jak tylko poprawiła sukienkę i się wyprostowała rzuciła mi się w ramiona.
- Tęskniłam za tobą Christopher – czułem, jak robi mi się ciepło. Jak chciałem ją pocałować i zabrać ze sobą. – Ojejku, ile schodów – westchnęła. Było ich tam zaledwie pięć, no ale dobra.
- Jasne – chwyciłem ją tym razem delikatniej i zaniosłem prosto do łóżka.
- Zostań ze mną Chris – mruknęła leżąc na łóżku.
- Z wielką chęcią skarbie, ale rano zrobiłabyś mi wielką awanturę.
- Wiesz co? – usiadłem obok niej.
- Co? – złapała mnie od tyłu i przytuliła.

- Przeprowadzam się do David’a! – zaśmiała się jak dziecko. Co, kurwa?

_______________________
Długo mi się zeszło z tym rozdziałem, no ale szkoła :/
Mam nadzieję, że jest w miarę okey :3
Buziaki 
xx

niedziela, 21 września 2014

6. "Wyglądasz pięknie"

Siedziałam tak w swoim pokoju oparta o łóżko, gapiąc się na zniszczony portret Chris’a do wieczora. Łzy już wyschły. Siedziałam i czułam, jak walczę sama ze sobą. Ciągnęło mnie do Chris’a, ale bardzo tęskniłam za David’em, co oznaczało, że nie jest mi obojętny. Oczywiście, że nie był. Jeden i drugi wiele dla mnie znaczył. Tylko czy potrafiłam tak po prostu wybaczyć? Albo tak po prostu wejść w kolejny związek? W sumie to już w nim tkwię.
Usłyszałam jak Mia otwiera drzwi. Nie ruszyłam się z miejsca.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł koleś – mruknęła niezadowolona. Widocznie ktoś przyszedł z nią.
- Mówiłem ci już, że tak trzeba. Który to jej pokój? – Chris. No ładnie.
- Na prawo – odpowiedziała. Czułam każdy jego krok. Wiedziałam, że zaraz tu wejdzie. Zacznie się tłumaczyć, przepraszać i znowu mnie namawiać. Tak jak zawsze. Zapukał, po czym wszedł.
- Hej – niepewnie się uśmiechnął. – Możemy porozmawiać?
- Który to już będzie raz? – zapytałam cicho wlepiając wzrok w szary dywan.
- Chciałbym ci to wszystko wyjaśnić – usiadł obok mnie. Nasze ramiona się dotknęły. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Nie chcę już żadnych wyjaśnień. Chcę dostać odpowiedź.
- Jaką?
- Dlaczego mnie zostawiłeś? – zapytałam odwracając głowę w jego stronę i patrząc mu prosto w oczy. Cisza. Siedzieliśmy tak może ze dwie minuty patrząc sobie głęboko w oczy. Ja tak bardzo potrzebowałam tej prawdy. Może dzięki temu bym to wszystko zrozumiała. Może.
- Nie mogę ci powiedzieć – przełknął cicho ślinę i spuścił wzrok na swoje ręce.
- Powtarzasz się Christopher – powiedziałam z wyrzutem.
- Uwielbiam, jak wymawiasz moje imię Holly – czułam jak moje serce się uśmiecha, ale mój mózg nie pozwalał sobie na tę reakcję.
- Zmieniasz temat.
- To ja? – spojrzałam na niego ze znakiem zapytania. – Mnie namalowałaś, nie? – o nie tylko nie ten obraz.
- No – odparłam z niezadowoleniem, że zwrócił na niego  uwagę.
- Dobrze, że mnie przy tobie nie było, kiedy miałaś atak paniki, bo moja przystojna twarz… No cóż, chyba musiałbym przechodzić jakieś operacje plastyczne – nie mogłam się powstrzymać. Zachichotałam i szturchnęłam go łokciem.
- Czyli w kawiarni te wszystkie dzieła na ścianach to też twoja robota?
- Tak – znowu zapadła cisza. Siedzieliśmy tak obok siebie, a ja miałam ochotę się na niego rzucić i go przytulić. Z moich rozmyślań na ten temat wyrwał mnie jego głos:
- Brakowało mi ciebie.
- To dlaczego wyjechałeś beze mnie?
- Holly…
- Jedna prosta odpowiedź – przerwałam.
- Muszę już iść księżniczko – pocałował mnie w policzek i wyszedł. „Księżniczko”.

***

Siedziałam zza blatem i pucowałam szklanki na błysk i nie wiem, kiedy do blatu podszedł mężczyzna w czarnych okularach. Nie zauważyłam go. Dopiero, kiedy się odezwał podniosłam wzrok.
- Zielona herbata i sernik – uśmiechnął się i zdjął okulary.
- David! – pisnęłam i przeszłam na drugą stronę, żeby go przytulić.
- Cześć słońce! Wspominałaś coś o bukiecie róż? – wyszczerzył się i wręczył mi z jakieś pięćdziesiąt czerwonych kwiatów.
- Dziękuję! Są piękne – wstawiłam je do wazonu.
- Mówiłeś, że wrócisz dopiero za tydzień!
- Chciałem ci zrobić niespodziankę – mrugnął.
- No to ci się udało, kapitanie.
- Bardzo się cieszę – pocałował mnie. Tak właśnie to zrobił. Pierwszy raz odkąd jesteśmy razem. Oczywiście to odwzajemniłam. – Masz ochotę na jakąś romantyczną kolację? – zapytał z trudem zakrywając uśmiech.
- Z wielką chęcią.
- W takim razie zapraszam – podał mi rękę. Zrzucając z siebie czarny fartuch z logo kawiarni chwyciłam jego dłoń i razem wyszliśmy, rozmawiając i prawie cały czas wybuchając śmiechem.
- Zajdziemy jeszcze do mnie, okey? Przebiorę się w coś odpowiedniego.
- Jasne – odpowiedział zadowolony.
Wbiegłam do mieszkania. Wygrzebałam z szafy czerwoną sukienkę. Tą, którą dostałam od Chris’a. Próbując nie myśleć o wspomnieniach z nią związanych wzięłam szybki prysznic, nałożyłam odpowiednią i kobiecą warstwę makijażu, zakręciłam włosy w fale i wreszcie się ubrałam zakładając do tego buty na 10 centymetrowych obcasach. Nie było to łatwe, żeby w nich przejść chociaż pięć metrów, ale było warto.
- Gotowa – wyszłam z uśmiechem.
- Wyglądasz pięknie.

*Chris*


Stałem przed jej domem i jak codziennie czekałem aż wyjdzie. Tego dnia wyszła. Wyglądała przecudownie. Ubrana w czerwoną sukienkę, którą dostała ode mnie i wysokie buty, w których ledwo szła. Zaśmiałem się na ten widok. Widać było, że wyszła z wprawy. Stała się też bardziej kobieca. Pociągała jeszcze mocniej niż kiedyś. Jedyne co mi nie pasowało to ten jej chłopak. Bolało, kiedy słyszałem, jak się śmieją. Chciałem tam podbiec, chwycić i zabrać ją do samochodu, a potem z nią uciec i wrócić tam, gdzie powinniśmy być. Ale to wszystko spieprzyłem. 

____________________________
Nie sądziłam, że to dzisiaj napiszę, ale jest !
Moim zdaniem jest ok, ale mógłby być lepszy ;)
xoxo

środa, 17 września 2014

5. "Czy ty się urwałeś z księżyca Anderson?!"

- Holly! – darła się Mia, wyrywając mnie ze snu. Natychmiast zerwałam się na równe nogi i pobiegłam zobaczyć co się stało.
- Co jest? – dobiegłam zaspana do hallu.
- Patrz! – pisnęła. Jej twarz zasłaniał ogromny bukiet białych róż. – To do ciebie!
- Kto je przyniósł? – zapytałam zaskoczona.
- Zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć, a tam nikogo nie było! Tylko te kwiaty! – spojrzałam na karteczkę doczepioną do łodyg. Podeszłam i sprawdziłam, co jest na niej napisane.

Na zawsze Twój ©

Uśmiechnęłam się.
- David – powiedziałam – Jak miło z jego strony.
- Ty to masz kobieto szczęście! – wzruszyłam ramionami. – Jak tam wczoraj nasi szanowni goście?
- A no właśnie…Bo wiesz, jest mały problem.
- Zniszczona kawiarnia? – zapytała wystraszona.
- Gorzej – szepnęłam.
- O matko… - usiadła na sofie – Gadaj co się stało.
- Chris wrócił – opowiedziałam przyjaciółce wszystko po kolei z każdym szczegółem.
- Wiesz co?
- No co?
- To wszystko wygląda jak jakaś bajka albo film.
- Co ja mam teraz robić Mia?
- Kochasz go? – nie wiedziałam co odpowiedzieć. Siedziałyśmy przez dłuższą chwilę w ciszy. Czy ja go nadal kochałam? Sama nie wiedziałam co miałam jej odpowiedzieć. Rok temu bez żadnego zamyślenia bym to potwierdziła, ale to co przeszłam, kiedy odszedł… Czy można kogoś kochać mimo tego, że ten ktoś tak cię zranił? A co z David’em? Przecież to jego teraz powinnam kochać. A co jeśli kocham jednego i drugiego?
- Nie wiem – szepnęłam, widząc, że z niecierpliwością czeka na odpowiedź.
- Cokolwiek zrobisz, będę po twojej stronie – uśmiechnęła się – Ale nie myśl, że podejmę za ciebie decyzję – westchnęłam.
- Dziękuję.
- A teraz chodź. Praca czeka! – zaczęłyśmy się szykować.

***

Dzisiejszy dzień w kawiarni nie wyróżniał się niczym innym od pozostałych. Obsłużyłam kilka stolików i byłam pochłonięta kolejnymi rozdziałami książki. Czytanie przerwał mi mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. David.
- Cześć słońce!
- Czeeść! – odpowiedziałam ucieszona jego telefonem.
- Dawno się nie odzywałeś! Co tam u ciebie? – zapytałam.
- Przepraszam, ale uwierz, że nie mam czasu ani chwili przerwy.
- Rozumiem. Dziękuję za ten piękny bukiet róż. Jest cudowny.
- Co? – zaśmiał się nerwowo – Przykro mi, ale niczego ci nie wysyłałem. To pewnie jakaś pomyłka.
- Ale jak to? – niczego nie rozumiałam. Skoro nie on to kto?
- Normalnie.
- No dobrze.
- Holly?
- Tak?
- Będziesz musiała wytrzymać jeszcze kolejny tydzień.
- Co takiego?!
- Holly… - przerwałam mu.
- David ja nie wytrzymam! – zachciało mi się płakać.
- Dasz radę. Wszystko sobie przemyślałem. Bardzo mocno cię kocham i chcę z tobą być. Proszę wytrzymaj.
- David…
- Muszę już kończyć kochanie.
- Tęsknię… - rozłączył się zanim zdążyłam mu to powiedzieć. Było mi trochę przykro.
- Nie tylko on cię kocha – usłyszałam. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam uśmiechającego się Chris’a. I wtedy zrozumiałam, że chociaż chcę odwzajemnić uśmiech, chcę go przytulić i chcę, żeby był ze mną to jednak nie mogę. Nie mogę mu wybaczyć tych czterech lat.
- Od ciebie były te kwiaty – stwierdziłam.
- Podobały ci się, prawda?
- Dziękuję, ale nie trzeba było – udawałam obojętność, co do wszystkich uczuć. Miałam zamiar wygrać. Ten jedyny raz pokazać mu to co powinnam i nie dać się zmanipulować.
- Podać coś?
- Możemy porozmawiać?
- Mamy o czym?
- Proszę.
- Okey – wyszłam zza blatu i usiadłam w kącie przy jednym ze stolików.
- Nie możemy wyjść?
- Jestem w pracy.
- Dobra, może być.
- Po co tu przyjechałeś? – spytałam chyba po raz drugi.
- Wiem, że zostawiłem cię bez słowa. Bez wytłumaczenia. Ale to nie znaczy, że jesteś dla mnie nikim. Holly moje uczucia wobec ciebie się nie zmieniły.
- Przestań.
- Holly, mówię prawdę.
- Czy ty się urwałeś z księżyca Anderson?! – krzyknęłam na całą kawiarnię. Wszystkie pary oczu skierowały się na mnie. Zaczerwieniłam się, a on się cwaniacko uśmiechnął. Zignorowałam to.
- Wyjeżdżasz. Zostawiasz mnie samą bez żadnego powodu. Naiwna czekam na jakikolwiek znak życia od ciebie, cholerny telefon. Przez cztery lata cię nie ma. Opuszczam rodzinne miasto, żeby o tobie zapomnieć i kiedy ułożyłam sobie życie od nowa ty wracasz. Tak po prostu wszystko psujesz i oczekujesz, że rzucę ci się w ramiona! – wybuchłam.
- Chcę, żebyś mi wybaczyła i dała nam jeszcze jedną szansę.
- A może dokończ to co zacząłeś i daj nam święty spokój, co? – ze łzami w oczach wstałam i poszłam do domu.
W tamtej chwili nie obchodziło mnie, że zostawiłam Mię samą w pracy, że zrobiłam zapewne z siebie pośmiewisko, że dzwonił i dobijał się do drzwi. Znowu pozwoliłam sobie wrócić do tego stanu, co kilka miesięcy temu. To było złe. Bo miękłam, a miałam twardnieć. Miałam wygrać!

Sięgnęłam pod łóżko i wyciągnęłam obraz, na którym widniał Chris. Na ustach był lekko rozmazany – skutek nie poczekania na wyschnięcie. Uklękłam nad swoim „dziełem” i wpatrzyłam się w niego. W rzeczywistości miał tylko mocniejsze rysy. Poczułam to co kiedyś, kiedy byliśmy jeszcze razem. Nienawiść i miłość. Wybuchłam kolejną fazą płaczu. Najpierw chwyciłam płótno i przyciągnęłam je do siebie lekko przytulając, a potem nagle zaczęłam uderzać w niego pięściami, tak, że zrobiłam dziurę. Ale nie przejmowałam się tym chciałam się wyładować. Chciałam się tego pozbyć.

_________________________
Ostatnio piszę dłuższe rozdziały, zauważyliśćie? :D
Jak wrażenia?
+ zapraszam na tumblra http://fresaus.tumblr.com/
xoxo

niedziela, 14 września 2014

4. " Moje serce zaczęło skakać jak opętane, a wszystkie organy w brzuchu skręcały się tak, że ledwo oddychałam"

Wróciłam do środka kawiarni, usiadłam przy jednym z pustych stolików i schowałam twarz w dłoniach. Byłam załamana. Co to wszystko miało znaczyć? Dzwoni sobie nie wiadomo kiedy, wypytuje o jakieś rzeczy i potem się rozłącza. Podeszła do mnie Mia z kubkiem gorącej czekolady.
- Co się stało? – usiadła naprzeciwko mnie.
- Chris zadzwonił.
- Nie.
- Tak – spojrzałam jej prosto w oczy i nie wiadomo kiedy zaczęłam płakać. – Zaczął się pytać co u mnie i czy kogoś mam, ale kiedy ja zapytałam się go po co dzwoni tak po prostu się rozłączył.
- Holly, zawsze ci mówiłam, że to typowy idiota, który nie jest ciebie wart i jedyna rzecz, która się teraz zmieniła to tylko to, ż to typowa męska kurwa.
- Nie mów tak – szepnęłam i dopiero wtedy zorientowałam się co powiedziałam. Dlaczego zaprzeczyłam?
- Co?
- Nie nic. Przepraszam, masz rację – pokiwałam głową.
- No właśnie – chwila ciszy – Kochana, idź do domu. Poradzę sobie sama.
- Na pewno?
- Tak – lekko się uśmiechnęła.
- Dziękuję – zabrałam torbę i pobiegłam do domu.

***

Zmęczona chwyciłam za pędzel. Chciałam wyrzucić z siebie to wszystko czego powinnam się już dawno pozbyć. Jak zwykle nie skupiałam się na tym, co malowałam. Jedna kreska, druga, ciepłe barwy, padające cienie i wyszło jak wyszło. Wyszło  pięknie, ale wyszedł Chris. Przypatrzyłam się dokładnie swojemu dziełu. Dlaczego go namalowałam? Dlaczego do mnie zadzwonił? Dlaczego się rozłączył? Dlaczego odszedł? Dlaczego powraca?
Usłyszałam, że drzwi się otwierają. Mia. Kopnęłam obraz pod łóżko nie zważając na to, czy się zniszczy czy nie.
- Już jestem!
Rozmawiałyśmy z Mią do późna i razem zasnęłyśmy na jednym łóżku. Taaak, trochę było nam niewygodnie i rano obie nie byłyśmy w stanie wyszykować się na czas, ale było mi lepiej. Bynajmniej wolałam sobie tak wmawiać.

Dni leciały wolno i zupełnie normalnie. David się nie odzywał, a kiedy ja próbował się dodzwonić, nie odbierał. Bardzo mi go brakowało.

Pewnego dnia godzinę przed zamknięciem do kawiarni przyszła grupa facetów po dwudziestce. Nie lubiłam takich klientów, bo zawsze byli nieźle napaleni.
- Obsłużyć ich? – zapytała Mia, wiedząc, że teraz moja kolej.
- Nie trzeba – nie chciałam, żeby tam szła, bo to i tak by niczego  nie dało. Ją też by zaczepiali, a ja…? A ja nauczyłam się już chyba odpowiednio reagować na tego typu sytuacje. Podeszłam do stolika, dwóch blondynów, brunet i szatyn siedzący do mnie tyłem.
- Cześć – uśmiechnęłam się – Co wam podać?
- Cztery razy colę z no wiesz czymś mocniejszym, do tego jakieś orzeszki czy coś i ten telewizor działa?
- Tak.
- Możemy?
- Jasne – nasza kawiarnia zamieniała się powoli w pub.
- Na razie tyle – odeszłam i włączyłam telewizor, włączając dzisiejszy mecz. Następnie poszłam przygotowywać zamówienie.
- I jak? – zapytała mnie Mia.
- Nie jest źle. Na razie.
- Jakbyś potrzebowała pomocy to dzwoń. Mam nadzieję, że mogę cię tu samą zostawić.
- Idziesz? Już? Czyli mam zostać sama? – nie byłam tym zadowolona.
- Źle się czuję, dasz sobie radę?
- Tak, jasne – uśmiechnęłam się – Odpoczywaj.
- Jesteś cudowna – przytuliła mnie – Będę czekać w domu – wyszła, a ja nalewałam do szklanek gazowanego, czarnego napoju z wódką. Wsypałam do dwóch miseczek solone orzeszki, do większej wsypałam chipsy, ustawiłam wszystko na tacy i zaniosłam.
- Dzięki wielkie blondyneczko – mrugnął do mnie brunet. Przewróciłam oczami.
- Nie ma za co – wróciłam za blat. Nikogo oprócz nich i mnie już nie było. Spojrzałam za okno. Ciemno. Nalałam sobie soku i chwyciłam za książkę. Nie zwracając uwagi na emocjonalne krzyki i śmiechy ze stolika zaczęłam czytać.
Nie wiem ile czasu minęło, ale drzwi do kawiarni się otworzyły. Oderwałam się od lektury i spojrzałam na zegarek. Kto przychodzi 20 minut przed zamknięciem? Odwróciłam się, powoli wstając. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Moje serce zaczęło skakać jak opętane, a wszystkie organy w brzuchu skręcały się tak, że ledwo oddychałam. Podszedł do blatu. Popatrzył się na mnie, a ja to odwzajemniłam.
- Cześć – powiedział, a ja dopiero wtedy się ocknęłam.
- Cześć.
- Piękna, jak zawsze – westchnęłam.
- Chyba muszę już zamykać. Przepraszam – wyszłam zza blatu i podeszłam do zajętego stolika.
- Panowie, kończymy na dziś – wyjęłam rachunek.
- Chwileczkę, chwileczkę paniusiu – podniosłam brwi do góry i skierowałam wzrok na bruneta.
- Coś niejasnego? Powtórzyć? – nigdy po prostu przenigdy, gdyby była sama nie odważyłaby się tak do nich odezwać. Ale chyba świadomość tego, że oparty o blat Chris stoi i się na to wszystko patrzy dawała mi dziwne bezpieczeństwo i odwagę.
- Kotku nie denerwuj się.
- Kotka to ty będziesz zaraz głaskał na ulicy, jak cię stąd wywalę, jasne?
- Uuuu, jaka ostra! – krzyknął jeden blondyn, a inni mu zawtórowali. Zaczęło się robić niefajnie.
- Dobranoc – odpowiedziałam lekko się załamując, bo wiedziałam, że choćbym chciała być nie wiadomo jak surowa, poważna i odważna to oni i tak nie wyjdą.
- Możemy się jeszcze zabawić z tobą – mrugnął do mnie szatyn i dotknął mojej dłoni. Od razu przy mnie pojawił się Chris.
- Jak ona mówi, że macie wyjść to macie wyjść do cholery – warknął, a mnie przeszły ciarki.
- Koleś, możemy się nią z tobą podzielić – mruknął brunet, a Chris momentalnie podniósł go za koszule i wywalił na podłogę.
- Chris! – pisnęłam. Byłam zdruzgotana.
- Wypierdalać – otworzył im drzwi i wyszli, a on za nimi. Zakluczyłam drzwi i zaczęłam zbierać naczynia, uświadamiając sobie co przez ostatnie 15 minut się wydarzyło.
1) Chris tu przyjechał i mnie odnalazł to było złe.
2) O mały włos nie doszło do jakiejś bójki to też było złe.
3) Pomógł mi się pozbyć tej bandy to już było dobre.
Szybko uwinęłam się ze sprzątaniem, zgasiłam światło i wyszłam tylnym wyjściem. Kiedy zamykałam kawiarnię, ktoś zapytał:
- Wszystko w porządku? – podskoczyłam ze strachu.  Zachichotał. – Spokojnie to tylko ja.
- Tylko ty, czy aż ty? Tak, jest okey. Dziękuję.
- Odprowadzę cię.
- Nie.
- Tak.
- Nie. Po co tu w ogóle przyjechałeś, co?
- Po ciebie.
- Chyba sobie  żartujesz.
- Nie.
- Daj mi święty spokój, okey?

- Dzisiaj ci dam, ale pogadamy jutro – wbiegłam po schodach do domu. Mia już spała. Wyjrzałam przez okno. Stał tam.

_______________________

Rozdział dosyć długi, ale beznadziejny.
xx

środa, 10 września 2014

3. "Bałem się, że mnie znienawidziłaś. - Nie myliłeś się..."


Zostawisz mi jakiś komentarz?


Rano, ponieważ miałam na późniejszą zmianę  chciałabym spać dłużej, ale jednak nie mogłam , bo David wypływał dzisiaj w rejs na nie wiadomo ile. Trzeba więc było się z nim pożegnać, prawda?
Wstałam, ogarnęłam się, ubrałam, zjadłam na szybko jakąś kanapkę i wyszłam kierując się w stronę portu. Po 15 minutach byłam na miejscu. Wysiliłam wzrok i dojrzałam go na statku.
- David! – krzyknęłam i pomachałam ręką. Na szczęście usłyszał i odmachał mi z trochę mniejszym entuzjazmem, ale cóż… Zamienił jeszcze kilka słów z jakimś mężczyzną i przybiegł do mnie.
- Płyniesz ze mną? – zapytał zatrzymując się przede mną z wielkim uśmiechem. Spodziewałabym się przynajmniej jakiegoś uścisku, ale chyba muszę się zacząć przyzwyczajać do uśmiechów, bo on chyba woli zachowywać przestrzeń osobistą czy coś w tym stylu.
- Obawiam się, że nie mogę – odpowiedziałam chichocząc.
- No przecież wiem – wywrócił oczami, a ja za bardzo nie wiedziałam, czy to na poważnie, czy robi ze mnie jakąś idiotkę…
- Kiedy wracasz? – powiedziałam ni stąd ni z owąd.
- Za kilka dni. Góra tydzień.
- Uważaj na siebie.
- Ty też Holly – pocałował mnie w czoło (odblokowano nowe osiągnięcie! – poczujcie ten sarkazm). Mimo wszystko zrobiło mi się miło.
- Będziesz tęsknić? – zapytał.
- Pewnie tak – lekko się uśmiechnęłam.
- Muszę już iść. Trzymaj się – ścisnął moją dłoń i poszedł. Jakoś to wszystko było takie bez większych uczuć, ale tak pewnie zachowują się normalne pary w rzeczywistym świecie. A nie po przejściach, które dzieją się tylko w filmach.
Miałam jeszcze czas, więc poszłam do domu. Namalowałam obraz, na którym był biały prom, jakiś człowiek (zapewne David) nim płynący i użerający się na ogromnym pustym morzu ze sztormem. Pozostawiłam obraz do wyschnięcia i poszłam do kawiarnii.

*Tydzień później*

O Chris’ie praktycznie już zapomniałam. Stawało się dla mnie przeszłością, o której trzeba po prostu zapomnieć. Czekałam na David’a z utęsknieniem, bo jednak brakowało mi jego dzień w dzień takich samych zamówień i ogólnie jego towarzystwa. Jednak ten zadzwonił do mnie w środku nocy i oznajmił, że jego nieobecność będzie przedłużona o prawdopodobnie kolejny tydzień. Chociaż przepraszał i mówił, że wspominał iż z jego pracą tak właśnie bywa to jednak trochę chodziłam naburmuszona.
Podeszłam do stolika numer sześć, przy którym siedziała starsza pani.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się.
- Mogę przyjąć zamówienie? – zapytałam.
- Poproszę szarlotkę z czarną herbatą i deser lodowy z owocami – uśmiechnęła się.
- Dobrze. Proszę chwileczkę poczekać – odwróciłam się, ale po chwili poczułam na swojej dłoni dotyk pomarszczonej skóry. Spojrzałam ponownie na „babcię”.
- Coś jeszcze?
- Jest pani piękna, w środku, jak i na zewnątrz – uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję – odeszłam i zaczęłam przygotowywać zamówione pyszności. W pewnym momencie zadzwonił mi telefon. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, czy ktoś czegoś potrzebuje, ale jedynymi klientami była starsza pani wyraźnie zaciekawiona widokiem za oknem i młode małżeństwo, kończące już swój tutejszy pobyt. Stwierdziłam, że mogę odebrać.
- Halo? – odezwałam się.
- Cześć, Holly – wzięłam filiżankę z herbatą do ręki.
- Kto mówi? – zapytałam niepewnie.
- Chris – filiżanka upadła na podłogę, rozbijając się na kawałki. Wzrok wszystkich gości wylądował na mnie. Z kuchni wybiegła Mia, a ja stałam nieruchomo gapiąc się na okno i rejestrując obrazy jakie odtwarzał mój mózg. A było to każde wspomnienie.
- Holly, wszystko w porządku? – nie odezwałam się – Halo? – Mia pokazała mi ręką, że mogę wyjść na dwór i ona mnie chwilowo zastąpi. Otworzyłam drzwi z tyłu budynku i razem z podmuchem wiatru się ocknęłam.
- Tak, wszystko okey – odpowiedziałam szeptem.
- Pamiętasz mnie jeszcze?
- Niestety – odparłam.
- Co u ciebie słychać?
- Jest w porządku – odpowiedziałam, ale miałam ochote jeszcze dodać: ale równie beznadziejnie i ty powinieneś o tym wiedzieć.
- Mhm. Masz kogoś?
- Tak – powiedziałam bez wahania, ale po chwili zastanawiałam się, czy to na pewno aby jest związkiem. Bo chyba jak się kogoś kocha to się mu o tym mówi, dzwoni się do niego chociażby raz na dwa dni, a nie raz na tydzień i w jakikolwiek sposób się to oznajmia.
- A ty?
- Nie – zamurowało mnie. On? Nikogo nie ma?
- Kłamiesz.
- Raczej nie.
- Dawno się nie odzywałeś - zmieniłam temat.
- Nie umiałem, nie wiedziałem, jak. Bałem się, że mnie znienawidziłaś.

- Nie myliłeś się. Po co dzwonisz? – nie usłyszałam odpowiedzi, bo się rozłączył. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić...

___________________
Jejku już sama nie mogę się doczekać
kolejnego rozdziału^^ (hahahha)
Trzymajcie się ciepło!
xoxo

sobota, 6 września 2014

2. "Ale ty jesteś inny i chciałbyś, żebym dała ci szansę"

W nocy na rozkaz Mii namalowałam kolejny obraz. Od razu je go zapakowała i razem z poprzednim kazała mi je zabrać do kawiarni. W sumie to nie miałam nic przeciwko.
Podczas gdy ona razem z szefem wieszała moje dzieła i razem się nimi zachwycali, ja miałam na głowie całą kawiarnię. Na szczęście punktualnie o osiemnastej zjawił się David.
- Gotowa? – zapytał całując mnie w policzek.
- Mhm – odparłam, a zrzucając z siebie czarny fartuch krzyknęłam:
- Wychodzę Mia!
- Baw się dobrze – usłyszałam, kiedy opuszczałam miejsce pracy. Muszę przyznać, że pomimo iż na randce byłam cztery lata temu to jednak jakoś bardzo się nie stresowałam. Może dlatego, że było mi obojętne, jak to wszystko pójdzie. Możliwe. Do kina szliśmy w ciszy. Jednak mi było trochę za cicho więc zapytałam:
- Na jaki film idziemy?
- Kupiłem już bilety na komedię romantyczną „Tylko we Dwoje” mam nadzieję, że będzie ci odpowiadać.
- Tak, jasne. Na pewno będzie super – ale tak naprawdę nie miałam ochoty na to iść. Po tym wszystkim co mnie w życiu spotkało wolałam oglądać jakieś horrory albo kryminały. Ale przecież nei chciałam robić mu przykrości ani problemów więc z grzeczności udawałam, że wszystko jest wspaniale.
Nie mogę powiedzieć, że nie było miło, bo widziałam, jak David się stara, żebym czuła się jak najlepiej. Jednak w środku filmu nie wytrzymałam. Nie mogłam wytrzymać w towarzystwie zakochanych w sobie par. Pod pretekstem skorzystania z toalety wyszłam przed salę. Wyszłam, ale już tam nie wróciłam. Czekałam aż film się skończy i będę mogła wrócić do domu, wspominając ten wieczór jako jeden z „udanych”. Na szczęście po piętnastu minutach David zrozumiał, że ze mną chyba coś nie tak i opuścił salę z zaniepokojonym wyrazem twarzy.
- Coś się stało? – zapytał.
- Źle się poczułam, ale już wszystko w porządku – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Chcesz wrócić na film?
- A ty?
- Chyba nie. Z resztą, muszę ci coś jeszcze dzisiaj powiedzieć.
- Co takiego?
- Zobaczysz, a na razie chodź – chwycił mnie za dłoń i wyszliśmy z kina. Było ciemno, a latarnie w tej części miasteczka występowały naprawdę rzadko. Czułam tylko, że pod nogami mam raz chodnik, a raz coś jakby błoto lub wystający konar, przez którego z łatwością mogłabym wyrżnąć, gdyby nie David. Stanęliśmy na drewnianym poście. Byliśmy nad brzegiem Tamizy. Przed moimi oczami okazał się ogromny, elegancki prom.
- Mówiłem ci, że jestem marynarzem, ale nie wspominałem nic o kapitanie, prawda?
- Ten prom, to twój?
- Nie, jeszcze nie mój, ale jutro wyruszam w rejs z jakimiś biznesmenami.
- Jestem pełna podziwu, naprawdę.
- Chciałbym ci coś powiedzieć, mogę?
- Jasne!
- Ale najpierw pokażę ci moją własność – przeszliśmy trochę dalej. Zobaczyłam biały, nowoczesny jacht.
- Jest świetny!
- Chcesz nim popłynąć?
- Jeśli to nie będzie problemem, to z chęcią.
- Dla ciebie wszystko – mrugnął do mnie. Odpalił silnik i wypłynęliśmy. Czułam się po prostu cudownie. Była praktycznie cisza, idealna temperatura i wiatr we włosach. Po kilku minutach zatrzymał się. Spojrzałam n niego pytająco.
- Muszę ci to wreszcie powiedzieć.
- Słucham – usiadłam naprzeciwko niego.
- Nie wiem jak tamten facet to zrobił, ale kiedy odszedł zabrał ze sobą całe twoje szczęście i teraz cholernie trudno je odzyskać. Ale ja wiem, że chociaż w pewnym stopniu temu podołam.
- Do czego zmierzasz? – nie za bardzo wiedziałam o co mu chodzi. Nie potrzebowałam, żadnych statystyk dotyczących mojego szczęścia. Byłam… Ja nie wiem, czy kimkolwiek byłam… Ale on na pewno nadawałby się na psychologa.
- Wpadłaś mi w oko Holly White. I wiem, że każdy inny ci to pewnie mówi, ale ja…
- Ale ty jesteś inny i chciałbyś, żebym dała ci szansę – dokończyłam. No tak, tego się mogłam spodziewać. Ale nie byłam jakoś tą sytuacją urażona czy odrażona.
- Tak – popatrzył mi w oczy – Moja praca też jest jaka jest, bo często mnie na długo nie ma, ale myślę, że właśnie dlatego oboje potrzebujemy tego samego.
- No cóż… Myślę, że możemy spróbować… - szepnęłam i spodziewałam się co najmniej muśnięcia w usta, a dostałam w policzek. Co było lekko dziwne, ale to ja byłam przyzwyczajona do okazywania uczuć Christophera White’a a nie on.
Wróciliśmy, odprowadził mnie do domu i obiecał, przyjść się jutro pożegnać.



_____________________________________________
Uważam, że rozdział jest przeraźliwie nudny i beznadziejny!
Ale w następnym postaram się już o Chris'a ^^
xx

wtorek, 2 września 2014

1. "Chris nienawidził zielonej herbaty"

*CZTERY LATA PÓŹNIEJ*

Minęły cztery lata odkąd wyjechał i dwa odkąd wyprowadziłam się z domu do Grays urywając kontakt z przyjaciółmi. Tylko z mamą i Alex’em rozmawiałam przez telefon raz na jakiś czas. Musiałam wyjechać, bo oprócz rodziny nie miałam niczego do stracenia. A on nie zadzwonił ani razu. Bynajmniej do mnie się nie odzywał. Może to i dobrze, bo nie potrafiłabym powiedzieć czegoś mądrego oprócz wyzywania go od najgorszych.
W domu wszystkie wspomnienia wracały. Często lądowałam w szpitalu, dostawałam furii, płakałam wtulając się w jego ubrania. Było mi pusto, zostałam bez żadnych uczuć i często chodziłam zamyślona. Jednak i na szczęście podjęłam się wyjazdu.
Dostałam pracę w małej kawiarence nad rzeką. Urocze miejsce. Byłam tylko kelnerką, ale ta praca dawała mi trochę radości. Dopóki nie przyszła jakaś para albo nie było dużego ruchu. Przyznaję, że wtedy potrafiłam płakać albo gapić się przed siebie. Na szczęście poznałam osobę, która była dla mnie jak starsza siostra. Pracowała razem ze mną, opiekowała się mną, kiedy przychodziły gorsze chwile, znała całą historię i dała mi dach nad głową.
- Mała stolik trzeci czeka! – krzyknęła z kuchni Mia.
- Już idę! – powędrowałam w czarnym fartuchu do chłopaka, przypuszczając niewiele starszego ode mnie.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się – Mogę przyjąć zamówienie?
- Poproszę sernik i zieloną herbatę.
- Dobrze, zaraz przyniosę – powędrowałam na swoje miejsce i kroiłam sernik, a potem wstawiłam wodę i zalałam herbatę. W tym czasie przy blacie usiadł chłopak. Ten sam, który przed chwilą składał zamówienie.
- Coś się stało? – zapytałam.
- Mi? Raczej nie. To z panią jest coś nie tak – podałam mu filiżankę i talerzyk – David Baker – przedstawił się.
- Holly White, miło mi, ale u mnie wszystko w porządku – uśmiechnęłam się – Smacznego.
- Przychodzę tu codziennie i zamawiam to samo, a ty mnie wciąż nie kojarzysz – zachichotał, a ja zauważyłam, że on ma rację.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. To przez niego cierpisz, prawda?
- Przez kogo? – zaśmiałam się.
- Nie wiem, ale porządnie cię zranił.
- Ty jesteś jakimś psychologiem, czy coś? – zapytałam.
- Marynarzem.
- Ciekawe.
- Może.
- Codziennie się ci przyglądałem. Uśmiechałem się do ciebie i starałem się zwrócić na sobie twoją uwagę, ale ty nic. Jakbyś była zakochana w tym jednym i chociaż prawdopodobnie cię już zostawił ty nie umiesz bez niego żyć.
- To nie twoja sprawa – burknęłam, a w oczach pojawiły mi się łzy.
- Przepraszam. Trzymaj się. Do zobaczenia jutro i przestań o nim myśleć. Nie wiem jak ktoś mógłby zranić w ten sposób taką osobę, jak ty – uśmiechnął się, zapłacił i wyszedł. A ja go tak po prostu polubiłam. Chyba dlatego, że mówił o tym wszystkim szczerze. Nie litował się nade mną. Tego potrzebowałam.
Pomogłam Mii przy wieczornych gościach i w nocy razem wróciłyśmy do domu. Byłyśmy bardzo zmęczone, ale jak co noc moja przyjaciółka kazała mi się wypłakać. W jej ramionach. Oczywiście prawie zawsze z tego korzystałam, ale nie wtedy.
Wzięłam sztalugę, farby i zaczęłam malować. Byłam już prawie nieprzytomna i dopiero rano Mia oznajmiła mi co takiego namalowałam.
- Holly! – pisnęła.
- Tak? – mruknęłam zaspana.
- Ty umiesz tak pięknie malować?! – zerwałam się na równe nogi i popatrzyłam się na swoje dzieło. Dwoje ludzi, siedzących nad jeziorem. Mężczyzna obejmował kobietę i wydawało mi się, że ją chroni.
- To moje wspomnienie – szepnęłam i wyciekła mi łza. Natychmiast ją starłam.
- Piękne! – popatrzyła na mnie i szeroko się uśmiechnęła.
- Co ci znowu przyszło do głowy? – zapytałam.
- Namalujesz więcej takich obrazów. A potem wywiesimy je w kawiarni! Szef na pewno się zgodzi!
- Jak chcesz – wzruszyłam ramionami i poszłam do łazienki.

*Kilka godzin później*

Przygotowywałam kolejne zamówienie, kiedy za plecami usłyszałam:
- Zielona herbata i sernik – uśmiechnęłam się pod nosem i przypomniałam sobie, że Chris nienawidził zielonej herbaty.
- Już się robi.
- Co tam słychać Holly?
- Nic ciekawego, jak zawsze a u ciebie? – zapytałam z grzeczności.
- Zastanawiam się, czy pewna śliczna dziewczyna się ze mną umówi.
- Zapytaj ją – podałam mu deser.
- Hmm. To chyba dobry pomysł - wyszłam zza blatu, żeby obsłużyć kolejnych klientów. Po chwili wróciłam.
- Holly White czy umówisz się ze mną?
- Na randkę? – podniosłam brwi.
- Możliwe. Wolisz kino, czy teatr?
- W tym miasteczku jest teatr? – zapytałam zdziwiona.
- Raczej nie – wybuchłam śmiechem – Zapytałem z nadzieją, że wybierzesz kino.
- Myślę, że kino będzie idealne.
- Jutro o osiemnastej?
- Nie mogę mam zmianę.
- No idź! Zastąpię cię – szturchnęła mnie Mia.
- W takim razie do zobaczenia! – mrugnął do mnie i wyszedł.

Przez cztery lata nie byłam na żadnej randce. W ogóle to po co ja się do cholery zgodziłam?! No nic będzie ciekawie…

____________________
Nie wiem, czy Wam się to podoba. Moim zdaniem nie jest najgorzej.
Proszę o jakieś KOMENTARZE :)
KC :*